Cyganka rzekła do mej matki,
Zanim się urodziłem,
Będziesz mieć chłopca,
Który będzie draniem,
Sprawi, że piękne kobiety,
Będą skakać i krzyczeć,
A świat zechce wiedzieć,
O co w tym chodzi.
["Hoochie Coochie Man"]
Chciał być muzykiem, kaznodzieją lub graczem baseballowym. Zdecydował poświęcić się muzyce i przeszedł do historii jako jeden z największych bluesmanów, a także ojciec nowoczesnego chicagowskiego bluesa (choć w Chicago się nie urodził, a ze względu na rozwój kariery – tam przeprowadził). Wywarł wielki wpływ na rozwój "białego bluesa", inspirując The Yardbirds, Cream, The Blues Project, Steppenwolf, Hot Tuna, The Allman Brothers Band, Dr Feelgood, Stevie'ego Ray Vaughana. Ta lista – wraz z pojawiającymi się w moim tekście nazwiskami innych tuzów – mogłaby jeszcze się rozrosnąć i posłużyć za okazję do niezliczonych dygresji.
Muddy Waters urodził się 4 kwietnia 1915 roku na plantacji bawełny i kukurydzy w Rolling Fork w stanie Mississippi. Zaczął pracować w wieku 7 lat, wtedy też nauczył się grać na harmonijce. W wieku szesnastu lat dostał swoją pierwszą gitarę akustyczną i zaczął na niej ćwiczyć styl "bottleneck", starając się naśladować technikę Sona House'a. (Skoro pojawia się już wzmianka o tym geniuszu, muszę wspomnieć o znakomitym dokumencie Martina Scorsese, "Feel Like Going Home", który przybliża twórców, w tym między innymi House'a, Delta blues). Dziesięć lat później został zaproszony do nagrania dla Biblioteki Kongresu w Waszyngtonie dwóch utworów: "Country Blues" i "I Be's Troubled". W zamian Waters otrzymał ponoć honorarium w wysokości... dwudziestu dolarów i dwie kopie płyty.
W 1943 roku przeprowadził się do Chicago. Dzięki pomocy swojego przyjaciela Big Billa Broonzy'ego dostał się do środowiska klubów z South Side. Zdobył swoją pierwszą gitarę elektryczną i stworzył grupę, dokooptowując Jimmy'ego Rogersa i Blue Smitty'ego.
Bracia Chess – dwaj imigranci z Polski – zwerbowali go do swojej wytwórni płytowej Aristocrat, a poźniej Chess Records. W 1948 roku Muddy Waters nagrywa pierwszego singla "I Can't Be Satisfied". Tworzy jedną z najbardziej uznanych grup w historii bluesa, w skład której wchodzą: Little Walter Jacobs (harmonijka), Jimmy Rogers (gitara,) Elga Edmonds (perkusja) i Otis Spann (fortepian). Przez kolejne lata zespół zbiera zasłużone uznanie, wspinając się po listach przebojów R&B – zarówno z utworami własnego autorstwa, jak napisanymi dla niego przez Willie Dixona. Z ciągu dekady lat 50-tych listę hitów uzupełniają: "Rollin' And Tumblin'", "Rollin' Stone", "Hoochie Coochie Man", a także "I've Got My Mojo Workin'".
Rosnąca popularność doprowadziła Watersa w 1958 roku do zrealizowania pierwszego tournee po Wielkiej Brytanii. Wywarł tam ogromne wrażenie na Cyrilu Daviesie i Alexisie Kornerze, dwójce która odrywała wówczas rolę napędową brytyjskiego bluesa. Był to prawdopodobnie pierwszy pokaz elektrycznego bluesa w Anglii. Waters miał powiedzieć w tym czasie: "My czarni, jesteśmy najlepszymi wykonawcami bluesa. Biali też próbują to robić... ale na swój sposób".
W 1959 roku, rok po śmierci Big Billa Broonzy'ego, Waters złożył mu hołd w postaci longplaya z interpretacjami dziesięciu jego piosenek. Była to pierwsza płyta długogrająca, jaką nagrał Muddy Waters. Całe lata 60-te dawał wspaniałe koncerty i nagrywał rewelacyjne płyty. Do historii przeszedł jego występ na Newport Jazz Festiwal w 1960 roku, który stał się inspiracją dla przyszłego pokolenia muzyków rockowych po obu stronach Atlantyku. W 1969 roku nagrał najbardziej znaczącą dla mnie płytę – "Fathers and Sons". Obok Muddy'ego Watersa i Otisa Spanna wystąpili na niej biali, młodzi bluesmani nowej generacji: Mike Bloomfield, Paul Butterfield, Buddy Miles i Donald "Duck" Dunn. Jest to jeden z najlepszych albumów w dziejach bluesa!!!
Niestety, następna dekada zepchnęła muzyka w niepamięć. W radiu i na parkietach królowało disco, rock and roll przybrał formę glam rocka lub punka. O Watersie nie zapomnieli jednak jego fani – na koncerty zapraszali go The Rolling Stones i The Band. W 1971 roku nagrał "The London Session". Akompaniowali mu Carey Bell, Stevie Winwood, Rory Gallagher, Georgie Fame, Rick Grech i Mitch Mitchell.
Wystąpił również w Warszawie na festiwalu "Jazz Jamboree" w 1976 roku. Koncert został uwieczniony na limitowanym wydawnictwie w ramach serii "Biały Kruk Czarnego Krążka". W tym samym roku, zaledwie miesiąc później, Muddy Waters pojawił się ponownie w San Francisco, na koncercie będącym artystycznym pożegnaniem zespołu The Band, a sfilmowanym genialnie przez Martina Scorsese. Wszystkim nieznającym jeszcze tego filmu, polecam sprawdzić tytuł "The Last Waltz".
Lepsze czasy wróciły, gdy pod koniec lat 70-tych został wyróżniony nagrodami Grammy za album koncertowy "Muddy 'Mississippi' Waters". W tym czasie do swojej wytwórni płytowej przygarnął go Johnny Winter.
W 1981 roku nagrał swoją ostatnią studyjną płytę "King Bee". W listopadzie tego samego roku występuje na estradzie z towarzyszeniem The Rolling Stones, Juniora Wellsa i Buddy'ego Guya. Występ miał miejsce w klubie bluesowym Checkerboard Lounge w Chicago. Ukazuje się jeden z najsłynniejszych bootlegów, który dopiero po 30 latach będzie dostępny na "legalu" jako CD i DVD. Podpisuję się pod stwierdzeniem: to genialny koncert po każdym względem!
Po raz ostatni można było zobaczyć Watersa w 1982 roku jammującego z Erikiem Claptonem podczas koncertu na Florydzie.
"Dziesiątki lat będą musiały upłynąć, byśmy mogli pojąć, jak wielki wpływ wywarł on na oblicze amerykańskiej kultury" – powiedział o nim B.B. King.
PW
Napisz komentarz
Komentarze