- Po przybyciu na miejsce wypadku użyto kamer termowizyjnych i koparek odsysano też piasek przy zapadlinie – mówi dla Strefy FM Arkadiusz Makowski rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi. – Niestety nie przyniosło to efektu. O godzinie 13:30 przybył kierownik prac podwodnych z Piotrkowa Trybunalskiego i podjął decyzję o przeszukaniu zapadliny z Łodzi pływającej.
Ze względu na dużą niestabilność i niebezpieczeństwo przy prowadzeniu prac podwodnych odstąpiono od penetracji zbiornika przez nurków. Akcję strażacy zakończyli wczoraj o godzinie 18.
- Najpierw przyjechali Strażacy z Tomaszowa, którzy nie mieli, można powiedzieć, żadnego wyposażenia – wyjaśnia prezes zarządu kopalni Sławomir Mokrzysz. – Później przyjechała grupa z Piotrkowa, która miała nurka ale nie wysłano go pod wodę. Sprowadziliśmy więc jednostkę specjalistyczną z Łodzi, wyspecjalizowaną w tego typu akcjach ratunkowych. Badamy sytuacje w Centralnej stacji Ratownictwa Górniczego i opracowuje my dalszy tok postępowania w tej chwili. Jest to pierwszy wypadek śmiertelny w historii Białej Góry – podkreśla prezes. – Jesteśmy normalnym przedsiębiorstwem i to, co wynika z obowiązujących przepisów jest u nas robione.
34 – letni mężczyzna osierocił dwoje małych dzieci. Władze spółki zapewniają, że rodzina ofiary wypadku udzieli każdej możliwej pomocy jego rodzinie.
Tomaszowska prokuratura zbada natomiast czy nie doszło do złamania przepisów z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy.
----
Napisz komentarz
Komentarze