Nie pamiętam dokładnie od ilu lat, od którego roku w moim mieście, tradycyjnie odbywają się Dni Tomaszowa. Ale zawsze rozpoczynają się w ostatni, czerwcowy weekend, tuż po rozdaniu w tomaszowskich szkołach świadectw promujących uczniów do następnej klasy czy ukończeniu szkoły. Zapewne, wg moich wyliczeń, odbywają się od około 25 lat a może mniej, może więcej ale nie jest istotne, od kiedy?
Istotnym jest to, że ta forma spotkań mieszkańców, dzieci i młodzieży, dorosłych, emerytów i starców w jednym, stałym obiekcie miasta jest czymś wielce humanitarnym, towarzyskim, a nawet sąsiedzkim, wspaniałym „wynalazkiem”. A wszystko odbywa sie przy muzycznym akompaniamencie, tańcach i piosenkach będących na topie zespołach, indywidualnych wykonawcach tak krajowych, regionalnych, lokalnych czy estradowych satyryków. Złośliwi, miejscy czy powiatowi malkontenci, zawsze zarzucają organizatorom, że są to kosztowne, zbędne „igrzyska” a występy krajowych artystów to zwyczajna „wyborcza kiełbasa”.
Pamiętam, że jednego roku wystąpiła, będąca na topowym szczycie, bardzo popularna w Polsce, brytyjska grupa rock’n’rollowa „Smokie”, to i tak znaleźli się osobnicy co głośno, publicznie, nawet podczas trwania koncertu, wyrażali swoją dezaprobatę, - „ciekawe ile miasto zapłaciło tym zapchlonym anglikom?”.
Nie zawsze w rozpowszechnianiu masowej popkultury muszą liczyć się pieniądze. Po skasowaniu pierwszomajowych świąt, przeróżnych ludowych, peerelowskich festynów, również kosztownych wielce, zachodziła potrzeba stworzyć coś podobnego swoim mieszkańcom, raz do roku rozrywkowy spęd mieszkańców jaki miał miejsce w PRL. W mieście Tomaszów Maz. wszystko zaczęło się w samym centrum, to jest na Placu Kościuszki, zakłócając spokój, burząc mieszkańcom miasta, ład i porządek.
Przeniesiono wszystkie imprezy związane z Dniami miasta na błonia przy zbiegu ulic Strzelecka/PCK i częściowo na istniejącą wówczas Muszlę Koncertową w Parku „Solidarność”. Po rewitalizacji Placu Kościuszki powrócono z obchodami ponownie do centrum miasta a finał imprezy kończy się fajerwerkami na nadpilicznych błoniach na wysokości przystani. Wymyślono - by zadowolić mieszkańców miasta, powiatu, gminy – na ostatni weekend czerwca, pięknie brzmiącą nazwę, DNI TOMASZOWA. Czy aby czerwcowa impreza daje mieszkańcom wystarczająco dużo rozrywki, przyjemności w społecznej pop kulturze?
Tak się złożyło w moim prywatnym życiu, że od roku 2013, organizowane przez cztery kolejne lata, brałem udział w podobnych imprezach, spotkaniach z mieszkańcami miasta, gminy, powiatu Pułtusk pt „PUŁTUSK FESTIWAL im. Krzysztofa KLENCZONA”. Festiwal niniejszy organizują włodarze jako gospodarze: Gminy Pułtusk, Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” a druga strona Stowarzyszenie Muzyczne CHRISTOPHER z Gdyni (reprezentowane przez wiceprezesa Wiesława Wilczkowiaka), Stowarzyszenie Polski Rock’n’Roll (reprezentowane prezesa Maćka Cybulskiego) oraz żona świętej pamięci Krzysztofa, Alicja Lidia Klenczon. Cała, trzydniowa impreza (piątek, sobota, niedziela) poświęcona była liderowi „Czerwonych Gitar” i „Trzech Koron”, Krzysztofowi Klenczonowi tzn tematyczna wystawa, filmy (np. „Zagubiona dusza” w reżyserii Kazimierza Bihuna), osobiste gadżety (m.in. ostatnia gitara elektryczna, Krzysztofa). Na festiwal w Pułtusku zapraszany byłem, jako VIP, przez przyjaciół, Wiesława Wilczkowiaka i Alicję Klenczon. Dlaczego festiwal pułtuski nosi imię Krzysztofa Klenczona? Otóż Krzysztof urodził się w 1942 roku właśnie w Pułtusku, choć wychował się w Szczytnie i to miasto było pierwszym organizatorem corocznych, festiwali Jego imieniem, dla mnie z niewiadomych przyczyn miasto Szczytno zrezygnowało z tej imprezy. Wykorzystali skrzętnie powstałą sytuację przedstawiciele Stowarzyszenie CHRISTOPHER i wraz żoną Alicją dotarli z festiwalowym, muzycznym tematem do Pułtuska i …. stało się.
Festiwal jest trzydniowym spotkaniem. Jego cechą charakterystyczną jest to, że koncerty finalne poprzedzone są wcześniej warsztatami muzycznymi, na które (dotyczące twórczości Klenczona) zapraszani są młodzi piosenkarze, zespoły nie tylko z Polski ale także z Ukrainy, Białorusi, Litwy, Estonii, Czech, Niemiec a nawet, co miało miejsce na III i IV festiwalu, z USA, Kandy czy Szwecji. W festiwalowym jury zasiadali Paweł Sztompke (TVP), Janusz Kondratowicz (poeta, tekściarz), Alicja Klenczon, Wiesław Wilczkowiak, Maciej Cybulski i lokalni notable. Przyznać muszę, że koncert konkursowy (12 wyłonionych przez jury wykonawców) stał na, jak na amatorów przystało, bardzo wysokim poziomie
Warsztaty zawsze kończyły się na scenie głównej w Rynku w trzecim, finalnym dniu festiwalu przy ogromnej frekwencji. Tych najbardziej zapamiętanych wykonawców to grupa „Katedra” z Wrocławia, zespół „Old Young” z Gdyni czy bezkonkurencyjny zespół z Chicago „Profusion” z 14 letnią liderką Caroline Baran. W koncercie głównym festiwalu występowali: „Żuki”, „Czerwone Gitary”, Marek Piekarczyk w widowisku „Klenczon – Poemat Rockowy” czy grupa „Klenczon Projekt”. Za każdym, kolejnym pobytem na pułtuskim festiwalu zauważyłem jak do Pułtuska docierały kolejni, młodzi wielbiciele, nie tylko krajowi ale co szczególnie ważne, zza granicy a nawet zza oceanu Atlantyckiego, wielbiciele twórczości Klenczona. To właśnie ci młodzi artyści rozsławiają na cały świat miasto Pułtusk, filmowego („Alternatywy 4”) Stanisława Anioła. Za każdym pobytem w festiwalowym mieście przed oczami moimi, do mojej głowy powracały wspomnienia z mojego miasta z Dni Tomaszowa, imprezy podobnej do pułtuskiej, oraz nasz zmarły niedawno piosenkarz, polski Nat King Cole, Bogusław Mec.
W moich artykułach, felietonach zamieszczanych od 2012 roku na portalu „nasz Tomaszów”, cyklu „Subiektywna Historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” opisywałem z wewnętrzną zazdrością, porównując tomaszowskie imprezy, z pobytami na tematycznie, imiennie zorganizowane festiwale pułtuskie. Za każdym pobytem w mieście nad Narwią, wracałem do w/w, wspomnianego piosenkarza wywodzącego się z naszego miasta, Bogusława Meca. Boguś ma swoją ulicę w mieście, to bardzo dobrze, choć niewystarczające by rozsławić nasze miasto na podobną skalę jak uczyniło dla Pułtusku imię muzycznego idola, Krzysztofa Klenczona. Mec jest również wielkiego formatu gwiazdą, piosenkarzem dla różnych wiekowo, pokoleń, jego przepiękne utwory są nie mniej ambitne muzycznie niż Klenczona. Przetrwają całe dekady jak ulubione songi ukochanego przez Bogusia, amerykańskiego piosenkarza Nat King Cola. Jestem w bardzo dobrych, przyjacielskich relacjach z Kazimierzem Bihunem reżyserem, twórcą filmu dokumentalnego „Zagubiona dusza”. Kazimierz Bihun ma „stałą przepustkę” do magazynów Wytwórni Filmów Dokumentalnych, z których może korzystać z materiałów dotyczących muzycznej twórczości Meca. Żyje siostra Danusia, żona i córka (w Łodzi) Bogusława, żyją koledzy muzycy z „Szarych Kotów” koledzy, koleżanki ze szkolnej ławki i przyjaciele, znajomi. Zaistniała idealna, personalna sytuacja do stworzenia filmu dokumentalnego, z wywiadami włącznie o naszym wybitnym piosenkarzu, NAJWIEKSZYM w historii Tomaszowa. Wiesław Wilczkowiak i Alicja Lidia Klenczona pomogli by przy personalnym (B. Mec) tworzeniu ewentualnych warsztatów muzycznych twórczości Meca, sposób powiadamiania chętnych do udziału w konkursie, przy powołaniu jury i innych drobnych a ważkich szczegółów bo „przyjaciele po to są”. Wielokrotnie, za każdym spotkaniem się z wymienionymi, rozmawiam o … a oni wręcz mi perswadują, - Antek czemu w twoim mieście nie zrobicie podobnych konkursowych spotkań jak w Pułtusku? Na dziś nie ma lepszego ambasadora do rozsławiania Tomaszowa Mazowieckiego jak postać Bogusława Meca? Jeśli to uczynicie to jak pięknie zabrzmi wasze tuwimowskie, rozpowszechnione hasło przez Ewę Demarczyk „A może byśmy tak …. do Tomaszowa?”
Gdy piszę ten felieton (niedziela) trwają aktualnie Dni Tomaszowa na nadpilicznych błoniach, które pobudziły mnie do refleksji nad tą konieczną, coroczną dla mieszkańców miasta imprezą a przedstawioną powyżej, moją przygodę z pułtuskim festiwalem, który mógłby rozsławić nasze miasto gdybyśmy zaryzykowali tytularnie zmienić czerwcowe spotkania. Przyznam, że w swoim środowisku od co najmniej dwóch lat rozmawiamy, z pobudek lokalnie patriotycznych, by bardziej wyeksponować nasze miasto na zewnątrz kraju a może i Europy. Warto o tym rozmawiać gdy w mieście powstaje nowoczesny na światową skalę, europejski obiekt (Hala Lodowa), istnieją prezydenckie dożynki w Spale, nie mówiąc o istniejącym OPO tej miejscowości w Puszczy Spalskiej czy sportowym awansie siatkarzy LECHII do I Ligii. Jakże pięknie i wspaniale zabrzmiało by hasło dla chcących, kochających Meca „TOMASZÓW FESTIWAL imieniem BOGUSŁAWA MECA”. Mam w tym szlachetnym temacie sporą wiedzę i doświadczenie, z którym mógłbym podzielić się przy ewentualnej potrzebie. Miasto nasze stało by się patriotycznie wierne, wspierając pamięć o swoich, sławnych – czy to w sporcie, kulturze – mieszkańcach, którzy swoją pracą, działaniem wcześniej, zasłużenie rozsławiali Tomaszów Mazowiecki. Myślę, że nasz pan Prezydent Miasta MARCIN WITKO, z racji swojego wykształcenia i miłości do muzyki (o czym może świadczyć osobiste wspieranie w mieście niejednej muzycznej imprezy), rozpatrzy w swoich możliwościach i kompetencjach przedstawiony pomysł. Proszę o ewentualne wpisy, komentarze do przedstawionego, nowatorskiego pomysłu, z poważaniem
Napisz komentarz
Komentarze