Na Waszej stronie znalazłam konkurs. Opisać swoje wrażenia po obejrzeniu filmu "Układ zamknięty" lub "Intruz". O pierwszym nawet nie słyszałam (zresztą nie gustuję w polskim kinie). Miałam jednak ten zaszczyt obejrzeć przedpremierowy pokaz filmu "Intruz" w kinie Helios, w Piotrkowie Trybunalskim.
Uwielbiam oglądać filmy w kinie na dużym ekranie. Postanowiłam, że zaproszę męża w święta na jakiś seans. Wahałam się co wybrać "Ostatni egzorcyzm" czy "Itruza"? Mąż i ja uwielbiamy horrory, ale... mam sentyment do sagi "Zmierzch". Ostatecznie padła decyzja - drugi dzień świąt, godzina 19:30, film "Intruz". Po minie mało zachwyconego męża, do kina jechałam z mieszanymi uczuciami i niezbyt zadowolona (chociaż wcześniej na samą myśl o tym filmie skakałam z radości) i już widziałam jak pomarudzi: zmarnowane dwie godziny... ckliwy, babski film... zero akcji..." itp.
Książki "Intruz" nie czytałam, więc wiedziałam tylko tyle, że została napisana przez S. Meyer. No cóż, skoro napisała tak fajną sagę o wampirach, na podstawie jej książki nakręcili fajne filmy, to "Intruz" też MUSI być dobry!... Mąż zrobił mi mętlik w głowie i zastanawiałam się czy na pewno ten film będzie taki dobry jak mi się wydawało?... No bo co może być fajnego w kosmicznych duszach opanowujących ludzkie ciała? Jeszcze trzeba dodać DOBRYCH kosmicznych duszach... Na Ziemi nie ma wrogo nastawionych sobie ludzi, wszyscy są dla siebie mili, wszyscy są pomocni, dobrzy... Cały świat jest cukierkowy... Troszkę pikanterii może doda garstka rebeliantów uciekających przed obcymi, którzy i tak zostaną złapani...
Czytając opis książki wiadomo, że główna bohaterka Melanie zostanie schwytana a do jej ciała wprowadzona zostanie obca dusza. Tak właśnie zaczyna się film i po kilkunastu minutach poznałam Wagabundę. Oczywiście pierwsze wrażenie - biedna Malanie, walcz o siebie, nie daj się, pozbądź się tej świecącej paskudy i zostań sobą!
Kiedy Wagabunda poznaje wspomnienia dziewczyny zaczyna współczuć jej i innym ludziom. Chce jej pomóc dotrzeć do ukochanego, małego braciszka, któremu przecież obiecała, że wróci. W końcu stało się tak, że polubiłam obie. Jednak z minuty na minutę Wagabunda coraz mocniej podbijała moje serce. Momentami wydawała mi się bardziej ludzka od Melanie...
Dla mnie cała ta ucieczka rebeliantów, ich życie i problemy zeszły na drugi plan. Ponieważ jestem kobietą, a kobiety są z natury ciekawe i głodne wrażeń miłosnych, bardziej byłam zaciekawiona, która wygra - Melanie czy Wagabunda? Która będzie mogła cieszyć się swoją miłością - Melanie i jej ukochany Jered czy Wagabunda, która również się zakochała (miałam wrażenie, że po raz pierwszy) w jednym z rebeliantów, zresztą zakochała się ze wzajemnością.
Ponieważ Wagabunda zdobyła moją ogromną sympatię bardzo jej kibicowałam. Tak bardzo chciałam, żeby została, żeby była szczęśliwa, żeby mogła zaznać w pełni uroki prawdziwego, szczerego uczucia miłości, ale z drugiej strony... przecież to nie jej ciało, Melanie wciąż żyła i miała większe prawo do... własnego ciała. Bardzo byłam ciekawa jak autorka w książce rozwiązała ten problem.
Żałowałam, że nie przeczytałam wcześniej książki. Wszystko bym wiedziała i nie siedziałabym jak na szpilkach. Z drugiej strony popsułabym sobie ten dreszczyk emocji. Oczywiście, która wygrała NIE ZDRADZĘ! Mogę tylko dodać, że takie rozwiązanie w pełni mnie usatysfakcjonowało, bo nie spodziewałam się takiego zakończenia. Miałam w głowie różne, ale nie takie! Jeszcze większą satysfakcję poczułam, kiedy zapaliły się światła w kinie a mój Mąż powiedział : "Od teraz TY decydujesz jakie filmy oglądamy!".
Film obejrzałam i bardzo mi się podobał. Z czystym sumieniem polecam go WSZYSTKIM nawet tym zacietrzewionym panom ;) Mimo, że wiem już jakie jest zakończenie z chęcią sięgnę jeszcze po książkę.
Pozdrawiam serdecznie całą redakcję i czytelników portalu NaszTomaszów.pl
Kasia Przygocka
Napisz komentarz
Komentarze