Przysłuchując się rozmowom między lekarzami, pielęgniarkami, ratownikami, a Rządem (zawsze rozmawia tylko jedna z grup zawodowych) ma się wrażenie, że problemom w opiece zdrowotnej winni są jedynie politycy. Za każdym razem słyszymy o pieniądzach, które należy wpompowywać do systemu. I one są pompowane. W ostatnich latach nakłady wzrosły w dużym stopniu, żeby nie powiedzieć, że w wielu przypadkach ponad miarę. Problemem jest to, że pieniądze są przejadane, a rynek pracy doprowadził do sytuacji, że żądania płacowe medyków przybierają monstrualne rozmiary. Przy czym nie zawsze w parze z wynagrodzeniami idzie jakość obsługi pacjenta, o czym poczytać można w mediach społecznościowych. Wynagrodzenia lekarzy specjalistów w publicznych szpitalach na poziomie 50 tysięcy miesięcznie wcale nie należą do rzadkości. Kiedy jednak słyszymy, że anestezjolodzy w jakimś szpitalu domagają się stawki 400 zł za godzinę pracy, to zażenowanie przechodzić zaczyna w irytację a ta z kolei musi zakończyć się społecznym gniewem. Przejdźmy jednak do głównego tematu, czyli pisma, które Związki Zawodowe Ratowników Medycznych rozesłały do radnych, oraz wojewody.
Przede wszystkim już na samym początku (by nie było nieporozumień) zaznaczę, że uważam, iż ratownicy medyczni są grupą zawodową w systemie opieki zdrowotnej zbyt nisko wynagradzaną. Chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. Stawki, jakie im się proponuje są na bulwersującym poziomie, szczególnie w zestawieniu z innymi medycznymi grupami zawodowymi. Pisałem o tym wielokrotnie, między innymi w artykule "Ratownik za dychę". W dodatku ich praca odbywa się w warunkach wysokiego stresu i pod presją czasu. Jednak ich praca nie może być oceniana (tak jak sugerują) w oderwaniu od całości systemu. Tak samo jak nie może być w ten sposób traktowana praca pielęgniarek czy lekarzy. W dodatku oni wszyscy (wbrew własnym opiniom) nie mogliby funkcjonować bez laborantów, diagnostów, radiologów, ale i... inżynierów, obsługi technicznej a nawet salowych i sprzątaczek.
- Jednym z postulatów artykułowanych przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych jest odszpitalnienie zespołów ratownictwa medycznego i powstanie samodzielnych podmiotów, realizujących wyłącznie zadania ZRM na terenie województw. Pozwoli to na alokacje środków finansowych przeznaczonych na działania tylko i wyłącznie na System Ratownictwa Medycznego. Dzięki takim działaniom systemowym utrzymana zostanie wysoka jakość ratownictwa przedszpitalnego, który w obliczu powolnej acz postępującej degeneracji innych zakresów świadczeń zdrowotnych jest w chwili obecnej filarem systemu ochrony zdrowia w Polsce.
- czytamy w piśmie do radnych i wojewody. Zadziwiające jest to, że jest to stanowisko zbieżne z tym, z jakim mieliśmy do czynienia przy próbie przejęcia ratownictwa w Tomaszowie przez WSRM. Więcej na ten temat pisaliśmy dwa lata temu w artykule Czy Tomaszów straci Pogotowie Ratunkowe?. Protesty spowodowały, że plany Wojewódzkiej Stacji się nie powiodły. Co ciekawe stacja w odróżnieniu od tomaszowskich generowała straty. Tu chyba zresztą jest klucz, bo rozszerzenie działalności miało stratę zredukować. To, że Tomaszów, czy Radomsko generują zyski, to też zasługa... księgowych. Wystarczy zmiana sposobu naliczania kosztów stałych, by sytuacja się diametralnie zmieniła. A chyba nie o to chodzi, by kreatywna księgowość stosować na co dzień.
W patologicznym systemie już tak jest, że jedne działy przynoszą zyski a inne straty. Jedne bez drugich często nie mogą się obyć. Wyobraźmy sobie, że w związku ze stratami zamykamy oddział chirurgiczny, położniczy, ortopedyczny, neurologiczny, psychiatryczny i inne. Mało który przynosi zysk lub wychodzi na zero. Podobnie jest z poradniami specjalistycznymi. Gdzie będą wozić pacjentów Zespoły Ratownictwa Medycznego? Można by tu sparafrazować znany cytat z Potopu Sienkiewicza, który mówiłby, "że służba zdrowia jest jak ten kawałek sukna" który każdy ciągnie w swoją stronę, by jak najwięcej mu w garści pozostało. Tak można odczytać inny fragment pisma
Tomaszowskim Centrum Zdrowia chwalą się zyskiem prawie miliona złotych na ratownictwie medycznym chcieli byśmy zapytać dlaczego Samorząd Powiatu Tomaszowskiego toleruje tego typu działania? Z artykułu wynika że kontrakt na ratownictwo medyczne służy jako pewnego rodzaju zapomoga finansowa dla Tomaszowskiego Centrum Zdrowia. Pieniądze z kontraktu które trafiają na Zespoły Ratownictwa Medycznego powinny być zagospodarowane w tym zakresie a nie stanowić deskę ratunkową dla placówki która nieudolnie próbuje zrekompensować sobie marne efekty działań w pozostałych zakresach realizowanych świadczeń.
Zarządzanie tak dużym szpitalem jak ten w Tomaszowie Mazowieckim to nie zabawa. Wystarczy poczytać branżową prasę, by dowiedzieć się, że wyceny świadczeń zdrowotnych są niedoszacowane. W dodatku system funkcjonuje tak, że blokuje rozwój. Poruszanie się w sprawny sposób między różnymi grupami interesów (bo to chyba właściwsze określenie niż grupa zawodowa) wymaga nie lada umiejętności. Chyba, że prowadzi się placówkę w formie zakładu budżetowego. Wtedy "hulaj dusza, piekła nie ma". Nikt za nic nie odpowiada, a ktoś długi i tak zapłaci.
Przy naczyniach połączonych trudno mówić, że jedno zasilając inne udziela im zapomogi. Jest raczej niezbędną częścią całości. Czy pisanie o nieudolności ma uzasadnienie? Cóż... wszystkie szpitale publiczne w województwie łódzkim generują straty. Chyba poza Tomaszowem i Radomskiem.
Na rynku funkcjonuje wiele prywatnych podmiotów leczniczych. Specjalizują się najczęściej w wysokodochodowych procedurach medycznych. Żadna prywatna firma nie prowadziłaby do prowadzenia deficytowego oddziału, gdyby nie miała przy okazji możliwości zrekompensowania strat..
Polecam także Szpital nie dla pacjentów
Napisz komentarz
Komentarze