Kilka dni temu na Facebookowym profilu Spotted Info Tomaszów Mazowiecki ukazał się post zawierający szereg prostych i co ważne nie obraźliwych w żaden sposób pytań, skierowanych do Adriana Witczaka. Poniżej możecie zapoznać się z nimi zarówno na przesłanym do naszej redakcji screenie, jak i w formie tekstu.
Mam pytania społeczne do kandydata Adriana Witczaka z Koalicji z Koalicji Obywatelskiej.
Czy Pana kampania jest transparentna finansowo?
Ile pieniędzy wydał Pan kampanię, a jaki limit wydatków Pan otrzymał?
Ile banerów powiesił Pan w Radomsku, Bełchatowie, Piotrkowie, Bełchatowie, Piotrkowie, Tomaszowie, Rawie, Skierniewicach, Opocznie?
Ile kosztuje jeden Baner?
Ile kosztuje najem wielkoformatowych powierzchni formatowych na okres jednego miesiąca?
Od kogo wynajmuje Pan te duże powierzchnie i czy ta osoba wystawiła fakturę i na kogo?
Komu i ile płaci Pan za powierzchnie reklamowe, szczególnie duże billbordy?
Która agencja reklamowa drukuje Panu te banery?
Czy każdy baner został ujęty na fakturze i rozliczony z fiskusem?
Czy z pensji nauczyciela stać Pana na taką kampanię?
A może wyborcy ocenią sami w komentarzach czy z pensji nauczyciela można powiesić w 7 powiatach aż taką liczbę banerów i wielkich reklam?
Proszę również odpowiedzieć ile pieniędzy wydał Pan na reklamę w gazetach?
Ile kosztowały Pana reklamy na Facebooku?
Udostępniajcie dalej i komentujcie, ile to kosztuje i skąd ta kasa?
- czytamy we wpisie, którego screen przesłano do naszej redakcji. Jego treść i forma wskazują na to, że pisała go osoba również zaangażowana w działalność polityczną. Prawdopodobnie inny członek Platformy Obywatelskiej, niezadowolony ze stylu i formy prowadzonej kampanii. Już od początku "platformersi" krytykowali fakt, że praktycznie z wyborów wyeliminowano każdą osobę, która mogłaby w jakimś stopniu zagrozić Witczakowi. Przyznane limity finansowe były kompromitująco niskie, więc do wyboru potencjalni kandydaci mieli oszustwa wyborcze lub role wyborczych statystów bez szans na elekcję. W ten sposób zrezygnował Piotr Tokarski.
Także start kampanii budził liczne zastrzeżenia. Banery reklamujące kandydata pojawiały się na kilka dni przed rejestracją listy. Było to nie tylko wątpliwe od strony prawnej ale także etycznej w stosunku do osób kandydujących w wyborach z tej samej listy. Okazało się, że kandydat chciał być "cwańszy" niż inni. Tylko czy na pewno takich polityków chcemy wybierać, by nas reprezentowali? Czy potrzebne nam osoby, koncentrujące się nad tym jak tu kogoś... kiwnąć?
Pytania postawione w poście na profilu "Spotted Info Tomaszów" są jak najbardziej zasadne. Koszt samego druku banerów sięgać może 200-300 tysięcy złotych. Tak przynajmniej szacują firmy reklamowe, z którymi współpracujemy. Dla przykładu w ubiegłym tygodniu zamówiliśmy dosłownie kilka banerów. Żaden z nich nie jest wielkoformatowy. Największy ma chyba 6 metrów kwadratowych. Koszt to 3690 złotych brutto. Podkreślę: jest ich zaledwie kilka. To prawda, że są one wysokiej jakości, a wyborcze najczęściej są niskiej, a więc tańsze. Są ich jednak setki, jeśli nie tysiące. Za jedno z miejsc, gdzie duży baner Witczaka wisi właściciel zaproponował mi kwotę 8 tysięcy złotych rocznie.
Transparentność finansowa kampanii wyborczej ma kluczowe znaczenie. Nie przez przypadek wprowadzono ograniczenia finansowe uzależnione od liczby wyborców n danym terenie. Chodzi przecież o to, by różni, często "szemrani" biznesmeni nie kupowali sobie posłów, a za ich pośrednictwem aktów prawnych. Również dyskusja na ten temat powinna mieć charakter publiczny i otwarty. Szczegółowe sprawozdania finansowe są jawne, więc po skończeniu kampanii postaramy się je zaprezentować naszym czytelnikom. Zapewne mało kto o tym wie, ale na każdy powieszony na płocie baner powinna być... umowa. Nawet jeśli wisi on tam nieodpłatnie.
Również zasadne jest pytanie o faktury i Fiskusa. Kandydaci od lat stosują te same manewry, by limity omijać. Celowo choćby robi się drobne, niedostrzegalne błędy w wydruku. Na fakturze zamiast 20-25 zł za metr pojawia się wtedy na przykład 1 zł. To nie tylko oszustwo wyborcze, ale także przestępstwo karno skarbowe. Tylko jak udowodnić, że omyłka nie miała celowego charakteru? Poza tym mało kto zada sobie trud, by banery w rozległym okręgu wyborczym zinwentaryzować i opisać.
Co do powyższych pytań, to wysłaliśmy je kandydatowi, by miał możliwość osobiście na nie odpowiedzieć. Do finansowania kampanii Adriana Witczaka więc zapewne jeszcze wrócimy. Tematem tego felietonu miała być jednak obrona rzekomo zagrożonej demokracji, wolności słowa i wolnych mediów.
Kiedy od jednego z działaczy PO otrzymałem screena, który możecie zobaczyć powyżej, chciałem odnaleźć go na profilu Spotted Info Tomaszów Mazowiecki. Okazało się, że nie będącym obraźliwym post po prostu z Internetu zniknął. Odnalezienie go oraz komentarzy internautów okazało się niemożliwe. Został wykasowany. Jak to możliwe? Ktoś na kogoś wywierał presję? Może ktoś komuś zagroził? A może został brutalnie zaatakowany przez grupkę zagorzałych "fanów" kandydata. Zapytałem o to administratora profilu. Jaką odpowiedź otrzymałem? Szczególnie, że jak wspomnieałem wczęśniej pytania były zasadne.
Dla mnie też były zasadne. I uważam że nie naruszały w żaden sposób prawa czy Kodeksu wyborczego. Ale pan Witczak zaczął grozić nam sądem w trybie wyborczym domagał się ujawnienia autora, by go pozwać. Na co nie mogliśmy się zgodzić. Więc post został usunięty, by zamknąć sprawę i nie narażać autora na jakieś sądy, bo Pan Witczak poczuł się urażony, pytaniami które każdy sobie zadaje na Tomaszowie. (...) Sam byłem w szoku, tam nie było żadnych pomówień, tylko merytoryczne pytania, który każdy sobie zadaje
- pisze administrator Spotted Info Tomaszów Mazowiecki, wyjaśniając dlaczego post z pytaniami usunął.
Obawy Administratora są nieuzasadnione. Post w żaden sposób nie kwalifikuje się na pozew w trybie wyborczym. Nie stanowi naruszenia dóbr osobistych ani nie ma charakteru zniesławiającego. W Polsce zadawanie pytań jest raczej zjawiskiem pożądanym i świadczy o tym, że demokracja wciąż zagrożona nie jest. Ich tłumienie, czy nawet próba tłumienia jest za to działaniem antydemokratycznym. Adrian Witczak zamiast grozić, powinien na wątpliwości odpowiedzieć.
Internet dopuszcza też anonimowość zadawania pytań. A administrator strony ma prawo powołać się nie tylko na RODO ale i na prawo prasowe i zataić dane autora tekstu po to, by go chronić, jeśli uzna, że może być on narażony na szykany. Sam też, świadcząc usługę hostingu, za żadne wpisy nie odpowiada. O udostępnienie danych nie może wystąpić sobie po prostu każdy. Może o nie wystąpić Sąd lub Prokuratura.
Po kompromitacji z kopiowaniem internetowych wpisów Łukasza Litewki z Sosnowca, myśleliśmy, że Adrian Witczak już bardziej skompromitować się nie może. Okazuje się, że jednak się pomyliliśmy, że nie ma granicy, której lider PO, by nie przekroczył. Ograniczenie swobody wypowiedzi, straszenie Sądem za to, że ktoś ośmiela się mieć wątpliwości, zadawać ważne pytania, jest wyjątkowo skandaliczne i nie trzyma się żadnych demokratycznych standardów.
Profile takie jak "Spotted Info Tomaszów Mazowiecki" gwarantują swoim użytkownikom anonimowość. Jeśli nie służą zaszczuwaniu ludzi i administratorzy reagują na zgłoszenia naruszania prawa i dobrych obyczajów, spełniają ważną rolę kontroli społecznej. W każdym razie na portalu NaszTomaszów.pl - Codzienna Gazeta Internetowa na groźby jesteśmy odporni, opublikowaliśmy pytania skasowane ze spotted. Zastraszyć się nie damy, Sądów się nie boimy i czekamy na pozew w trybie wyborczym. Adres redakcji znajduje się w stopce. Czekamy też na odpowiedź na pytania ze strony kandydata. Przecież również walczył o wolne media i demokracje. Pora więc pokazać, że tę demokracje się jednak szanuje.
Napisz komentarz
Komentarze