Pijany ojciec uderzył dziecko drzwiami
Od tego wszystko się zaczęło. Pijany ojciec zachowywał się agresywnie. W taki sam sposób potraktował drzwi, które kopnięte z impetem uderzyły w stojące za nimi czteroletnie dziecko. Na miejsce zdarzenia wezwano pogotowie oraz tomaszowskich policjantów. Fakt interwencji potwierdza oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Tomaszowie Mazowieckim, st. asp. Grzegorz Stasiak. Zakończyła się ona pouczeniem. Funkcjonariusze nie stwierdzili, by w stosunku do dziecka używana była wymierzona w niego celowo przemoc. Zajście potraktowano rutynowo, jako jedną z wielu awantur domowych. Matka dziecka została pouczona co do możliwości prawnych, związanych z agresywnymi zachowaniami pod wpływem alkoholu. U dziecka nie stwierdzono poważniejszych obrażeń, mimo to zalecono konsultacje medyczne. Mama wraz ze znajomą zdecydowały, że pojadą z maluchem do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Tomaszowskim Centrum Zdrowia.
SORr-y to nie tutaj
O tym co się wydarzyło w szpitalu dowiedzieliśmy się z internetowej relacji pani Katarzyny, znajomej która z dzieckiem i jego mamą dotarła do szpitala. Słusznie oczekiwano, że chłopczyk przynajmniej wstępnie zostanie zbadany. Ten sposób myślenia okazał się błędny. Pomocy dziecku nie udzielono. Kobiety odesłano do Łodzi, do Centrum Zdrowia Matki Polki, gdzie funkcjonuje oddział ratunkowy dla dzieci.
- Co się dzieje z naszym tomaszowskim szpitalem? Dlaczego nie przyjmuje dzieci po wypadkach, upadkach i urazach? - zadaje retoryczne pytania pani Katarzyna. - Kiedy pojechałyśmy na SOR, gdzie bardzo szybko zostałyśmy przyjęte, za co dziękujemy, pan doktor stwierdził, że nic nie może zrobić, że jedynie może sprawdzić źrenice i to wykonał, kiedy dziecko było na moich rękach. Pytałyśmy, czy możemy zrobić prześwietlenie. Pan doktor odpowiedział, że nie, bo dziecko płacze i jest niewspółpracujące i że nie ma sensu robić części badań w jednym szpitalu a części drugim. Gdyby było zagrożenie życia, to wtedy wysłaliby dziecko karetką do Łodzi. To ja się pytam: po co jest ten SOR?
Pytanie o tyle zasadne, bo mimo braku widocznych poważniejszych obrażeń, dziecko narzekało na ból głowy, brzucha, nudności i jak opowiada pani Katarzyna "zawieszało się". Panice i rozżaleniu opiekunek nie ma się co dziwić. Za to zaskoczonym można być reakcją lekarza, który według relacji kobiet, stwierdził jedynie, że mają jechać z dzieckiem 60 kilometrów do innego szpitala.
Pytania jakie są stawiane w tej sytuacji są dosyć oczywiste. Co ma zrobić matka, która nie ma możliwości zawieźć dziecka samodzielnie do Łodzi? Kto weźmie w takiej sytuacji odpowiedzialność za dziecko? Przecież nikt nie pokusił się o to, by wezwać pediatrę z oddziału, aby ten oceni stan chłopca. Mamy do czynienia z urazem głowy.
- Jeśli przychodzi do szpitala roztrzęsiona matka z dzieckiem, to lekarz nie bada dziecka i nie uspokaja matki? Nie powinien ten lekarz sprawdzić, czy dziecko nie ma obrażeń, zasinień? Nie powinien uspokoić matki i na spokojnie wyjaśnić, jak wglądają procedury? Gdzie tu jest obrona dzieci, troska o mieszkańców? Jestem przerażona tym, jaka panuje znieczulica - mówi pani Katarzyna
Ludziom się ulało
Jak można było się spodziewać, pod postem pojawiły się dziesiątki komentarzy. Poniżej tylko niektóre z nich
Ten kraj jest doskonały do obrony nienarodzonych dzieci, w obliczu REALNEGO zagrożenia - spychologia. Mam nadzieję, że mama i jej dziecko znalazły się w miejscu, w którym były otoczone empatią, profesjonalną pomocą. Szkoda tylko, że trzeba o to żebrać. Nie wiem czy macie na to siły ale proponowałabym pociągnięcie do odpowiedzialności osoby, z którymi mieliście wczoraj do czynienia w TCZ.
W szpitalu w Tomaszowie nie ma chirurga dziecięcego, kardiologa, neurologa, laryngologa czy ortopedy dziecięcego. Nie mogą badać ani leczyć dlatego odsyłają do najbliższego szpitala dziecięcego. Tak jak lekarz powiedział jedynie w przypadku zagrożenia życia przewożą karetką. W Tomaszowie potrzebni są specjaliści dziecięcy , bo nawet prywatnie ich brak. W tak dużym mieście powinien być oddział dziecięcy w którym były chirurg, laryngolog, neurolog, ortopeda i kardiolog dziecięcy, żeby nie trzeba było jeździć 60 km. Trzeba spytać się spytać prezydenta czemu w naszym mieście dzieci nie mają zapewnionej opieki medycznej
A dostała Pani na piśmie odmowę braku konsultacji? Bo jeśli tak to pozostaje pisać że Rzecznika Praw Pacjenta. Nie rozumiem,jak może lekarz odmówić zbadania dziecka, bo w szpitalu nie ma oddziału dziecięcego? To już lekarz weterynarz ma większą empatię do zwierząt niż nasi pseudo lekarze do tych małych bezbronnych małych dzieci. To się nadaje do Uwagi albo innego programu!
Też miałam taka sytuację tylko w szpitalu w Opocznie. Córka 1,5 roczna upadła na głowę. Przez kilka minut była bardzo dziwna dlatego zadzwoniłam na 112... tam mi powiedzieli ze karetkę mogą wysłać dopiero za godzinę i zaproponowali żebym wzięła córkę i zawiozła na SOR do Opoczna. Tak też zrobiłam. Tam odmówili nam przyjecia. Kazali jechać do Bełchatowa. Oczywiście brak karetki. Karetka dopiero pojechała z pacjentem do Łodzi więc musimy czekać choć oni radzą wziąć dziecko i jak najszybciej udać się do Bełchatowa. Tak też zrobiłam. Panikowałam bo nie wiedziałam co się dzieje z moim dzieckiem. W Bełchatowie po kilku godzinnym oczekiwaniu na SOR zrobili córce tomograf głowy, nic niepokojącego nie wyszło i dostaliśmy odmowę przyjecia na obserwacje. Dostaliśmy skierowanie do Matki Polki w Łodzi... czy tak się traktuje pacjentów? Mam wielki żal bo 2 miesiące później okazało się ze córka ma nowotwór I ten jej upadek na głowę był spowodowany przerzutami w kości i w miednicę... jakby ktoś się moim dzieckiem zainteresował. Jakby ktoś tak jak ja wiedziała że dziecko 19 miesięczne powinno już utrzymać równowagę stojąc, nie mówię już o chodzeniu...
Mąż z synem mieli wypadek autem. dziecko zostało przewiezione do szpitala w Tomaszowie a tam Pani w białych fartuchu -trudno ja nazwać lekarzem po tym co stwierdziła -dziecko powinnam zabrać swoim autem do Matki Polki gdyż na chwile obecna nie dysponują karetka. Oczywiście trafiła „kosa na kamień. I nie dałam się - kazałam pisemnie napisać oświadczenie ze bierze pełna odpowiedzialność za stan dziecka w drodze do szpitala i dodałam jeszcze kilka zdań, karetka znalazła się w ciągu 3 minut. Panowie którzy nas wieźli naprawdę opieka na 100 % pełne zaangażowanie łącznie z kierowca który starał się jechać by jak najmniej dziecko na noszach „trzepało”
Podobna sytuacja spotkała mnie kilka lat temu z trzy latkiem, dziecko krzyczało z bólu i strachu, ja również w nerwach nie mogłam prowadzić, to kazano wezwać taxi i jechać do Łodzi
Mieliśmy sytuację że na syna w szkole spadła ławka. Udaliśmy się na sor i oczywiście zostaliśmy skierowani do Matki Polki był styczeń zima a ja musiałam prosić ludzi żeby ze mną pojechali godzina 19 wszystko trwało do 23 ! Na szczęście nic dziecku nie było ale podstawowe badania i tomograf zrobili dopiero w Łodzi. To co się dzieje w służbie zdrowia to jest tragedia!
Co na to szpital?
Szpital przeprasza. Na stronie internetowej TCZ pojawiło się oświadczenie w tej sprawie. Okazuje się, że nikt nie umywa rąk, ale raczej przyznaje się do winy. Prezes dr n. med. Wiesław Chudzik potwierdza, że opisywana sytuacja nie powinna nigdy mieć miejsca. Zapewnia też, że uruchomiono, które w przyszłości zapobiegną takim przypadkom.
W przypadku niedociągnięć zostaną wyciągnięte konsekwencje służbowe wobec osób, które się ich dopuściły. Zapewniamy, że dokładamy wszelkich starań by cały czas podnosić jakość świadczonych przez nas usług.
- czytamy w oświadczeniu. Prezes wyjaśnia brak konsultacji pediatrycznych
SOR przyjmuje nagłe przypadki wymagające pilnej interwencji lekarskiej - NPL pozostałe. Lekarz pediatra jest dostępny w NPL, a w SOR lekarz badający pacjenta może prosić o konsultacje pediatry będącego na dyżurze w Oddziale Pediatrycznym.
Od 1 lipca sytuacja ma się zmienić. Połączone zostaną rejestracje NPL i SOR - pacjent w godzinach popołudniowych będzie po prostu zgłaszał się do szpitala, a ratownik medyczny po wysłuchaniu problemu będzie dokonywał wstępnej selekcji i kierował pacjenta odpowiednią ścieżką (tzw. TRIAGE). Wówczas pacjent po rejestracji będzie badany przez lekarza (w SOR lub NPL) i będzie podjęta decyzja o dalszym postępowaniu czyli: zaopatrzeniu w SOR, skierowaniu do oddziału w TCZ lub przekazaniu do innego szpitala. Połączenie SOR i NPL w jedną jednostkę funkcjonalną zwiększy dostępność lekarza pediatry pracującego w NPL dla pacjentów zgłaszających się do SOR.
W szpitalu powiatowym nie są świadczone wszystkie specjalistyczne usługi i pacjenci często muszą być przekazani do innych ośrodków specjalistycznych. Często dziecko wymaga konsultacji chirurga dziecięcego, którego w naszym szpitalu nie ma. W ostatnim przypadku też tak było, bowiem dziecko po urazie głowy wymaga opieki chirurga dziecięcego. Zdarza się, że rodzice sami chcą jechać do oddziału chirurgicznego swoim transportem jeśli takim dysponują, a dziecko jest w dobrym stanie ogólnym.
Doktor Chudzik twierdzi jednak, że jeśli rodzice nie dysponują transportem lub lekarz uzna, że stan zdrowia wymaga asysty ratownika lub lekarza podczas transportu - szpital przewozi takie dziecko karetką z opieką ratownika bądź lekarza. W szpitalu przez całą dobę jest obecny pediatra - zarówno w Oddziale Pediatrycznym, w POZ (8.00-18.00) i NPL (18.00-8.00) i można uzyskać konsultację pediatryczną z zaleceniami do dalszego postępowania.
Problem nie tylko u nas
Opisany powyżej problem ma charakter niestety systemowy. W całej Polsce brakuje lekarzy i pielęgniarek. Najdotkliwiej jest on odczuwany właśnie w oddziałach SOR oraz NPL. Lekarze nie chcą dyżurować, bo zwyczajnie nie muszą. W prywatnych przychodniach i gabinetach zarabiają po kilkaset złotych na godzinę. Zapewnienie nocnej obsady w szpitalu stanowi nie lada wyzwanie. Często zdarza się, że lekarze, którzy już zdecydują się na pracę w takich warunkach jeżdżą z miejsca na miejsce, z dyzuru na dyżuru. Szpitale nie mają zbyt wielkiego wyboru, bo kolejek ludzi chętnych do pracy nie ma. Podobne opinie jak te cytowane powyżej znajdziemy także na temat szpitala Matki Polki i wielu innych placówek, a Leśna Góra jest jedynie telewizyjną fikcją.
- Nie ukrywam, że za każdym razem, kiedy czytam podobne informacje to się bardzo denerwuję. Od dawna tłumaczę, że miliony złotych, jakie wydajemy na służbę zdrowia nie mają sensu, kiedy brak jest rozwiiązań systemowych. Większość polityków i samorządowców nie rozumie specyfiki funkcjonowania placówek medycznych. Najłatwiej jest kupić trochę sprzętu a później się nim na konferencji prasowej pochwalić i zaprosić pana Macierewicza, który z zakupem nie miał nic wspólnego, Przykład tomaszowskiego Starosty, który bezpośrednio odpowiada za szpital, jest doskonałym obrazem funkcjonującej u nas patologii - mówi Mariusz Strzępek, przewodniczący komisji zdrowia, rodziny i spraw społecznych.
Radny przypomina też, że SOR i NPL to szczególne oddziały szpitalne. Tu poziom stresy jest zdecydowanie wyższy niż na innych oddziałach. Dotyczy to zarówno personelu, jak i potrzebujących pomocy pacjentów. Jego zdaniem pracownicy powinni mieć zapewnione wsparcie psychologiczne.
Napisz komentarz
Komentarze