Gdy na zegarach wybiła godzina 13:00, na boisko przy ulicy Kosynierów Gdyńskich zawodnicy obu zespołów zostali wyprowadzeni przez trójkę sędziowską. Pogoda coraz bardziej dawał się we znaki, więc nie było na co czekać; zabrzmiał pierwszy gwizdek.
Mimo, że rozpoczęli gospodarze, to tomaszowianie przeprowadzali pierwsze ataki, które mogły skończyć się bramkami. Patrząc przez pryzmat pierwszych minut mogło się wydawać, że kluczem do sukcesu okażą się stałe fragmenty gry. Rzuty rożne wykonywane przez Dominika Trepiaka oraz rzuty Mariusza Rzeźnickiego wprowadzały spore zamieszanie w polu karnym a bliscy zdobycia pierwszego gola w nowym sezonie byli Artur Dębiec oraz Dawid Kasprzycki.
Okazję do objęcia prowadzenia miał także Fabian Piasta, który po podaniu ze środka boiska znalazł się w pozycji sam na sam z bramkarzem. Widząc na dogodniejszej pozycji partnera z drużyny postanowił podać do niego, by ten musiał jedynie dostawić nogę. To podanie okazało się jednak zbyt mocne.
Swoje nieliczne szanse marnowali również zawodnicy Widzewa. Chwila nieuwagi wystarczyła, by piękny strzał pod poprzeczkę kapitana gospodarzy dał łodzianom prowadzenie. Świetnym refleksem oraz trzeźwością umysłu popisał się golkiper „Trójki” Szymon Milczarek, który zmuszany był do interwencji w pierwszej połowie zaledwie raz. Po upływie 40 minut arbiter główny zaprosił oba zespoły na 10 minutową przerwę do szatni.
Druga połowa miała zmienić oblicze spotkania. Pomóc w tym mieli wprowadzeni na boisko przez trenera Wiesława Żmudę Patryk Wachowiec oraz Sebastian Piotrowski, którzy zmienili Filipa Klibera oraz Fabiana Piaste. Plan w części został zrealizowany 4 minuty po gwizdku oznajmiającym początek drugiej odsłony.
Świetne podanie od Kamila Krzemińskiego z własnej połowy otrzymał Sebastian Piotrowski. Piłka minęła całą linię obrony a desygnowany do gry przed czterema minutami Piotrowski znalazł się w pozycji sam na sam bramkarzem i nie dał mu żadnych szans. Pewnym strzałem w bliższy róg bramki pokonał golkipera gości, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie.
Od tego momentu czas płynął na niekorzyść tomaszowian. Coraz śmielej zaczęli atakować gospodarze, co zmusiło kapitana „Trójki” do wielokrotnych interwencji nie tylko w polu karnym, lecz i przed nim.
Zagrożenie bramki przeciwnika ma tylko jedną wadę, a mianowicie odsłania rywalowi część boiska, dając mu możliwość do kontrataku. Właśnie w ten sposób powstawały jedyne ataki tomaszowskiej „Trójki” w drugiej połowie.
Świetnymi podaniami do partnerów z zespołu popisywali się Mariusz Rzeźnicki wraz z Dawidem Kasprzyckim. Niestety, po żadnym z nich piłka nie mogła trafić do siatki przeciwnika i wynik nie uległ zmianie. Wynik powinien cieszyć, lecz styl w jaki tomaszowianie osiągnęli cel nie prognozuje zbyt optymistycznie na przyszłość. Niemniej jednak zwycięstwo jest najważniejsze.
Kalibur
Napisz komentarz
Komentarze