Zdarzało się, że ich liczba zadana w ramach pracy domowej była taka, że fizycznie nie sposób było ich wszystkich samodzielnie przerobić. Dzięki temu na studiach nie miałem żadnych problemów z matematyką i do dzisiaj liczby czterocyfrowe potrafię wymnażać w pamięci, choć być może nieco wolniej niż przy użyciu kalkulatora.
To z czym mamy do czynienia w dzisiejszych szkołach zwyczajnie woła o pomstę do nieba. Poziom nauczania jest o wiele niższy a i na tym poziomie uczniowie potrzebuj wsparcia korepetytorów. To jest poziom ucznia 8 klasy niegdysiejszej podstawówki. Czy ktoś ma wątpliwości, że reforma oświaty jest u nas niezbędna?
To o czym pisze, to nie były programy nauczania z żadnych elitarnych szkół. Dzisiejsze podstawy programowe to nawet nie są programy ze zwykłej osiedlowej szkoły podstawowej, do której chodziły razem dzieci z tzw. inteligencji, jak i prostych robotników. Wszyscy dawali radę. Przyznam jednak, że rozpiętość wiekowa wśród uczniów była zbyt duża. Osiem lat to prawdziwy kosmos. Radzono sobie z tym w ten sposób, że klasy 1-3 funkcjonowały na całkowicie odrębnym piętrze.
Przez ostatnie 20 lat przeciętny polski maturzysta osiągnął poziom wiedzy matematycznej niższy od ucznia szkoły podstawowej w PRL. To nie żart, ale smutna nasza rzeczywistość. Dlaczego tak się stało?
Przede wszystkim poziomu obniżano w sposób zamierzony i celowy. Świadczy o tym likwidacja w pewnym momencie obowiązkowej matury z matematyki. Do tego kastrowano programy nauczania w liceach. Wcześniej w programie była analiza matematyczna – granice ciągów i funkcji, szeregi, badanie funkcji, całki, rachunek prawdopodobieństwa, trygonometria. Badanie funkcji wykładniczych i logarytmicznych. Były wzory matematyczne i ich analiza. Dzisiaj dla licealistów jest to prawdziwa "czarna magia". Wie ktoś co to jest schemat Bernoulliego, albo czym jest trójkąt Pascala? Czy tegoroczni maturzyści potrafią operować wzorami redukcyjnymi.
Kolejnym problemem jest nadużycie kalkulatorów i komputerów. Czasem mam wrażenie, że współczesny licealista nie jest pewny ile to jest 3x3, póki nie sprawdzi tego na wyświetlaczu. To prawdziwe zamerykanizowanie polskiej oświaty.
Krytycy obecnego systemu nauczania zwracają uwagę na wady koncepcji "programu spiralnego", który w założeniu miał podnosić poziom poprzez wracanie do już przerobionych zagadnień. Jak to wygląda w praktyce? Otóż niektórych tematów nie przerabia się wcale. Jeśli maturzysta ma zamiar zdawać poziom rozszerzony musi brać korepetycje. Wiem coś o tym, bo akurat mam w domu maturzystę i o nauczaniu matematyki w szkołach mógłbym książkę napisać. Nie wiem jak jest w innych miastach, ale w Tomaszowie to dramat. Moim zdaniem to problem systemowy a więc podobnie jest wszędzie.
W którymś momencie popełniono też błąd obniżając wymagania. Nastawiono się na zmiany ilościowe. Ilość nie przeszła w jakość. Mamy więc miliony absolwentów wyższych uczelni z poziomem wiedzy niedorównującemu licealiście sprzed 30 lat. Kto to wymyślił ten rodzaj "demokratyzacji" oświaty? Obniżenie kryteriów było bardziej szkodliwe niż punkty za pochodzenie, stosowane przy rekrutacji na studia w "komunie".
Paradoks jest więc taki, że przy gigantycznym postępie technologicznym, otwarciu na świat, wolności obywatelskiej i gospodarczej to za czasów PRL byliśmy lepiej wykształconym narodem. Absolwenci, wyjeżdżający na "Zachód" uważani byli za geniuszy. Teraz zrównaliśmy w dół i nie jest to chyba powód do dumy.
System przyniósł ze sobą jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Pójście na łatwiznę poskutkowało tym, że młodzież nie przyzwyczajona do wysiłku rzadko wybierała najtrudniejsze kierunki studiów. Dzięki temu mamy deficyt specjalistów w różnych dziedzinach i całe luki pokoleniowe w niektórych zawodach.
[reklama2]
Napisz komentarz
Komentarze