Wsiadł dzisiaj do mojej „bryki” jegomość w średnim wieku. Włos lekko przerzedzony, wzrok błyszczący, „garniak” na grzbiecie. Wydał mi się jakoś tak dziwnie znajomy. Jakby z telewizji albo z gazety. Języka na wodzy utrzymać nie sposób. Taka to nasza zawodowa przypadłość. - Skąd ja pana znam - pytam pasażera i w tym momencie rozpoznaje w nim znanego polityka tomaszowskiej Platformy Obywatelskiej. Wstyd mi się zrobiło. Próbowałem się usprawiedliwić - Nie poznałem pana, przepraszam - mówię. - Bardzo się pan zmienił na twarzy po zmianie miejsca zatrudnienia.
Mój klient, jakby posmutniał i lekko się zmieszał. Pomyślałem, że chyba „strzeliłem” jakąś gafę. Postanowiłem jakoś zatrzeć złe pierwsze wrażenie. - Co tam panie w polityce - zadaję pytanie, po którego usłyszeniu ożywia się większość naszych rodaków.
Tak samo było i tym razem. Rozmowa nabrała rozpędu. Platformowiec okazał się prawdziwie utalentowanym gawędziarzem, przy którym Zofia Bigosowa mogłaby wypaść co najmniej blado. Ile ja się dowiedziałem, w czasie krótkiego kursu na dworzec. Kto z kim, kto kogo, kto gdzie i dlaczego. Uff, będzie co przez tydzień na postoju opowiadać.
Jednak jedna informacja zmroziła moje taksówkarskie serce. Kiedy ją usłyszałem zamarłem i nie mogłem złapać oddechu. Chciałem się nawet zatrzymać i spróbować się uspokoić ale pasażer spieszył się na pociąg. Mocniej zacisnąłem palce na kierownicy a myśli przelatywały przeze mnie, niczym kule z karabinu maszynowego marki Maxim.
W uszach brzmiały mi słowa - Czy pan wie, że pan prezydent Komorowski wraz z małżonką, jadą w przyszłym tygodniu z wizytą do kilku państw Kaukazu Południowego? - I kolejne dźwięczne, jak kościelny dzwon. - Będą w Azerbejdżanie, Armenii i Gruzji.
To ostatnie raziło mnie, jak grom z jasnego nieba. - Jak do… do… do… Gruzji? To niemożliwe. Panie, ja pamiętam jak tam ostatnio był polski Prezydent. Wtedy do niego strzelali. Nikt nawet nie wie kto. Pan Komorowski, to nawet dziwił się, że nie trafili i mówił, że „jaki prezydent, taki i zamach”. A teraz sam tam jedzie? - ¬mówiłem rozgorączkowany, jąkając się i krztusząc. - To jak my teraz mamy to rozumieć? Że jak nikt się na pana Komorowskiego nie zamachnie, to on będzie dobry, czy może zły prezydent?- W samochodzie zaległa cisza. Zatrzymaliśmy się przed dworcem. Pasażer zapłacił za kurs. Stwierdził, że reszty nie trzeba i zniknął. Ja pozostałem zastanawiając się, czy to przypadkiem nie sen. Ale przecież szeleszczący banknot pozostał w moim ręku.
Napisz komentarz
Komentarze