Misja rozpoczęła się nocą. Sprawdzenie stanu osobowego, ostatnie postawienie zadań i pluton ruszył. Teraz czas na radio. Radiotelefonista nie odrywał słuchawki od ucha. „Sprawdzenie łączności… Potwierdzam… Odbiór… Melduję opuszczenie bazy… Zajęcie punktu…”. Pluton rozpoczął marsz. W kompletnych ciemnościach żołnierze maszerowali kilka godzin. Teren nie był łatwy. Ogrody, pola pokryte twardymi od słońca grudami, poprzecinane rowami nawadniającymi, studnie i doły. Trzeba było dostosować tempo marszu do tego, co pod nogami.
Pluton mijał kolejne wioski i coraz bardziej zbliżał się do rejonu rozpoczęcia zadania właściwego. Na horyzoncie powoli przebijały się pierwsze promienie słońca. Światło rozlało się po polach. Niemal w tym samym momencie padła przez radio komenda do rozpoczęcia kolejnego zadania – tym razem pluton miał przeszukać ogrody położone na skraju jednej z wiosek.
Afgańskie sady i ogrody otoczone są zwykle różnej wysokości murami. Pierwsze okazały się proste do pokonania. Za to każdy kolejny wydawał się coraz wyższy. Większość z nich przerastała sylwetkę żołnierza. Wewnątrz gęsto posadzone winorośla i krzewy zdecydowanie utrudniały poruszanie się. I tak metr po metrze żołnierze rozwinięci w linię szukali ukrytych skrytek z bronią, amunicją czy też materiałami wybuchowymi, zgodnie z zadaniem jakie otrzymał pluton. Po kilku godzinach udało się dojść do centrum jednej z wiosek, co dla „kawalerzystów” z Tomaszowa oznaczało koniec zadania. Teraz już tylko czekanie na pojazdy i powrót do bazy.
Tekst i zdjęcia: ppor. Katarzyna Szal
Napisz komentarz
Komentarze