Dlatego, że przewodniczący zdecydował, że radni nie otrzymają do rąk własnych materiałów prezentujących wyniki kontroli przeprowadzonej przez urzędników starostwa powiatowego. Jak stwierdził sam prowadzący, nie chciał aby materiały wyszły poza urząd. W ten sposób radni mieli kilka minut na zapoznanie się z kilkudziesięcioma stronami wyników kontroli.
Niestety mamy do czynienia z kolejnym przykładem świadczącym o tym, że tomaszowianie sami siebie kompromitują, dokonywanymi wyborami. Na szczęście ja na pana Wiesława Boronia nie głosowałem i nie muszę się jego „wyczynów” wstydzić. Bo wstydzić się należy za kogoś, kto przez 4 lata sprawuje mandat radnego (chyba zresztą nie pierwszy raz), jest przewodniczącym komisji rewizyjnej (chociaż wcześniej z niej zrezygnował a następnie rezygnację wycofał, co samo w sobie świadczy o pewnym poziomie infantylizmu) i nie zna oraz najprawdopodobniej nie rozumie podstawowych zasad i praw obowiązujących w samorządzie i w życiu publicznym w ogóle.
Jednym z nich jest to, że posiedzenia organów samorządu terytorialnego są jawne. Ustawa oraz statut powiatu nie przewidują w tym zakresie żadnych wyłączeń. Każdy ma więc prawo w nich uczestniczyć, jako obserwator a nawet zabierać głos, jeśli jakimś tematem jest osobiście zainteresowany. Więc uprawnienie to nie dotyczy tylko dziennikarzy, chociaż pod pewnymi względami stoimy na uprzywilejowanej pozycji, ponieważ mamy dostęp do wielu dokumentów, których szary obywatel nie zawsze może się doprosić.
Wiesław Boroń tego elementarza samorządowego najwyraźniej nie zna, bo widząc, że wchodzę na salę obrad, wykazał duże zdziwienie i zaczął dopytywać czy on mnie na obrady prowadzonej przez siebie komisji zapraszał. Otóż zaprosiłem się sam, bo nikt zapraszać mnie nie musiał, bo takie jest moje zbójeckie (obywatelskie) prawo. Tak też zwróciłem przewodniczącemu uwagę, że posiedzenia są jawne i mam prawo w nich uczestniczyć, nagrywać i wykorzystywać w materiałach prasowych. Na co radny zaczął bełkotać coś o tym, że się na Ludwikowie wychował i że może mi pokazać, jak można takich jak ja „zbójców” potraktować.
Na szczęście starszemu panu emocje szybko ostygły. Więc zamiast straszyć mnie własnym (chyba nie najlepszym) wychowaniem, stwierdził, że może wezwać Policję. Przyznam, że byłem nieco zszokowany, bo z taką ignorancją (żeby nie powiedzieć głupotą) spotkałem się w tomaszowskim samorządzie po raz pierwszym.
Na koniec przewodniczący zaczął opowiadać, że nie wszystkie posiedzenia mogą być jawne, ponieważ omawiane sprawy objęte są ustawą o ochronie danych osobowych, więc jego zdaniem jawność ulega wyłączeniu.
Cóż, można i tak. Tyle, że ja mam nadzieję, że już za kilka miesięcy wyborcy (z Ludwikowa) pokażą panu Boroniowi czerwoną kartkę i skutecznie oraz ostatecznie wyłączą go z życia samorządowego, bo tego typu radni najzwyczajniej w świecie samorząd psują a do życia lokalnej społeczności nie wnoszą żadnej wartości dodanej.
Do głównego tematu powrócę w kolejnym artykule (czyli skargi na dyrektora Tomasza Trzonka)
Napisz komentarz
Komentarze