Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 24 lutego 2025 02:04
Reklama Sklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama

Wietnam (Sajgon) - Wietnam w pigułce

Po kawowej ekstazie w wietnamskiej ojczyźnie tego napoju, przyszedł czas pokierować się trochę bardziej na południe kraju. Miałem do wyboru - cofnąć się do drogi numer 1 lub skorzystać z zaznaczonej na mojej mapie szerszą linią i kolorem różowym 14-stki, w magiczny sposób przechodzącej później w "trzynastkę".

 

Jakoś tak, w mój wyjazdowy poranek, średnio byłem zmotywowany do ruszania moich czterech liter w jakąkolwiek stronę. Dlatego kontakt z kimkolwiek na couchsurfingu zostawiłem sobie do czasu porannej kawy. Pozostała mi tylko mała rozkminka polegająca na określeniu daty przyjazdu. Na dojazd do najbardziej ruchliwego i zatłoczonego miasta, Ho Chi Minh, zwanego dawniej, oraz obecnie w potoczny sposób, Sajgonem, dałem sobie trzy dni.

 

Kiedy wychodziłem na drogę, jak to w Wietnamie, nie wiedziałem, czego się mogłem spodziewać. Mimo mżawki, nie musiałem jednak czekać długo by zatrzymać pierwszy transport. Po wyciągnięciu tabliczki z nazwą Buon Ma Thuot, zatrzymał się busik. Kierowca, widząc mój dopisek "za darmo", tylko się uśmiechnął i zaprosił mnie do środka. Tu czekało mnie bardzo miłe zaskoczenie - trzech, spośród pięciu pasażerów mówiło po angielsku.

 

Po zwycięstwie północy nad południem, miasto Sajgon zostało nazwane imieniem prezydenta Ho Chi Minha.

 

W miłej atmosferze dojechałem do mało urzekającej stolicy prowincji Dak Lak. Dawniej, była to niewielka wioska. Ale sprzyjające produkcji kawy warunki, sprawiły, że dzięki rozwojowi przemysłu i handlu, miasto napompowało się do takich rozmiarów, że, obecnie, ma ono ponad 300.000 mieszkańców. W samym Buon Ma Thuot, odwiedzający nie znajdą nic dla siebie - chyba, że lubią oglądać domki, fabryki, ulice i ruch. Dlatego też, jeszcze tego samego dnia, stwierdziłem, że pojadę dalej. Wychodząc na właściwą drogę, znów złapałem busika i znów trafiła mi się podobna sytuacja - nie tylko kierowca nie chciał pieniędzy, ale również, biletowy poczęstował mnie dwoma krosancikami i butelką chłodzonej, zielonej herbaty. Dobry start busikowego dnia.

 

Wyjeżdżając z miasta, nie dało się niezauważyć, że wyjechaliśmy również z daklakowego mikroklimatu. Znów znalazłem się w słonecznej, gorącej i suchej, w zimie, części Wietnamu. Przed wyjazdem, zastanawiałem się co oznacza specyficzny kolor i grubość linii, którą pociągnięta była droga, którą sobie obrałem. Zaraz za granicą z bardzo mało zurbanizowaną prowincją Dak Nong, sprawiającą wrażenie jeszcze bardziej wyluzowanej i naturalnej niż Dak Lak, okazało się, że moja wrodzona nieśmiałość, przez którą nie poprosiłem nikogo o pomoc w tłumaczeniu legendy, znalazłem się na trasie szybkiego ruchu, która była dopiero w budowie. Myślałem, że serce wietnamskiej kawy będzie miało znacznie lepsze tętnice. Niestety, te istniejące były nie tylko zapchane pomarańczowym i czerwonym, cholesterolem, ale również, znajdowały się w trakcie operacji wstawiania bypassów. Za to widoki plemiennych osad znajdujących się tuż pod granicą z Kambodżą i świecące słońce, rekompensowałły wszystko.

 

Droga, która wyglądała na mapie jak autostrada, okazała się być dopiero w budowie.

 

Wczesnym wieczorem, dojechałem na rogatki Gia Nghia. Musiałem się zatrzymać, chociażby dlatego, że powoli zachodziło słońce. Pierwszy hotel, który znalazłem okazał się być strzałem w dziesiątkę. Do wejścia zachęcił mnie ogromny napis WiFi, a do zostania w nim - cena.

 

Po zameldowaniu się, wyszedłem rozejrzeć się, gdzie się w ogóle znalazłem. W okolicy, oprócz kilku lasów sosnowych, było dość mało ciekawie. Swoje kroki pokierowałem więc na rynek by kupić kilka owoców przypominających przywołujących obrazy z Avatara.

 

Kolejna sprzeczność - targ może i nie wygląda zbyt czysto, ale pachnie kwiatami i świeżymi owocami.

 

 

Następnego dnia po śniadaniu złożonym, tym razem, z samej kawy i skondensowanego mleka podanych w jednej filiancę, wróciłem spowrotem na główną "trasę". Miałem dużo szczęścia bo od razu zatrzymała się terenowa Toyota. W środku siedziała rodzina. Kierowca, choć sprawiał wrażenie jakby bardzo mu się spieszyło, po drodzę do oddalonego o ok. 150 kilometrów Dong Xoai, robił dużo przystanków. A to na toaletę, a to na podziwianie widoków, a to na.... drzemkę w hamaku. W południowym Wietnamie, w wielu wioskach, w prowizorycznie, ale również egzotycznie, wyglądających kawiarniach można wybrać pomiędzy krzesełkiem a zaczepionym o pale, na których spoczywa uplecione z liści palmowych zadaszenie, hamakiem. Druga opcja jest bardzo wygodna szczególnie w rejonach znajdujących się daleko od morza, przy pogodzie, w której nie ma ani jednego, najmniejszego, podmuchu wiatru.

 

 

W południowym Wietnamie, w przydrożnych kawiarniach można wybrać pomiędzy krzesełkiem a hamakiem.

 

Dojazd do Dong Xoai, zajął nam blisko 5 godzin, ale było jeszcze wcześnie - wystarczająco wcześnie by dostać się bliżej Sajgonu.

- Gdzie idziesz? Usłyszałem za plecami, człeptając sobie wzdłuż drogi
- A tak, sobie idę, odpowiedziałem myśląc, że to mototaksówkarz
- A gdzie?
- No tam... przed siebie
- Chcesz, to Cię podrzucę, wskakuj
- Nie, dziękuję
- Ale gdzie idziesz?
- Do Sajgonu
- No to Cię zawiozę w dobre miejsce, to nie jest dobre miejsce.


Okazało się, że kierowca skuterka, nie tylko nie był mototaksówkarzem, ale jeszcze przewiózł mnie kolejne 50 kilometrów. Mało tego, miejsce w którym mnie wysadził było idealne. Wyboista droga, nagle zamieniła się w dwupasmową, równiutką nawierzchnię. Do tego, od razu, gdy wyciągnąłem kciuka, zatrzymał się busik.


- Chodź weźmiemy Cię. Gdzie jedziesz? zapytała jedna z pań.
- Do Sajgonu
- My nie do Sajgonu, ale podrzucimy Cię kawałek. 


Wszyscy w busie mówili po angielsku. Wydawało mi się to naturalne, biorąc pod uwagę to, że znajdowaliśmy się w pobliżu najbardziej amerykańskiego niegdyś miasta Wietnamu.

- Wiesz, za nami jedzie taki busik, który jedzie do Sajgonu. - powiedziała pani po odłożeniu słuchawki

Po chwili, przesiadłem się do drugiego busa. Imprezowe towarzystwo w środku, składało się z pracowników jednej z międzynarodowych firm importujących maszyny rolnicze, a obydwa busiki, należały właśnie do przedsiębiorstwa.

 

Do nieoficjalnej stolicy Wietnamu, dojechałem więc zatem jeden dzień wcześniej niż przypuszczałem. Po wyjściu z busa, odszukałem kawiarnię z Wifi, otworzyłem pocztę i zauważyłem, że na moją skrzynkę trafiły dwie akceptacje z couchsurfingu. Widząc profil Ankura z Indii, nie miałem wątpliwości do kogo się odezwać. Pozostała tylko kwestia próby wproszenia się o jeden dzień wcześniej, która została rozwiana od razu po wykonaniu telefonu. Przez kolejne dni, moja, jak najbardziej dobra opinia o Hindusach, nie zmieniła się ani trochę. Choć, ze względu na jego napięty grafik godzin w agencji reklamowej, w której pracuje Ankur, nie mieliśmy dla siebie wiele czasu i Ho Chi Minh, przyszło mi zwiedzać samemu, wszystko zostało zrekompensowane przez kuchenne eksperymenty w postaci dań hinduskich, włoskich i... nijakich, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Po prostu, losowo łączyliśmy w całość składniki które mięliśmy pod ręką. Wszystko dlatego, że Ankurowi, popsuła się lodówka, a w tropikalnym klimacie, nic nie może zbyt długo stać w temperaturze pokojowej, dlatego, musięliśmy ją jak najszybciej opróżnić.

 

Już pierwszego dnia, patrząc na szerokie bulwary i drapacze chmur po jednej stronie rzeki oddzielającej dzielnicę pierwszą od czwartej, miałem wrażenie, że znalazłem się zupełnie gdzie indziej. Z kolei, prowizoryczne, blaszane domki ustawione po drugiej stronie i ciemne, ciasne uliczki, sprowadzały mnie spowrotem na ziemie. Sajgon to Wietnam w pigułce - esencja Wietnamskich kontrastów, kilka poziomów życia w jednym miejscu.

 

Sajgon to nowoczesność, klasyka i naturalność w jednym.

 

 

 

Obok niewiadomoilegwiazdkowych hoteli, znajdują się niewielkie pensjonaty oferujące dość przyzwoity standard za ułamek ceny. Podział społeczeństwa pod względem stylu życia, można śmiało przyrównać do kast. To miasto jest miejscem, w którym jedni muszą przeżyć dzień za dwa dolary, inni ledwo mieszczą się w budżecie ponad 200 dolarów. Mimo wszystko, i jedni, i drudzy, żyją obok siebie. Najlepsze jest to, że nikt na tę sytuację specjalnie nie narzeka. Nawet ci biedni są przyjaźnie nastawieni, choć zdarza się oczywiście przestępczość uliczna na niewielką skalę, jak i nadużycia pod względem "wyceny" możliwości finansowych klienta. 

 

Różnice społeczne w Sajgonie zauważalne są na każdym kroku. Mimo to, wszyscy są przyjaźnie do siebie nastawieni i nikt nie narzeka.

 

Każdy zwolennik miejskiego trybu życia, znajdzie tutaj coś dla siebie - są restauracje oferujące jedzenie z całego Świata, są pchle targi, są kasyna, salony masażu i "masażu", kasyna, spa i "spa", itp.  Z drugiej strony, osoby odwiedzające Sajgon turystycznie mogą być jednak rozczarowane. To jest miejsce, w którym robi się biznes, i to bardzo duży biznes. Globalizacja, szybko rozwijający się rynek, wysoka produkcja kraju i niskie koszty utrzymania, oraz, brzydko, ale prostolinijnie, określając, "siły roboczej" (Wietnamczycy zarabiają wiele mniej niż ekspatrianci zatrudnieni na tych samych lub podobnych stanowiskach), sprzyjają inwestycjom w Wietnamie, a Sajgon, jako największe miasto tego kraju przyciąga i klientów i kapitał. Zakupoholikom spodoba się rynek Benh Thanh, który ja jednak osobiście odradzam. To jest miejsce typowo turystyczne, więc ceny są też typowo turystyczne - niby o niższe niż w krajach zachodnich, ale nie pokrywają się z cenami Wietnamskimi.

 

Rynek Ben Thanh jest warty odwiedzenia, ale nie dla zakupów. To najstarszy targ w Ho Chi Minh.

 

Do tego, oferta tego targowiska, ukierunkowana jest na klientów szukających suwenirów, a nie tych, którzy chcą zaopatrzyć się w bardziej oryginalne produkty. Żeby zrobić bardziej autentyczne zakupy, polecam odejść nieco od ścisłego centrum i poszwędać się po tematycznych targowiskach w bocznych uliczkach. W Sajgonie, da się znaleźć rzeczy niedostępne w innych miejscach. Można również być mile zaskoczonym znajdując manufakturkę obuwia i za niecałe 10 dolarów, stać się właścicielem pary skórzanych butów robionych na naszych oczach. Ho Chi Minh jest również dobrym miejscem na zakup garniturów. Nigdy nie widziałem tyle krawców na tak niewielkiej powierzchni. Tutaj, za 50-100 dolarów, można kupić ubranie szyte na idealną miarę. Kapryśnym pod względem materiałowym, przyjdzie oczywiście wyłożyć więcej, ale i tak, biorąc pod uwagę rynek zachodni będzie to cena akceptowalna. Usatysfakcjonowani będą również amatorzy zdrowej żywności. Owoce południa są najlepsze w całym Wietnamie; łącznie z kokosami. Próbowałem kokosów z północy i sok był strasznie kwaśny i mętny. Orzechy dostępne w Sajgonie i okolicach mają słotki sok i delikatny aromat wiórków. Słowem - jeśli kogoś stać na lot do Ho Chi Minh, jest to idealne miejsce nie tylko na wakacje, ale i na zbiorcze zakupy na zapas.

 

Coś dla amatorów zdrowej żywności - kokosy na południu Wietnamu są najlepsze w całym kraju.

 

 

 

Ciekawa i bogata oferta muzeów i parków, może z początku przytłaczać, ale, z jednej strony, ile można szwędać się po parku, a z drugiej, każde muzeum jest urządzone również pod daną grupę odbiorców. Jeśli nie interesuje się, np. kostką brukową, nie pójdę do muzeum kostek. Dlatego, z miejsc typowo turystycznych, dla siebie wybrałem na, jak się okazało, dołującą wycieczkę do muzeum wojny wietnamskiej.
Dzięki bardzo ewokatywnym zdjęciom i dużej liczbie informacji w języku angielskim, była to dla mnie pouczająca i, zarazem, bardzo dołująca wizyta. Na szczęście, pomysł, przyszedł mi do głowy dopiero pod sam koniec mojego pierwszego dnia w Sajgonie.

 

 

Muzea, parki, kawiarnie? A może - katedra Notre Damme?


Jak dla mnie, najlepsze w rozrywkowej ofercie zatłoczonego Ho Chi Minh to bezpłatne pokazy tańca współczesnego, które można podziwiać zajmując jakiekolwiek dogodne miejsce na większości skrzyżowań przy większości głównych ulic. Nie ma w tym tańcu melodii, nie ma ustalonych kroków, nie ma ćwiczonych do perfekcji układów. Nie ma też znaczenia, czy tańczy się w parach czy solo. Zamiast podkładu muzycznego jest nierównomierne wycie wysokoobrotowych dwusuwów i stukoty dwusuwów, a chaotyczny, nierównomierny, takt wyznacza kakofonia klaksonów. Mimo wszystko, dosiadający skuterów Wietnamczycy, wydają się mieć doskonałe poczucie równowagi, zasad, które pozornie nie istnieją, oraz kreatywnością w wymyślaniu niezliczonej ilości spektakularnych figur wzbogacających, jakże szary krok podstawowy. Nie zamierający ani na chwilę ruch uliczny Sajgonu z towarzyszącymi mu głośnymi dźwiękami to spektakl, który może nie tylko hipnotyzować, ale i wciągać na długie godziny.
 

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to cóż - podobnie jak w większości miejsc odwiedzanych przez turystów, przyjezdni powinni zachować szczególną ostrożność. Motozłodzieje są bowiem czujni. Już pierwszego wieczoru, chwilę po rozgoszczeniu się w mieszkaniu Ankura, mieszkająca z nim Niemka, Marie, ostrzegała mnie bym trzymał torbę z aparatem po stronie zatłoczonego chodnika. Powiedziała mi o koleżance, której torebka miała tak mocny pasek, że dziewczyna została wciągnięta do ruchu ulicznego i skończyła z poważnymi obrażeniami.

 

Biorąc pod uwagę skuterki, które nadjeżdżają w każdym czasie, z każdej strony, trzeba uważać na motozłodzieji.

 

Mając to szczęście, że w Iranie, w podobny sposób straciłem telefon komórkowy, oraz słysząc ostrzeżenia, że w Ho Chi Minh dzieją się podobne rzeczy, byłem bardziej wyczulony. Może dlatego, kiedy pokazywałem jednemu z "mototaksówkarzy", który jeździł za mną przez kilka ulic, przesłany mi przez Ankura smsem adres miejsca, w którym miałem do niego dołączyć podczas sobotniej imprezy, dziwny sposób trzymania przez mojego rozmówcę ręki na manetce w momencie gdy próbował przybliżyć wzrok do małych literek na wyświetlaczu, sprawił, że wyczułem sytuację. Nie myliłem się. Kiedy mocno chwycił mój telefon i zaczął gwałtownie ruszać, w porę złapałem go za nadgarstek i odepchnąłem w taki sposób, że wylądował  na boku w bezpiecznej odległości ode mnie. Nie mając ochoty na spalanie kalorii na nic pozytywnego do życia nie wnoszącą bójkę, przeszedłem w miarę szybkim krokiem kilka przecznic i wziąłem mototaksówkę stojącą w pobliżu policjanta kierującego ruchem. Następnego dnia, robiąc zdjęcia na ruchliwej ulicy, podbiegł do mnie funkcjonariusz policji turystycznej i gestem pokazał by obwiązać sobie pasek wokół nadgarstka.

 

Cyklosy, to obok nieopuszczających nas na krok ulicznych sprzedawców, jedna z wizytówek Ho Chi Minh

 

W bliskich okolicach Sajgonu, znajdują się pamiętające wojnę, ciasne podziemne tunele Cu Chi i słynący ze spokojnego trybu życia obszar Delty Rzeki Megong. Można zorganizować sobie kilkudniową wycieczkę z jednym z biur podróży, można wynająć motocykl; nawet z przewodnikiem, taksówkę, a także, na własną rękę, skorzystać z tanich ofert jednej z firm przewozowych, których publiczne autobusy bardzo często opuszczają stację w pobliżu rynku Benh Thanh.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie

Wiceszef MON: kluczowe elementy "Tarczy Wschód" to fortyfikacje, systemy antydronowe i rozpoznawcze

Program "Tarcza Wschód" oparty jest na trzech kluczowych elementach: fortyfikacjach i zaporach przeciwpancernych, systemach antydronowych i rozpoznawczych, oraz wsparciu lokalnych społeczności rozbudową potrzebnej infrastruktury, np. drogowej - powiedział w Sejmie wiceszef MON Cezary Tomczyk.Data dodania artykułu: 22.02.2025 10:29
Wiceszef MON: kluczowe elementy "Tarczy Wschód" to fortyfikacje, systemy antydronowe i rozpoznawcze

Ekspert: media społecznościowe to szerokie audytorium, ale o sile przekazu decyduje algorytm

Media społecznościowe należą do prywatnych firm, które mogą wpływać na siłę przekazu, nad czym użytkownicy nie mają kontroli. Używanie ich przez polityków jako głównego kanału komunikacji z obywatelami może podważać zaufanie do mediów tradycyjnych – uważa politolog i medioznawca dr Wojciech Maguś z UMCS.Data dodania artykułu: 22.02.2025 10:22
Ekspert: media społecznościowe to szerokie audytorium, ale o sile przekazu decyduje algorytm

Grypa szaleje, a Polacy nie słuchają zaleceń. Eksperci alarmują. W lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń

Podczas przeziębienia lub grypy 40,1% Polaków mierzy temperaturę ciała dopiero po wystąpieniu objawów gorączkowych. 27,9% chorych robi to raz na dobę, a 21,3% – kilkakrotnie w ciągu 24 godzin. Do tego 77,5% rodaków nie notuje uzyskanych pomiarów. Zaledwie 7,4% badanych zapisuje je i 2,6% robi to dość sporadycznie. Eksperci komentujący wyniki raportu alarmują, że Polacy najwyraźniej nie słuchają zaleceń lekarzy. Z kolei GIS informuje, że tylko w styczniu br. zachorowało na grypę ponad 300 tys. osób, a w lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń. Od początku stycznia hospitalizowano z rozpoznaniem grypy i jej powikłań ok. 23 tys. pacjentów. Natomiast od września ub.r. zmarło z tego powodu ok. tysiąca osób. Jednak Polacy jakby nie do końca zdają sobie sprawę z powagi sytuacji.Data dodania artykułu: 21.02.2025 17:33
Grypa szaleje, a Polacy nie słuchają zaleceń. Eksperci alarmują. W lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń
Reklama
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Ponad 16 mln zł dofinansowania. Remont zabytkowej kamienicy. Budowa nowego bloku

Ponad 16 mln zł dofinansowania. Remont zabytkowej kamienicy. Budowa nowego bloku

Gmina – Miasto Tomaszów Mazowiecki w październiku 2023r. złożyła dwa wnioski do BGK o otrzymanie dofinansowania w ramach Funduszu Dopłat do budowy jednego budynku mieszkalnego wielorodzinnego przy ul. Barlickiego 22 (22 lokale mieszkalne) przy wnioskowanej kwocie wsparcia 7,133 mln zł oraz do przebudowy kamienicy przy ul. Barlickiego 20 (17 lokali mieszkalnych) przy wnioskowanej kwocie wsparcia 9,052 mln zł. Łączna kwota wnioskowanego i przyznanego wsparcia to 16,185 mln zł, co stanowi 80% szacowanych kosztów obu inwestycji.
Kolejny pisowski spadochroniarz w szpitalu

Kolejny pisowski spadochroniarz w szpitalu

Od kilku miesięcy piszemy o tym, że nasz szpital, będzie przechowalnią pisowskich działaczy tracących intratne synekury. O tym, że w tomaszowskim szpitalu zatrudniono kolejnego spadochroniarza PiS dowiedzieliśmy się... z reportażu TVN. Tym razem jest to Radosław Marzec, związany z Janiną Goss (znaną z pożyczek udzielanych J. Kaczyńskiemu). Będzie on pełnił funkcję rzecznika spółki, ale jak zapewnia, wicestarosta Włodzimierz Justyna, nie będzie to jego jedyne zadanie. Marzec to radny Rady Miejskiej w Łodzi. Zajmował też szereg stanowisk bez wątpienia z politycznego nadania. O karierze zawodowej niewiele z Internetu się dowiemy. Poza tym, że był szoferem wspomnianej wcześniej łódzkiej skarbniczki PiS orz po Prezesa Skry Bełchatów. Do grudnia był też przewodniczącym Klubu Radnych. Złożył rezygnację, kiedy porządki w łódzkim PiS zaczęła robić Agnieszka Wojciechowa Van van Hekelom.
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.

Wasze komentarze

Autor komentarza: JagodaTreść komentarza: A w sprawie s12, która w wariancie południowym to jakaś masakra milczy...Źródło komentarza: Dariusz Klimczak w Tomaszowie: wkrótce przedstawię projekt usprawnienia procesów inwestycyjnychAutor komentarza: ***Treść komentarza: Teraz się przypomniało jak inni przy władzy, że na dworcu syf! Przepraszam a co wasz PiS i największy ulubieniec -Macierewicz, zrobił wcześniej w tej kwestii dla Tomaszowa? 💩. 😀Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: KasiaTreść komentarza: Dobry wpis ale zapomniała Pani dodać że koniecznością na Dworcu jest okienko z kasą biletową! To prawdziwe utrapienie dla podróżująch tomaszowian.Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: TomaszowiankaTreść komentarza: Wszystko ładnie i pęknie, ale szkoda, że tak mało ludzi korzysta. Czemu ? Bo minister infrastruktury Dariusz Klimczak odpowiedzialny za transport nawala z robotą, za którą bierze niemałe pieniądze. Multum przejazdów, jednak 80% z przesiadką w Koluszkach bądź Łodzi. Nawet do stolicy oddalonej o zaledwie ponad 100 km jest przesiadka. Przecież to komiczne, ale co takiego "szanownego" ministra może obchodzić ?! On w porównaniu do 'szarego obywatela" śmiga sobie samochodem ładowanym/tankowanym za nasze podatki. Jedynie kiedy korzysta z transportu publicznego to czas przed wyborami, kiedy to trzeba się pokazać jak Pan Trzaskowski poruszający się tramwajem jeden przystanek pod publiczkę i moment, w którym dziennikarze mogą cyknąć fotkę na okładkę swojego żałosnego szmatławca. A zwykli ludzie niech sobie radzą, oczywiście tuż po wyborach. Ta sytuacja miała miejsce właśnie po objęciu stanowiska przez Pana Klimczaka. Jeszcze w roku 2023 mieliśmy kilka połączeń bezpośrednich, lecz to się wówczas zmieniło, a Koalicja wpiera nam same dobre zmiany, choć już dobrze wiemy, że ich nie ma pod każdym względem. Mam nadzieję jednak, że rodacy któregoś pięknego dnia, wezmą sprawy w swoje ręce i przestaną wspierać oszustów i złodziei. Prace nad projektem jak zwykle zaczynają się w III kwartale, kiedy to przebudowa będzie stała od IV kw. 2025 r. do końca I kwartału 2026 r. z powodu warunków atmosferycznych, przez co również będzie trwała zapewne do końca 2027 r. o ile i w tym terminie się wyrobią. Kończąc, niech nasz dworzec rośnie w siłę, bezpieczeństwo oraz piękno i wygodę dla podróżujących ludzi.Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: tTreść komentarza: Może mieszkańcy miasta ocenią czy takie dodatkowe skrzydła mieszkalne komponują się z wciśniętą kamienicą zabytkową. Czy modernizacja - remont zabytkowej kamienicy nie wpłynie na charakter elewacji i całego budynku (czy konserwator będzie nadzorował wszystkie działania na każdym etapie).Źródło komentarza: Dariusz Klimczak w Tomaszowie: wkrótce przedstawię projekt usprawnienia procesów inwestycyjnychAutor komentarza: obywatel TMTreść komentarza: Co się spodziewać po wyborcach skoro większość to przybysze z wiosek. Starych tomaszowian coraz mniej, wieś rządzi miastem, wybierając tzw. swoich.Źródło komentarza: Radni chcą nocnej prohibicji. Koalicja ponad podziałami
Reklama
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklamawłączenie społeczne
Reklama
Reklamawłączenie społeczne
Reklama
Reklama