Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 22 stycznia 2025 14:48
Reklama
Reklama

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego cz. 27 - Rock’n’Roll w wojsku

Był koniec ostatniej dekady kwietnia 1965 roku, w późnych godzinach popołudniowych wraz z kolegą z Rolandówki, Jankiem Szewczykiem (Alek Ciotucha jadący z nami tym samym pociągiem do Słupska udał się dalej, do wojskowych koszar w Szczecinku) znaleźliśmy się w naszych jednostkach wojskowych. Choć o różnych numerach, mieściły się na tym samym placu. Janek miał powołanie do „niebieskich beretów”, ja natomiast do „pułku czołgów średnich”. Jednostki znajdowały na peryferiach miasta przy wylocie do miejscowości Bytów, na tak zwanej „górce” ulicy Obrońców Westerplatte. Długi czas spacerowaliśmy tą ulicą, pod dużym strachem wejścia na teren koszar, mieliśmy świadomość czterodniowego spóźnienia do armii i możliwości poniesienia konsekwencji tego wykroczenia.

 

Ogrodzeniowym prześwitem ze współczuciem przyglądaliśmy się jak wokół placu, w dużym tempie, podoficerowie robiąc wrażenie znęcania się, gonili kilka grup młodych, ostrzyżonych ludzi. Byli to rekruci, tak jak my, powołani do czynnej służby wojskowej. Wiedziałem, że niebawem do nich dołączę, że będzie to koniec mojej, rock’n’rollowej wolności. Za kolejnym, trzecim a może czwartym podejściem do bram Wojska Polskiego, Janek skierował do mnie te słowa, - Antek nie wychodzimy w ten sposób 24 miesiące naszej służby, już nie wytrzymuję, co będzie to będzie, ja wchodzę a ty rób jak uważasz. Bramy wejściowe do naszych jednostek były obok siebie, w nie większej odległości jak 50 metrów jedna od drugiej. Pożegnaliśmy się przed wejściem, pokonując je zdecydowanym krokiem, każdy z nas swoją.

 

Bardzo trudno było przyzwyczaić się do nowych, jakże innych warunków niż te, które jeszcze nie tak dawno miałem w cywilu. Pierwszy miesiąc w wojsku całkowicie wyłączony był  z życia, tak zwanego cywilnego. Musztra goniła musztrę, gonitwa za gonitwą, porządki, porządki i tylko porządki. Nie tylko w  miejscu zakwaterowania ale w całej jednostce. Wszystko czynione było rękami młodego żołnierza, zwanego w nomenklaturze wojskowej, kotem. Okres rekruckich ćwiczeń i czas wolny poświęcaliśmy przygotowaniom do uroczystej przysięgi, która miała się odbyć w trzecią niedzielę czerwca na terenie jednostki. Wszystko podporządkowane było temu wydarzeniu. Jedyną ulgę mieliśmy w niedzielę, bez ćwiczeń, bez tak zwanej, szczególnej opieki podoficera, po prostu dano nam więcej luzu.

 

Przed przysięgą we wszystkie niedziele czas wolny spędzaliśmy na kompanijnej świetlicy, nareszcie był dostęp do prasy, radia, telewizji. Wśród gazet, Trybuny Ludu, Żołnierza Wolności i wojskowego barachła, był rodzynek, Sztandar Młodych, sobotnio niedzielne wydanie a w nim moja, cywilna strona pana redaktora Romana Waschki, Od waltorni do saksofonu (zmieniona na Muzyka niepoważna), na której to, choć werbalnie, nie słysząc muzyki mogłem przeczytać krótkie informacje o zespołach, piosenkarzach, obserwować rankingi światowych, również polskich list przebojów. A był to rok 1965, w którym to roku, w  miesiącu styczniu powstał - po zespołach Czerwono Czarnych, Niebiesko Czarnych i mniej znanych, popularnych jak Chochoły, Pięciu, Dzikusy, Pesymiści, Tajfuny – polski zespół wszechczasów, Czerwone Gitary.

 

 

Któregoś dnia przeglądając lokalny Głos Słupska, natrafiłem w rubryce Co? Gdzie? Kiedy? na repertuar słupskiego kina Millenium,  w którym widniała informacja, że w najbliższą niedzielę (była to ostatnia niedziela przed moją przysięgą) o godzinie 11.00 (poranek) odbędzie się prapremiera angielskiego, muzycznego filmu The Beatles (A Hard Day’s Night). Informacja ta zelektryzowała wszystkich żołnierzy na kompani młodego rocznika.

 

Byłem jedynym wśród rekrutów, który ten film obejrzał. Moje opowiadanie, chwalenie się niezwykłym, obfitującym w wiele aktualnych przebojów, z dużą szczyptą humoru, fantastycznymi zdjęciami światowej sławy operatora filmowego Gilberta Taylora, dla osób kochających rock’n’roll, fanów czy miłośników Beatlesów, było wielkim marzeniem i wyzwaniem by ten film za wszelką cenę, obejrzeć. Na dużym ekranie, w przybytku X Muzy, chłopcy z Liverpoolu, stworzyli widowisko jak na prawdziwym, rock’n’rollowym koncercie.

 

Z informacją w gazecie podszedł do mnie kolega z kompanii, z którym nadawaliśmy na jednych falach (Włodek Kopytek z Gorzkowic k/Piotrkowa Tryb), z pomysłem, - Antek a co byś powiedział gdybyśmy poszli w tym dniu na „lewiznę”, w niedzielę mamy dyscyplinarny luz, by w „Millenium” obejrzeć ten film? Pomysł był nie z tej planety, karkołomny, młody rocznik bez przysięgi, samowolne opuszczenie koszar, bez opieki podoficera, brr niesamowite. Pomyślałem sobie, - To grozi kryminałem. Pomimo dużych obaw i strachu przed wpadką, przygotowaliśmy w gronie chętnych kolegów, strategię wyjścia z jednostki na lewiznę i w czterech rekrutów wybraliśmy się w niedzielny poranek do kina Millenium. Usatysfakcjonowani zaliczeniem filmu, z wielką obawą, tą samą drogą (skok przez płot, niczym Wałęsa) przed obiadem powróciliśmy do jednostki. Udało się, nikt nas nie wydał. Nie podpadliśmy. Po niedzielnej, filmowej eskapadzie, wykrystalizowała się grupa chłopaków interesująca się muzyką młodzieżową, rock’n’rollem.

 

 

Kiedy po przysiędze stałem się bardziej wolnym żołnierzem, mogłem w sobotę czy niedzielę, nie raz w tygodniu, wyjść na przepustkę na ulice przepięknego miasta jakim był Słupsk (przed wojną mówiono o tym mieście niemiecki, mały Paryż). Miasto sprawiało, rozwiązaniami ulic, architektoniczną urbanistyką, kolorystyką kamienic wrażenie wielkomiejskości.

 

Kulturalnymi wydarzeniami w tym grodzie nie powstydziłoby się niejedno, kilkunastotysięczne, polskie miasto. Połowa lat 60-tych ubiegłego wieku, właśnie kiedy ja odbywałem zaszczytną służbę dla ojczyzny, na koncerty do Polski przyjeżdżało wielu rock’n’rollowych wykonawców, tych z najwyższej półki popularności (jak The Animals, Gary and The Pacemakers, Johnny Hallyday, The Rolling Stones) jak również średniej klasy zespoły.

 

Właśnie takim zespołem była grupa muzyczna z Anglii, The London Beats czy szkocki zespół The Phantoms. W krótkim po sobie czasie wystąpili w Słupsku, miałem okazję być na koncertach tych zespołów w widowiskowej Sali w miejscowym Domu Kultury. Przeżyłem, pierwsze tak rock’n’rollowo profesjonalne widowisko, na którym przysłowiowe kapoty, marynary poszły w ruch. Choć wcześniej, jeszcze przed wojskiem zaliczyłem koncerty Marino Mariniego, Paula Anki czy Helen Shapiro, to słupskie wydarzenia, na krztę, swoją dynamiką i ekspresją nie przypominały tamtych koncertów. Pobudziły one we mnie uśpioną dotychczas muzyczną energię i aktywność

 

 

 

 

Poznałem, również szalonych jak ja rock’n’rollowców, kolegów z kompanii łączności, którzy na swoim kompanijnym stanie dysponowali, jak na tamte czasy, super sprzętem radiowym i radiolokacyjnym. Chodziłem do nich w trakcie trwania capstrzyku (cisza nocna) i słuchaliśmy łatwe na tym sprzęcie do zlokalizowania pirackie stacje, również BBC, Głos Ameryki, Wolna Europa czy Radio Luxembourg.

 

Dobra słyszalność, brak zakłóceń czyniła, że nie czuło się z niedospania zmęczenia, wręcz przeciwnie, słuchanie sprawiało mi dużą przyjemność i satysfakcję. W tym czasie na światowych listach grasowały trzy wielkie hity; grupy rockowej z Los Angeles The Monkees, w utworze I’m Believer, amerykańskiej grupy surf rockowej The Beach Boys, Good Visbrations i szkockiego gitarzysty, piosenkarza o jakże odmiennym stylu, Donowana, w utworze Mellow Yellow.

 

Bywało niejednokrotnie, że oczarowany tymi utworami (często powtarzane jednej nocy, na tym polegało lansowanie przeboju) słuchaliśmy prawie do rana, tak by przed pobudką znaleźć się na swojej kompanii. Od kolegów z łączności dostałem super prezent w postaci specjalnie skonstruowanego radia, do tego specjalną antenę, dzięki której mogłem z dużym powodzeniem na kompanijnej świetlicy lokalizować i słuchać swoich ulubionych stacji.

 

Mogę powiedzieć, że dzięki temu prezentowi, w drugim roku służby a praktycznie w ostatnim półroczu nie tylko wyrównałem zaległości powstałe w trakcie jej trwania ale byłem na bieżąco z ukochaną, muzyczną branżą.

 

Nigdy nie zapomnę bardzo mroźnej, obfitującej w duże opady śniegu zimy 1967 roku. Z dnia 7 na 8 stycznia, moja kompania obejmowała 24 godzinną wartę garnizonową. Wśród wartowników, znalazła się również moja osoba. Garnizon oddalony był od Słupska około pięciu kilometrów (drogę pokonywało się marszem) w głąb sosnowego lasu.

 

Byłem już starym żołnierzem, do cywila mój rocznik wychodził w kwietniu. Wybrałem celowo tą wartę (a nie musiałem), tylko dlatego, że miałem wpływ na wybór posterunków. Posterunki były dwuzmienne (stało się na nim tylko dwa razy nocą, dwie godziny stania, dwie odpoczynku i na przemian, w godzinach 22.00/6.00 rano) i trzyzmienne (co cztery godziny, dwie godziny stania na posterunku, dwie czuwania na wartowni i dwie odpoczynku i tak przez 24 godziny, od 18.00 do 18.00).

 

 

Wybrałem posterunek dwuzmienny świadomie, bo 8 stycznia urodził się Elvis Presley. Miałem wiedzę, że na wielu stacjach europejskich i nie tylko, zapowiadane były benefisowe, muzyczne audycje obfitujące w wiele przebojów, na okoliczność urodzin króla rock’n’rolla. Umówiłem się ze swoim zmiennikiem, że stać będziemy po cztery godzinny (czyli tylko raz tej nocy). Ja stanąłem na pierwszej zmianie, od godziny 22.00 do 2.00 w nocy.

 

Po zejściu z posterunku położyłem się spać, prosząc zmianę czuwającą o obudzenie mnie o 7.00 rano. Nigdy tak długo nie miałem okazji słuchać w radio Elvisa, czy jakiejkolwiek, innej muzycznej audycji. Mieliśmy na wartowni bardzo dobre radio ze świetną anteną. Słyszalność była głośna i wyraźna bez żadnych zakłóceń radiowych fal.

 

W cieple wartowniczego pomieszczenia, choć na zewnątrz panował siarczysty mróz, ja żonglowałem radiową skalą po UKF-ach, falach krótkich, średnich i długich, z audycji na audycję, raz w języku czeskim, to w niemieckim, hiszpańskim czy angielskim, upajając się cudownym głosem, przepięknymi piosenkami, mojego ukochanego Presleya. Nigdy wcześniej na garnizonowej wartowni nie było tak rock’n’rollowo. Przed godziną 18.00, po zrobieniu porządków w pomieszczeniach, opuściliśmy budynek ustawiając się w dwuszeregu na zewnątrz. Przyszli zmiennicy, chłopcy z niebieskich beretów z rozprowadzającym zmiany wart, kapralem Jankiem Szewczykiem.

 

Staliśmy kilka minut na zewnątrz pomieszczenia w dwuszeregu, oczekując na przekazanie zmiennikom budynku i wartowniczych obowiązków. W pewnej chwili podszedł do mnie Janek Szewczyk, przekazał mi strasznie tragiczną informację, - Antek dzisiaj przed południem na dworcu PKP we Wrocławiu tragicznie zginął pod kołami pociągu, Zbyszek Cybulski. Nogi po tej wiadomości ugięły mi się w kolanach. Zbyszek (miał zaledwie 40 lat) był jednym z najwybitniejszych aktorów, polskiej, młodej szkoły filmowej. Moje pokolenie kochało go nie tylko za wspaniałą kreację Maćka Chełmickiego w kultowym filmie Popiół i diament ale za szczególną postawę, buntownika bez powodu, wobec panującego systemu. W środowisku ludzi interesujących się kulturą, Polską, filmem zwany był polskim James Deanem. Dzisiaj mając przed sobą dystans czasu, gdy wspominam styczeń 1967 roku, dla mnie, dla mojego pokolenia data 8 stycznia, zawsze kojarzona będzie z dwoma moimi idolami, buntownikami wobec panujących totalizmów (rasizm, nazizm, faszyzm, komunizm) - urodziny Elvisa Presleya (zmarł równe 10 lat później – 1977 - mając 42 lata) i śmierć Zbyszka Cybulskiego.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Antek Malewski 12.03.2013 22:10
Chciałem jeszcze coś uzupełnić do mojego felietonu. Do cywila mieliśmy wyjść 10 kwietnia, 13 kwietnia miał odbyć się słynny koncert zespołu The Rolling Stones w Sali Kongresowej. Wojtek "Szymon" miał dwa bilety na ten koncert, uwzględniając moją osobę. W trakcie całej służby zaliczyłem 16 dni aresztu. Po raz pierwszy rozkazem dowódcy półku areszt trzeba było odsłużyć. Wypadło na mnie "aresztanckie dni" musiałem odsłużyć. Wyszedłem do cywila 10 dni po koncercie The Rolling Stones w Warszawie tzn 23 kwietnia 1967 roku.

Kickboxer 12.03.2013 07:33
Super odcinek, napisany zwięźle i z sercem. Gratulacje Tolek.

Tomjan 11.03.2013 23:38
Antoni zaliczyłem te okolice w latach 1969 - 71 na Rędzikowie, na lotnisku. Miasto faktycznie piękne. Wracam do niego z wielką przyjemnością. Pozdrawiam.

Opinie
Igor MatuszewskiIgor Matuszewski Chce skutecznie kontrolować, czy jedynie więcej zarabiać? Radny Piotr Kucharski może to robić i nie trzeba do tego pełnić żadnej funkcji. Można być zwyczajnym radnym, ale może to też robić każdy obywatel. Takie prawo daje ustawa o dostępie do informacji publicznej. Więc pisanie o jakiejś próbie blokowania czegoś jest dość śmieszne i przypomina próbę udowodnienia, że ziemia jednak jest płaska. Jak widać za 350 złotych miesięcznie można wywołać burzę w szklance wody. Jednymi z najbardziej istotnych uprawnień, jakie posiadają radni samorządowi są możliwości sprawowania kontroli nad działalnością miasta lub powiatu. Można je realizować za pomocą organu ustawowego, jakim jest komisja rewizyjna w danym samorządzie, ale także indywidualnie. Co ciekawe zmiany w ustawodawstwie wprowadzone przez PiS dają większe uprawnienia kontrolne radnym indywidualnie, niże wtedy, kiedy działają oni w formie komisji. Każdy radny ma prawo wstępu niemalże wszędzie oraz żądania wszelkich dokumentów związanych z realizacją zadań nałożonych ustawami. Co ważne (bo część urzędników próbuje to robić) jedyne ograniczenia muszą wynikać bezpośrednio z ustawy. W tomaszowskiej Radzie Miejskiej funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej pełni Piotr Kucharski. Okazuje się jednak, że inni członkowie tego gremium mają go dosyć i zamierzają odwołać. Czy chodzi o to, że jak sam twierdzi, jest niewygodny dla Prezydenta? Czy tylko o 350 złotych diety więcej. Radny już w poprzedniej kadencji dał się poznać, jako główny samorządowy śledczy. Badał nawet kaloryczność węgla w spółce ZGC. Usilnie poszukiwał nieprawidłowości w TTBS, a następnie próbował załatwiać mieszkania dla własnych kłopotliwych lokatorów. Analiza aktywności radnego z ubiegłej kadencji pokazuje dużą liczbę interpelacji i małą liczbę konkretnych i merytorycznych wniosków.
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Walentynkowe Ale Kino Tuż przed walentynkami Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza do sali kinowej Kitka w MCK Tkacz na czarną komedię "Tylko kochankowie przeżyją". Będzie romantycznie, ale i trochę strasznie, bo tytułowi kochankowie, to... para wampirów. Projekcja odbędzie się 12 lutego o godz. 18. Bohaterowie „Tylko kochankowie przeżyją” to wampiry zmęczone setkami lat życia i zdegustowane tym, jak rozwinął się świat. Nie są jednak typowymi przedstawicielami swojego wymierającego gatunku: wprawdzie żywią się krwią i preferują mrok nocy, ale najważniejsza jest dla nich sztuka, literatura, muzyka – i trwająca od wieków miłość. To wyrafinowani smakosze życia, wytworni dandysi zatopieni w XXI wieku, wciąż pamiętający jednak intensywność romantyzmu.Adam (Hiddleston) jest unikającym rozgłosu i słonecznego światła undergroundowym muzykiem, skrzyżowaniem Syda Barreta i Davida Bowiego z Hamletem. Mieszka w odludnej części Detroit, kolekcjonuje gitary, słucha winyli i tworzy elektroniczną muzykę końca świata. Melancholijną samotność rozjaśnia długo oczekiwany przyjazd jego ukochanej, Ewy (Swinton). Razem jeżdżą nocami po wyludnionym Detroit w hipnotycznym rytmie muzyki, celebrując każdą spędzaną razem chwilę. Jednak spokojne życie zakochanej pary zostanie wystawione na próbę, kiedy niezapowiedzianie dołączy do nich nieobliczalna i wygłodniała siostra Ewy – Ava (Wasikowska).Film Jima Jarmuscha to pytanie o nieśmiertelność, o siłę uczucia i moc obietnic w obliczu nieskończenie płynącego czasu. Piękne, wysmakowane zdjęcia nocnych miast w połączeniu z atmosferą melancholii, mroczną muzyką Black Rebel Motorcycle Club, ale i charakterystycznym dla Jarmuscha wyrafinowanym, subtelnym humorem, dają w efekcie stylową, dekadencką perełkę. (Opis filmu za Gutek Film.)Bilety w cenie 10 zł jak zawsze można kupić w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 lub online przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Tylko-kochankowie-przezyja/Tomaszow-Mazowiecki). Zapraszamy. Data rozpoczęcia wydarzenia: 12.02.2025
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kolejna osoba odchodzi ze szpitala. Już czwarta. Tym razem jest to Konrad Borowski, dyrektor ds. pielęgniarstwa w Tomaszowskim Centrum Zdrowia. Złożył już wypowiedzenie i obecnie przebywa na urlopie. Jak sam twierdzi na chwilę obecną nie widzi możliwości współpracy zarówno z Prezesem szpitala, jak i Starostą Mariuszem Węgrzynowskim. Pojawia się więc wakat na kolejne stanowisko. Kto je zajmie. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że Starosta na tę funkcję chce powołać bliską mu politycznie Ewę Kaczmarek zastępca Pielęgniarki Koordynującej Oddz. Chorób Wewnętrznych. Na liście nazwisk pojawia się też córka radnego Szczepana Goski, która zdaniem pracowników TCZ ma zostać umieszczona w roli odchodzącego Borowskiego lub osoby koordynującej tomaszowskie ratownictwo medyczne. Zapewne wkrótce dowiemy się czy pogłoski ze szpitalnych korytarzy się potwierdzą. W ten sposób pełnię odpowiedzialności nad szpitalem przejmuje "ośrodek decyzyjny" w postaci Mariusza Węgrzynowskiego oraz Adrian Witczak, którego w spółce reprezentuje prokurent Glimasiński. Otwarte zostaje pytanie: kto następny: dyrektor - główna księgowa Alina Jodłowska? Z całą pewnością zostaną dyrektorzy, którzy sami nie wiedzą co w spółce robią.Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Wczorajsza sesja Rady Powiatu Tomaszowskiego zawierała co prawda tylko jeden punkt merytoryczny, ale dyskusja (jeśli można ją tak nazwać) trwa ponad 3 godziny. Jak opisać, to co się działo, by oddzielić własne opinie od prezentacji zdarzeń? Jest to w moim przypadku niezwykle trudne ponieważ sam byłem aktywnym ich uczestnikiem. Dlatego czytelnicy będą mieli możliwość przeczytania dwóch tekstów. Jeden z subiektywną oceną, w formie felietonu, mojego autorstwa. Drugi współpracującej z portalem dziennikarki. Gotowi?
Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Od kilku lat głośno krytykowana jest polityka kadrowa Starosty Mariusza Węgrzynowskiego. Mówi się nawet, że przerost zatrudnienia sięga ok 100 osób przy równoczesnym niedoborze profesjonalnej kadry urzędniczej wyspecjalizowanej w zakresie budownictwa, geodezji, gospodarowania nieruchomościami itd. Piotr Kagankiewicz szacuje, że nadmierne wydatki sięgają nawet czterech milionów złotych. Kolejne umowy miały być podpisywane z początkiem tego roku, a więc kolejne setki tysięcy złotych. Zatrudnienie znajdują członkowie rodzin polityków PiS. Dla przykładu do Wydziału Promocji trafiła córka wójta gminy Będków, Dariusza Misztala, podobnie jak Mariusz Węgrzynowski działacza PiS oraz bliskiej osoby Antoniego Macierewicza. Wójt w ubiegłej kadencji zatrudniał z kolei radnych przyjaznych Staroście. Informacja o tym, co robi konkretnie dany pracownik, okazała się być najbardziej strzeżoną przez wójta tajemnicą. Promocja pęka w szwach. Pracuje w niej kilka osób więcej niż 10 lat temu. Czy jakieś efekty działania można uznać za spektakularne? Chyba tak. Należą do nich niespotykane nigdzie indziej zakupy dewocjonaliówUmorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Umorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie w 2016 roku wszczęła śledztwo w sprawie Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej i szefa gabinetu politycznego szefa MON Antoniego Macierewicza. Sprawa dotyczyła tego, że 30 sierpnia tamtego roku w bełchatowskim starostwie podopieczny Antoniego Macierewicza miał obiecywać dobrze płatną pracę powiatowym radnym Platformy Obywatelskiej, w zamian za ich poparcie w głosowaniu nad powołaniem wicestarosty bełchatowskiego.
Reklama
Reklama
Łóżko rehabilitacyjne  Elbur PB 636 Łóżko rehabilitacyjne Elbur PB 636 Cena: Do negocjacjiZ pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów oraz montaż gratisNa zdjęciu: Łóżko PB 636 w kolorze dąb sonoma z dzielonymi barierkami po jednej stronie łóżka. Akcesoria: Lampa przyłóżkowa. Szczególną cechą modelu łóżka PB 636 jest możliwość opuszczenia leża do poziomu 29 cm. Niska pozycja pozwala na większy komfort użytkowania osobom o niższym wzroście oraz redukuje w znacznym stopniu możliwość odniesienia urazu w sytuacjiprzypadkowego wypadnięcia. Zakres regulacji wysokości, pozwala na pracę opiekunów w optymalnych warunkach. Możliwość stosowania dzielonych barierek powoduje, że użytkownik nie musi być na stałe ograniczony barierami w przestrzeni łóżkaKolory standardowe: Kolory niestandardowe*: DETALE PRODUKTU:1. Położenie leża 29 cm od podłogi4. Pilot z blokadą poszczególnych funkcji2. Dekoracyjna osłona leża5. Podwójne koło z hamulcem3. Nowoczesny napęd podnoszenia leża6. Dzielona barierka (opcja)OPCJE:zmiana długości i wypełnienia leża • zmiana kolorystyki • dzielone barierkiPODSTAWOWE DANE TECHNICZNEBezpieczne obciążenie robocze175 kgMaksymalna waga użytkownika140 kgRegulacja wysokości leża:od 29 do 72 cmRegulacja segmentu oparcia pleców:0 ÷ 70°Regulacja segmentu oparcia podudzi:0 ÷ 20°Wymiary zewnętrzne długość × szerokość:207 × 106 cmPrześwit pod łóżkiem:ok. 16 cmCiężar całkowity:118,6 kgKółka jezdne:100 mm z hamulcem FUNKCJEDO POBRANIA: Karta produktu PB-636 [PDF]
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama