Jurek Dereń mieszkał z rodzicami i młodszym bratem Wiesiem, na osiedlu Niska ale korzenie rodzinne od strony ojca sięgają okolic Tomaszowa, mające ogromny wpływ na jego rozwój psychiczny, „konstrukcję” fizyczną i mentalną. Jak mówią zapisy w rodzinnych kronikach, jego pradziadek, sztabs kapitan w carskiej armii, po powrocie z wojny 1904 roku (po klęsce w bitwie o Port Arthur – obecnie Lushun w Chinach – był główną ufortyfikowaną bazą morską rosyjskiej floty wojennej Oceanu Spokojnego), osiadł na stałe w leśnym majątku Ceteń, pomiędzy Spałą a Poświętnem. Starzy ludzie z Inowłodza, okolic wspominają las otaczający Ceteń, nazywając go dereniowym. Dalej rodzina migrowała by po zakończonej I Wojnie osiedlić się w miejscowości Kuniczki, w znacjonalizowanym folwarku przy głównej drodze - wówczas otoczonej starymi, liściastymi drzewami i kilkoma stawami - na trasie Tomaszów, Opoczno.
Po II Wojnie majątek (z przyczyn obiektywnych – nacjonalizacja) się skurczył, a ojciec Jurka pędzony skomunizowanymi wyzwaniami nowej epoki, po krótkim pobycie w Łodzi (tu Jurek przyszedł na świat), przeniósł się z rodziną na stałe do Tomaszowa. Jako inspektor nadzoru, budował ówczesną świetność przemysłową zakładu sztucznego jedwabiu (TZWS), przyszły ZWCh WISTOM. Mama Jurka, uosobienie rodzinnych cech dobroci i miłości, była jedną z najbardziej wziętych krawcowych w mieście, u której brylowały ciekawe nowych kreacji, miejskie damy. Miało to po przedwczesnej śmierci męża i ojca w 1962 roku znaczenie ekonomiczne. W tym właśnie roku Jurek ukończył szkołę podstawową, również w wakacje tegoż, 1962 roku, nastąpiła historyczna chwila w mieście. Inauguracja w kawiarni Literacka, pierwszych, tanecznych fajfów powodująca nową obyczajowość młodzieży i wielki marsz rock’n’rolla w Tomaszowie Mazowieckim.
Po pozytywnym zdaniu wstępnych egzaminów do łódzkiego (a było bardzo trudno się dostać) Technikum Łączności, Jurek stał się uczniem ekskluzywnej szkoły w kraju. To w Łodzi a nie w rodzinnym Tomaszowie przyszła jego wielka fascynacja rock’n’rollem. Na początek, jak praktycznie cała polska młodzież, fascynował się słuchaniem ukochanego Radia Luxembourg. Również dla Jurka ta stacja była tabu, przynajmniej w fazie początkowej fascynacji tym stylem muzycznym.
Stałą, codzienną gazetą młodzieży z tamtego okresu, interesującej się światowymi nowościami, w tym również muzyką młodzieżową, był Sztandar Młodych, szczególnie jego wydanie sobotnio – niedzielne (magazyn), w którym pan redaktor muzyczny, Roman Waschko w swojej stałej rubryce Muzyka niepoważna (wcześniejsza nazwa, Od waltorni do saksofonu) zamieszczał między innymi aktualne, europejskie listy przebojów Top Twenty wg czasopisma New Musical Express czy Top Ten amerykańską listę wg tygodnika Billboard. Jurek był wiernym czytelnikiem tej gazety.
Jurek Dereń to wysoki, symetrycznie zbudowany, przystojny chłopak. Blondyn o niebieskich oczach, z lekko kręcącymi, dobrze ułożonymi włosami, skrupulatnie dbający o swój image. Awangardowo, dobrze i modnie ubrany w zachodnie ciuchy, jakie obowiązywały polską młodzież. Miał ogromne powodzenie wśród kobiet i dziewczyn. Jak wykorzystywał warunki, które stworzyła mu natura? Niech to pozostanie tajemnicą. Choć muszę przyznać, że w tym temacie nie mam o nim dużej wiedzy.
Okres dorastania, pierwsze spotkania z dziewczynami miały miejsce w Łodzi. W Tomaszowie bywał tylko w ferie (zimowe czy wiosenne) ale już w wakacje na nadpilicznych plażach, wśród młodzieży był bardzo ważną, zwracająca na siebie uwagę, osobą. Szczególnie kiedy modną, najbardziej odwiedzaną, letnią bazą była, zawsze zatłoczona przystań OSiR-u (dawna nazwa - Lechia).
Był bardzo dobrym, nie tylko w towarzyskich konwersacjach, ale przede wszystkim podczas młodzieżowych, przeróżnych, plażowych rozgrywkach (pływanie, kosz, siatka, tenis, piłka nożna/siatkowa) uczestnikiem, zawsze miał coś do powiedzenia. Szczególnie błyszczał i był intelektualnym wodzirejem na piaskach przystani w trakcie przerw w plażowych grach, kąpieli, opalaniu się czy konsumpcji, bo wtedy właśnie, wśród zebranych odbywały się ciekawe rozmowy, dyskusje. Oczytany, zafascynowany francuskimi egzystencjonalistami, współczesną, amerykańską literaturą, szczególnie Hemingwayem, nadawał ton dyskusji bywalcom tomaszowskich plaż.
Jurek był młodzieńcem wysportowanym, świetnie pływał uzyskując (za sprawą łódzkich basenów) status ratownika. Z racji wzrostu i niezłej techniki oraz umiejętności, grał w piłkę siatkową w łódzkim AZS-ie. Mogę powiedzieć, że sport był jego wielką pasją, której bezgranicznie się oddawał, ale do pewnego momentu, kiedy wkroczył w świat wielkiego rock’n’rolla, wówczas stojąc w ambiwalentnym rozkroku, musiał 24 godziny swojego życia, ten czas, co było bardzo trudne podzielić na dwie pasje, dwie miłości.
Grając w siatkę w łódzkim AZS, otrzymał kartę zawodnika tego klubu, co przyczyniło się do „udawania” studenta szkół wyższych, co z kolei dawało mu przepustkę do słynnego na cały kraj, studenckiego klubu mieszczącego się przy Piotrkowskiej 77, Pod Siódemkami.
Dla Jurka wchodzącego w wielki, łódzki świat muzyczny i intelektualny był to raj na ziemi. To tu mógł spotykać się z łódzką bohemą związaną między innymi z rock’n’rollem czy innym rodzajem muzyki. Bywając w łódzkim EMPIKU, mógł czytać dostępny w nim New Musical Expres, dzięki czemu poznawał muzyczne aktualności i dokształcał się w języku angielskim co w przyszłej, wojskowej karierze bardzo mu się przydało.
Wśród studenckiej, łódzkiej młodzieży, znalazło się wielu tomaszowian, bo w tym okresie studiowali na uczelniach tego miasta. Byli to Jurek Gołowkin, Boguś Mec, Dzidek Jurowski, Maciek Goździk, Stasiu Wenc czy Marek Głowacki. Młody Jurek Dereń dzięki wymienionym krajanom szybko zaadoptował się w warunkach panujących w klubie, nie powiem, że był tylko chłopcem na posyłki ale dzięki swojej erudycji, oczytaniu, wiedzy o rock’n’rollu stał się pełnoprawnym i pełnomocnym partnerem starszych kolegów, uczestników klubowych spotkań.
Tu odbywały się przesłuchania wszelkich nowości płytowych, zawierano transakcje handlowe związane z muzycznymi krążkami, wymieniano wszelkie gadżety, plakaty, afisze, różne kolorowe wydawnictwa związane z tematem Rock’n’Roll. Tu obywały się prelekcje, odczyty ze znanymi postaciami polskiej, i nie tylko, kultury. Jak sam się kiedyś wypowiadał, - Klub „Pod Siódemkami” był w tamtym czasie dla mnie wielką, egzotyczną Ameryką!!!
To Marek Głowacki, wcześniej przez Jurka poznany Pod Siódemkami, w wakacje 1964 roku, po raz pierwszy przyprowadził go na Plac Kościuszki 17 na chatę do Wojtka Szymona, którą wszyscy młodzi ludzie w mieście uważali za mekkę rock’n’rolla w Tomaszowie. I słusznie. Jurek miał wtedy szesnaście lat, życie z rock’n’rollem zaczął zupełnie jak ja (miałem 15 lat). Fascynacje rock’n’rollem rozpoczął, przynajmniej w naszym mieście, w tym samym co ja, mieszkaniu. Tak się złożyło, że również obecny byłem w tym dniu u Wojtka Szymańskiego, w którym po raz pierwszy znalazł się Dereń. Muszę przyznać, że zrobił na obecnych u Szymona, a było jak zawsze sporo osób, dobre wrażenie. Przyniósł z sobą kilka singli, wśród nich znalazł się Fats Domino, Jerry Lee Lewis, Stonsi i na pewno miał singla Animalsów.
Dwa utwory męczyliśmy na okrągło bez przerwy, niszcząc kompletnie adapterowe szpilki (służyły do odtwarzania płyt), pierwszy to grupy The Rolling Stones, Paint It Black i drugi zespołu The Animals, Please Don’t Let Me Be Misunderstood. Mick Jagger i Eric Burdon stali się naszymi, nowymi idolami. Ponieważ był to jeden z wakacyjnych dni, więc wszyscy obecni ostentacyjnie opuściliśmy mieszkanie i jak jeden mąż, udaliśmy się, zabierając z sobą Jurka na fajf (trwające z rzędu trzeci tok) do naszej Literackiej. W tym dniu w naszej ukochanej Literackiej dominował (uprzednio single Jurka przegraliśmy na taśmy magnetofonowe) zespół The Rolling Stones i The Animals.
W swojej grupie wiekowej Jurek był niekwestionowanym liderem, mógł z nim swoją wiedzą, intelektem konkurować, tylko Adek Drabiński. W tej nowej, młodzieżowej sekcji, obok wcześniej wymienionych, znaleźli Piotrek Pietuch, Edek Wójciak, Zbyszek Rufy Kwapisz, Wojtek Droszczyński, Piotrek Wawrzyniak, Wojtek Gruszczyński czy Wasyl Wasilewski. Ta silna grupa chłopaków w rock’n’rollowej sztafecie, symboliczną przejęła pałeczkę. Oni zaczęli okupować po nas lokale tomaszowskie (kawiarnie, restauracje, kluby), stając się kolejną, awangardową grupą w mieście.
Kiedy w lipcu 1964 roku mieszkańcom miasta oddano do użytku Park XX-lecia (dziś Park Solidarność) z Muszlą Koncertową i kawiarnią Zacisze z dużym tarasem konsumpcyjnym, nikt nie spodziewał się, że to miejsce (choć na krótki okres czasu) stanie się nowym, kultowym miejscem dla tomaszowskiej młodzieży. Choć Literacka jeszcze istniała jej działalność trwała, to nasi następcy, nowe, dorastając pokolenie stopniowo, sukcesywnie przemieszczało się do nowego lokalu. Właśnie wymieniona powyżej ekipa Jurka Derenia, przynajmniej w okresie letnim, była tą grupą, która okupywała taras, z którego rozprzestrzeniał się cudowny widok na starodrzew byłego Hrabskiego Ogrodu i piękną Muszlę Koncertową. Intelektualne rozmowy o polityce, książce, filmie a przede wszystkim o ukochanym rock’n’rollu, z uwzględnieniem jej odtwarzania na sprzęcie (adapter, magnetofon)) Zacisza. Do zespołu The Rolling Stones, The Beatles, The Animals dołączyły inne zespoły powstałe w wyniku brytyjskiej eksplozji jak The Searches, Manfred Man czy silna grupa The Troggs. Właśnie w tym czasie na tarasie Zacisza prym wiódł ich wielki przebój, którego covery do dziś są wykonywane przez inne zespoły, to nieśmiertelny - Love Is All Around.
Ale młodzieżowa, beztroska sielanka szybko się kończy, minęła w 1968 roku po ukończeniu przez Jurka matury w łódzkim Technikum Łączności. Po pomaturalnych, ostatnich wakacjach w cywilu, z pełną świadomością utraty wolności cywilnej włącznie, wybiera wojskowe studia na Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Łączności w Zegrzu, ale o tym, o wojskowej karierze, w następnym, 54 odcinku Subiektywnej Historii R&R.
Napisz komentarz
Komentarze