Słów kilka o „Piętnie Anioła”
Jak napisać kilka słów o książce, żeby pokazać jej walory, kiedy się pisać nie umie, tylko czytać!? Książka „Piętno Anioła" to jedna z niewielu w ostatnim czasie wydanych w Polsce i przeczytanych przeze mnie książek, która mnie autentycznie poruszyła. Mam na myśli te książki, które łączy to, albo wydaje mi się zaledwie że łączy je to, że są książkami wziętymi z życia. Czyli opartymi na faktach. Może nawet na faktach wziętych z życia autora, choć ten niekoniecznie podczas spotkań autorskich do tego się przyznaje. Ale umówmy się, że oparta jest na faktach. Mimo że tragicznych, to jednak wbrew pozorom widać tu afirmację życia, widać radość jaką życie ze sobą niesie. Widać też zapamiętałą walkę ze słabością, walkę na śmierć i życie, bo taką jest walka z uzależnieniem które zabija codziennie miliony ludzi na całym świecie, a jest nim uzależnienie od alkoholu. Autor z drobiazgową pieczołowitością prowadzi czytelnika poprzez życie bohatera Filipa Krawca, którego poznałam wcześniej z poprzednich powieści: „Zupa z Króla” i „Siwy Dym”. Filip, kanadyjski nauczyciel z polskimi korzeniami, człowiek w sile wieku, podejmuje próby wyzwolenia się z choroby. Czy skutecznie? Polecam książkę, które wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Polecam wszystkim pijącym towarzysko, czyli socjalnie, pijącym tylko w weekendy i także tym, którzy nie piją jeszcze albo przerwali picie na jakiś czas. Również młodzieży próbującej pomagać sobie zwalczać nieśmiałość lub chwilowe nieprzystosowanie do życia społecznego właśnie alkoholem.
Najnowsza książka Edwarda Wójciaka nie moralizuje, nie przestrzega, o nie. Autor nie musi moralizować – wystarczy że zobrazował z okrutnym realizmem sens zarówno picia, jak i niepicia. Dociera do czytelnika tym głębiej.
Styl, jakiego użył w „Piętnie Anioła” jest dla tej książki specjalnie jakby stworzony. Jest niezwykły i dotychczas przeze mnie nigdzie nie dostrzeżony. Przyznaję z całym przekonaniem, że nie trafiłoby do mnie to wszystko, co Autor chce mi przekazać, gdyby napisał to grzecznie układając słówka. Powstałaby następna książka ładnie wyglądająca na półce.
Niestety, trudno mi pisać, ponieważ gdy myślę o tej prozie, udziela mi się styl autora. Nie do wiary, jak głęboko zakorzenił mi się w głowie podczas kilku nocy czytania tej książki. Nie uwierzycie, ale bałam się, że gdy pójdę rano po zakupy, będę mówiła do ekspedientki okrągłymi wypowiedziami z czasownikiem na końcu zdania. Jest w tej książce poza tym i humor, i optymizm, co uwielbiam - ładna polszczyzna i to, co cenię najbardziej – niespodziewane zakończenie. Czy z nadzieją na ciąg dalszy? Trudno powiedzieć, autor postawił bohatera w takiej sytuacji i scenerii, że można się domyślać i najgorszego i pozytywnego zakończenia historii.
I wszystko to, co tam jest opisane, wydaje się mi bardzo bliskie, chociaż nie w sensie pozytywnym, wręcz przeciwnie. Przecież na co dzień widzimy przerażające obrazki z życia ludzi uzależnionych od alkoholu, choćby na ulicach naszych polskich miast. Czy zastanawiamy się nad tym, czy my wiemy, co dzieje się w takiej „zaprószonej" głowie? Autor uświadamia nam, że jednak ten człowiek, nazwijmy go po prostu – pijakiem – myśli. I stara się nam pokazać, jak on myśli. Jak bardzo jest on przywiązany do tej butelczyny, że jest ona dla niego niezbędna jak powietrze. Wracam tutaj do zagadnienia użycia przez Autora takiego właśnie a nie innego stylu i języka. Do stylu, bo ten użyty tutaj jest niezbędny do przekazania czytelnikowi oraz podkreślenia, jak bardzo Pijący myśli inaczej niż Trzeźwy.
Autor przedstawia historię trzeźwienia i odrodzenia się bohatera w trzeźwej rzeczywistości uczciwie, opisując w naturalistyczny wręcz sposób jego wzloty, upadki, trudności napotkane w drodze do osiągnięcia „naszej normalności” , no bo jego normalnością był stan „wiecznego rauszu”.
Nie jest to z pewnością powieść łatwa, którą się czyta od deski do deski w jedną noc. Ale ja nieprzejednanie, mimo tego tajemniczego zakończenia czekam, kiedy ciąg dalszy nastąpi. Brawo Autor! Jego książka leży obok mojego prawego łokcia!
Maria Michalska
Wywiad jakiego udzielił Edward Wójciak polonijnej „Gazecie” Toronto:
Zbigniew Bełz: Przyleciała za tobą z Polski do nas, do Kanady, całkiem niezła recenzja. Nic dodać, nic ująć. Zapytam więc na początek, czy ciąg dalszy rzeczywiście nastąpi?
Edward Wójciak: Odpowiem, opowiadając krótką historyjkę z ubiegłego roku, która wydarzyła się w moim mieście, Tomaszowie Mazowieckim. Otóż pewna moja znajoma, osoba zacna i wykształcona, znająca się na książkach jak mało kto, a przy okazji czytelniczka moich wszystkich książek, zapytała mnie kiedyś podczas przypadkowego spotkania, jak jeszcze długo mam zamiar męczyć swoich czytelników historiami z udziałem Filipa Krawca. I zasugerowała, że czas z tym zakończyć radząc, bym zmienił tematykę i bohatera. Moja koleżanka zasugerowała mi także, że chętnie zorganizuje mi spotkanie autorskie pod tytułem: „Pożegnanie z bohaterem”. Wziąłem sobie to do serca, nic jej nie mówiąc jeszcze wówczas, że samego mnie to męczy i że nawet o tym myślę, a myślenie to poparte jest oczywistym i namacalnym faktem. Otóż ja już taką powieść miałem, a była nią drukowana w twoje Gazecie w odcinkach „Idę się bać, zaraz wracam”. Postanowiłem nad nią popracować, trochę przyciąć, trochę dodać i dopisać zakończenie. I tak powstała powieść „Piętno Anioła”. Basia Ulikowska, bo o niej tutaj mowa, rzeczywiście była osobą, która znakomicie zorganizowała i poprowadziła promocję tej książki w moim mieście w piękny czerwcowy wieczór w cudownej atmosferze Klubu 6/9, który to wieczór uświetnił swoimi piosenkami łódzki bard – Jacek Bieleński, przybyły na imprezę z Violą Arlak, popularną „Wójtową” z serialu „Ranczo”. Czy więc dalszy ciąg nastąpi? No nie wiem, chyba nie, skoro się pożegnałem z bohaterem.
Z.B.: Jaki masz nastrój przed promocją książki w Kanadzie?
E.W.: Jak zwykle wyśmienity, jak zawsze, kiedy przylatuję do mojej drugiej ojczyzny. Jestem urodzonym optymistą, mam więc przeczucie, że książka będzie miała tu dobre przyjęcie. Już się sprzedaje w Księgarniach PEGAZ zlokalizowanych w sieci STARSKY oraz w Księgarniach POLIMEXU.
Z.B.: A co tak naprawdę robisz w Kanadzie? Czym zajmujesz się na co dzień?
E.W.: Odpoczywam, bo na to zasłużyłem. Sam w to nie mogę uwierzyć, ale jakoś tak nagle któregoś ranka obudziłem się…emerytem. I co? Co mam niby robić? Robię to, co mnie bawi, co mnie zajmuje, czym się interesuję najbardziej i co mnie nigdy nie znudzi . Piszę felietony do twojej Gazety, piszę następną książkę, przebywam wśród wspaniałych ludzi, moich przyjaciół. A poza tym promuję kulturę polską w Kanadzie i naszą polonijną w Polsce. Tutaj zdradzę, że ekipa TVP POLONIA i TVP KULTURA przylatuje na Festival Polski na Roncesvalles z zespołem BRAThANKI, ale z nim nie wylatuje. Zostaje ze mną w Toronto. Zostaje na cały tydzień, żeby przy mojej pomocy i przy wsparciu ze strony Redakcji Gazety „Gazeta” nakręcić reportaże i newsy z życia kanadyjskiej Polonii według przygotowanego przeze mnie scenariusza. Obiecuję, chociaż nie grożę, że nie będziemy się nudzić w dniach 12 – 21 września. Już się na tę współpracę cieszę!
Z.B.: To zdradź więcej: jak udało ci się nawiązać współpracę z TVP?
E.W.: Zawdzięczam to mojemu przyjacielowi – znanemu malarzowi Wieśkowi Fiszbachowi. On pierwszy poznał tych przemiłych ludzi podczas kręcenia materiału o jego wystawie w jego Galerii „NaKole” w Berlinie. Tam pochwalił się przyjaźnią ze mną, pisarzem kanadyjsko-polskim. Wtedy ekipa przyjechała do Tomaszowa i zrobiła z nami (powracającymi co jakiś czas do Tomaszowa emigrantami) reportaż w przepięknej scenerii naszych Niebieskich Źródeł, Nagórzyckich Grot i Brzustowa – polskiej siedziby Wieśka Fiszbacha. I tam właśnie powstał pomysł, aby polskim telewidzom na całym świecie pokazać Polonię kanadyjską i samą Kanadę. Więc przylatują.
Z.B.: Na koniec tej krótkiej rozmowy zapytam cię, jak nakazuje zwyczaj, o plany literackie…
E.W.: Marzy mi się napisanie scenariusza filmowego opartego na losach mojego, chociaż pożegnanego już, bohatera literackiego – Filipa Krawca. Mam kilka pomysłów, spotkałem kilka ciekawych osób, które chcą mi w tym pomóc. Sprawa jest rozwojowa. Piszę też opowiadania, które są zaczynem nowej książki. O czym to będzie? O życiu, kochany – o życiu.
Z.B.: Dziękuję za wywiad i do zobaczenia na Festiwalu.
(Zbigniew Bełz jest założycielem, wieloletnim właścicielem oraz Redaktorem polonijnej „Gazety” Toronto).
Napisz komentarz
Komentarze