Żyje taki człowiek w naszym mieście, przychodzący na moje spotkania do Galerii, którego nigdy wcześniej nie znałem. Ba, nawet nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek spotkał go na ulicy, a przecież Tomaszów to nie Nowy Jork czy nasza Warszawa! Jest dużo młodszy od pokolenia, które w latach 50/60-tych „wdrażało” ten styl muzyczny, taneczny Rock’n’Roll na fajfach w tomaszowskich lokalach i klubach. Niepozorny, niskiego wzrostu, lekko przygarbiony, małomówny w okularach, bardzo skromny, wręcz powiedziałbym, wstydliwy. Uczestniczy od pierwszego - Długi weekend z Elvisem - spotkania w Galerii ARKADY, w moim stałym cyklu Herosi Rock’n’Rolla. Nigdy bym go nie dostrzegł, nie zauważył, gdybym dość często nie przeglądał otrzymanych z TV Teletop filmowych zapisów z moich zapowiedzi programów, czy reportaży filmowych z tych spotkań, niezbędnych dla mnie do montowania na płycie DVD tematycznych filmów. Po obejrzeniu kilku plików, dostrzegłem powtarzającą się postać, siedzącą ciągle w tym samym miejscu, że tak powiem w drugiej części lokalu, przychodzący na moje spotkania najwcześniej. Nie pamiętam czy był kiedykolwiek nieobecny na Herosach. Po kolejnych, kilku spotkaniach zacząłem zwracać baczniejszą uwagę na (nie tylko dla mnie) tajemniczą osobę. Ten człowiek to - Andrzej Kotowski.
Zauważyłem, że zawsze zasiada przy ostatnim stoliku w lokalu, po lewej stronie patrząc na ekran, tuż przy kontakcie do gaszenia i zapalania światła głównego. Tym samym stał się dla mnie pomocnym. Gdy wybijała godzina „zero”, zawsze prosiłem go o gaszenie i zapalanie światła, gdy taka potrzeba zachodziła. Zbliżyliśmy się bardziej do siebie. Pewnego razu, po zakończeniu spotkania poprosił mnie bym mu pożyczył lub odsprzedał płytę DVD z koncertu Fatsa Domino. Oczywiście spełniłem jego prośbę, prezent w postaci płyty Fatsa Domino był rodzajem wdzięczności, za pomoc w roli operatora światła (gaszenie, zapalanie) podczas każdego spotkania w Galerii. Jest zafascynowany moimi spotkaniami i wdzięczny, że ktoś w tym mieście wymyślił taki muzyczny projekt. Ale nic więcej, nadal o nim nie wiedziałem.
Pewnego razu wracaliśmy samochodem z Jackiem Buczyńskim z Nadarzyna. Między Rawą Mazowiecką a Czerniewicami, Jacek zwraca się do mnie, - Antek spójrz, szosą przemknął rowerem w kierunku Warszawy, poboczem trasy szybkiego ruchu facet z Tomaszowa. Często widuję go na twoich herosach w Galerii. Ciekawe gdzie on jedzie? Jechaliśmy dość szybko, nie zdążyłem rozpoznać człowieka. Mniej więcej za rok wracaliśmy tą samą trasą, jechaliśmy wolno, padał duży deszcz, mijaliśmy rowerzystę w pelerynie, jechał od Rawy w kierunku Tomaszowa. Miało to miejsce w okolicach Olszowca, tuż przed Lubochnią. Był to ten sam facet, którego Jacek rozpoznał w ubiegłym roku, przychodzący do Galerii na moje spotkania tylko, że teraz jechał w kierunku przeciwnym, do Tomaszowa. Rozpoznałem go. Tym tajemniczym, nieznanym rowerzystą, był uczestnik moich spotkań, Andrzej Kotowski. Jeszcze bardziej zainteresowałem się jego osobą.
Andrzej Kotowski to ponad pięćdziesięcioletni mężczyzna, pochodzący z dzielnicy Karpaty. Z wykształcenia jest technikiem mechanikiem, zawodowo jeszcze pracuje. A tak naprawdę, to jest zwariowanym do bólu fanem bluesa i rock’n’rolla, zbieraczem wszelkich gadżetów pamiątek związanych z tym muzycznym stylem. Ciągle poszukuje i jest posiadaczem wielu płyt CD i DVD. Wielka miłość i zaangażowanie do wymienionych styli muzycznych, jeżdżenie na koncerty, nie pozwoliły mu nigdy zmienić stanu cywilnego. Do dzisiaj jest kawalerem. Posiada zaskakująco dużą wiedzę o „branży”, jak również w swoim skarbcu ma kilka dla mnie znaczących koncertów. Byłem zaskoczony kiedy poznałem jego domowy, muzyczny arsenał. Dla potrzeb Herosów,niektórych bluesmenów, przegrałem od Andrzeja, między innymi koncerty (trzy) Stevie Ray Voughana, Joe Bonamssy, Alberta Kinga czy Freddie Kinga. Zaczęliśmy z sobą wymieniać niektórych wykonawców, co bardzo upiększyło, urozmaiciło i wzbogaciło w premiery, spotkania w ARKADACH.
Wymienione powyżej rowerowe eskapady Andrzeja Kotowskiego, poboczem trasy szybkiego ruchu w kierunku Warszawy, to nic innego jak jazda do Rawy Mazowieckiej na coroczne, Nocne Spotkania z Bluesem. Bywało tak, że Andrzej w piątek po pracy, jechał rowerem do Rawy. Po nocnym koncercie, nad ranem około południa w sobotę docierał do Tomaszowa. Nastawiał budzik, kładł się spać, by jeszcze tego popołudnia ponownie jechać rowerem na nocną kulminację z bluesem. Do domu przyjeżdżał w niedzielę po południu, zmęczony kładł się spać by w poniedziałek rano, wypoczętym pójść do pracy. Niesamowite !!! Tak było co roku. Takich bluesowych nocnych spotkań odbyło się w Rawie Mazowieckiej, dwadzieścia.
Po dwóch kolejnych Nocach Bluesowych, Andrzej postanowił zakupić kamerę filmową, by nagrywać i archiwizować dla swoich potrzeb, materiały z tych spotkań. Po przyjeździe z ostatniego, rawskiego spotkania, tak jak postanowił, przez cały rok zaciskał pasa odkładając na kupno zaplanowanej kamery. Marzenie o posiadaniu własnego zapisu obrazu ziściło się, na trzecią, bluesową wyprawę do Rawy pojechał jak zwykle rowerem z urządzeniem własnym, zapisującym obraz rzeczywisty.
Choć nie uczestniczyłem w żadnym rawskim spotkaniu, dzięki jego opowieściom, bliżej mogłem poznać bluesowe, nocne, zakulisowe reminiscencje, o których wcześniej wiele nie wiedziałem. Ba, Andrzej podarował mi kilka płyt DVD, na których osobiście filmował występy zespołów na scenie, bluesowe wydarzenia a na nich zapis, niejednokrotnie w deszczu, w zimnie, na wolnym powietrzu przeżywającą koncerty, kilkutysięczną publiczność. W cieple domowych pieleszy czymś wielce przyjemnym, na tle bluesowych rytmów, oglądać mi było reakcje i zachowania, muzyków, rawskiej publiczności. Rawa Mazowiecka przez pewien czas była stolicą polskiego bluesa, przyjeżdżali tu najwięksi polscy bluesmani na czele z Shekin’ Dudim czy Sławkiem Wierzcholskim, docierali również zagraniczni bluesmeni.
Rawskie spotkania z bluesem były konkurencją dla katowickiej imprezy Rawa Blues. Spotkania odbywały się zawsze w ostatni weekend maja (piątek, sobota) od 1990 roku pod stałym hasłem, Nocny Festiwal z Bluesem. Miejscem spotkań pod gołym niebem był zawsze teren koło zamku książąt Mazowieckich. Impreza w niezmienionym, dwudniowym trybie trwała do 2005 roku. Od 2006 roku zmieniono nazwę na Noc Bluesową i odbywały się w tym samym miejscu tylko jeden raz, w noc z piątku na sobotę, działo się tak do 2010 roku.
W 2011 roku zmieniono formułę, przeniesiono imprezę pod gołym niebem na ostatnią sobotę kwietnia do miejskiego Domu Kultury, pod zmienionym hasłem, Rawska Szychta Bluesa. Mogę zaryzykować, wyrażając swój pogląd, że w ten sposób zamordowano jedną z najpiękniejszych inicjatyw, szalonych fanów z małego miasteczka przy trasie szybkiego ruchu: Warszawa – Katowice – Wrocław.
Andrzej w nocnych spotkaniach z bluesem brał udział ośmiokrotnie, to znaczy od 2004 roku, cały czas dojeżdżając do Rawy rowerem. Dzisiaj, dzięki kamerowej inwestycji, posiada zapisy filmowe z rawskich, nocnych spotkań z bluesem. Opowiadał mi, że w niektórych latach bywało tak, że występowało sporo bluesowych grup z Europy (Niemcy, Węgry, Anglia, Holandia, Szwecja, Czechy) czy nawet z USA, na bardzo wysokim, artystycznym poziomie. Jestem mu wdzięczny za dzielenie się wydarzeniami z rawskich spotkań, które wzbogaciły moją wiedzę. Nierzadko wykorzystuję ją w swoich programach przekazując przybyłym gościom do Galerii na cykl spotkań, Herosi Rock’n’Rolla.
Andrzej dwukrotnie filmował moje imprezy. Pierwszą to na Spotkaniu po latach, w marcu 2011 roku, gdzie w Sali widowiskowej ZDK Włókniarz nagrywał mini recitale Arka Elvisa Milczarka (tomaszowianina z Londynu) i Marka Zarzyka Zarzyckiego (byłego lidera grupy rock’n’rollowej z lat 60-tych, Kawalerowie). Drugą imprezę filmował 9 lutego tegoż roku w OK TKACZ. Połączyłem w jedną całość dwa wydarzenia, 75 urodziny Marka Karewicza i 100 Spotkanie z mojego, stałego cyklu Herosi Rock’n’Rolla.
Dzięki niemu moje domowe archiwum wzbogaciło się o powyżej wymienione zapisy z tych bardzo ważnych spotkań dla tomaszowian, dla miasta i dla mnie.
Napisz komentarz
Komentarze