Masz QQ? - Na początku mojego pobytu w Chinach, to pytanie wprawiało mnie w zakłopotanie. Co to do cholery jest QQ? Kiedy już udało mi się połapać, odpowiadałem nieco prowokacyjnie*: "Mam Facebooke'a". W końcu, po kilku miesiącach, poddałem się i sam założyłem sobie konto na największym w Chinach portalu społecznościowym.
QQ.com oferuje nie tylko codzienne wiadomości i stale aktualizowaną prognozę pogody. Oprócz tego, mamy możliwość skorzystania z funkcji takich jak gry online, wirtualne stworzonka, zakupy, blogi, aplikacje na telefon, darmowe bramki sms, poczta i.... serwisy społecznościowe z najpopularniejszym w Państwie Środka komunikatorem na czele. Nawet osoby nie posiadające telefonu komórkowego, kiukiują codziennie - czy to w domu, czy to w kafejkach. Pytanie "Masz QQ", powszechnie odnosi się właśnie do kilkucyfrowego numeru komunikatora (i loginu do poczty w jednym), którego posiadanie, w obecnej popkulturze Chińczyków młodego i średniowiecznego pokolenia jest jeszcze bardziej niż oczywiste, a odpowiedź przecząca powoduje ostry wytrzeszcz oczu u większości rozmówców. Zupełnie, jakby na pytanie "Jak masz na imię?", odpowiedzieć "Nie mam imienia".
W świadomości Chińczyków, sms czy rozmowa telefoniczna jest równoznaczna ze spotkaniem na żywo. Smsy o głupotach ze znajomymi mogą ciągnąć się godzinami. Nie inaczej jest w przypadku rozmów i wiadomości wysyłanych przez internet. Dlatego, jeśli ktoś chce w największym stopniu doświadczyć chińskiego stylu życia, oprócz chociaż jednej wizyty w barze karaoke czy salonie masażu stóp, po którym przez kilka dni nie da się chodzić, obowiązkowo musi wyrobić sobie nową internetową tożsamość.
Jeśli nie mówimy po chińsku, najlepiej zarejestrować się na stronie QQ International. Zyskamy w ten sposób login do darmowego komunikatora umożliwiającego rozmowę bez potrzeby dotykania klawiatury. Interfejs dostępny jest w kilku językach, w tym: angielskim, francuskim, niemieckim, japońskim i koreańskim. Rejestracja w QQ International jest najlepszym sposobem na dostanie się do chińskich portali społecznościowych. Głównie dlatego, że nie wymaga od nas przeklejania zawartości całych stron do translatora i liczenia, który link zaprowadzi nas w odpowiednie miejsce.
Do QQ i QZone, najlepiej dobierać się przez dostępny m.in. po angielsku komunikator.
Wśród nich, mamy do wyboru Pengyou, którego, mimo użycia google translatora za bardzo nie rozumiem. Platforma ta przypomina do bólu facebooka, tyle tylko, że adresowana jest do byłych i obecnych znajomych ze szkoły. Po tygodniu od zarejestrowania w Pengyou, dostałem informację, że moje konto zostało zablokowane ze względu na nieprawidłowe dane. W celu zniesienia blokady, miałem wpisać prawdziwe imię i załadować prawdziwe, nieściągnięte z internetu zdjęcia. O ile zdjęcia faktycznie były moje, o tyle, sprawdziłem o co chodziło z imieniem. Przy rejestracji, formularz wymagał wpisania imienia po Chińsku. Wpisałem więc "Michael", którego zbytnio nie lubię bo mnie postarza, do google translatora i poprosiłem o przełożenie na chińskie znaki. Przy tłumaczeniu z chińskiego, spowrotem na angielski, wyszło mi, że widniałem na Pengyou jako "Mikrofon". Ot, taki tłumaczeniowy żarcik. Zawsze wydawało mi się, że praca tłumacza musi być bardzo ekscytująca - szczególnie, że przy negocjacjach na wyższych szczeblach, to tłumacz może mieć ostateczny wpływ na wynik rozmów.
Przeszkadzało mi również, że kontakty z komunikatora QQ nie dodawały się automatycznie do Pengyou i na odwrót. Nie da się również znaleźć w Pengyou znajomych po numerze QQ. W tej sieci jesteśmy identyfikowani po imieniu i nazwisku.
Zdecydowanie lepszą funkcjonalność oferuje platforma QZone, która wygląda jak połączenie Facebooke'a z Myspacem. Tutaj, nie jest wymagana osobna rejestracja. Wystarczy zalogować się do QQ International lub do ściągniętego na dysk komunikatora. Dalej, do QZone, dostajemy się albo bezpośrednio przez przeglądarkę, albo przez kliknięcie prawym przyciskiem myszy na dowolnym kontakcie QQ (można kliknąć na siebie) i wybranie opcji "Open QZone". Mamy tablicę z możliwością dzielenia się linkami, wiadomościami, obrazami, czy filmami; mamy możliwość wyszukania znajomych, jak i znajomych znajomych. Możemy też "polubić" posty naszych kolegów, lub za wirtualne Qmonety sprawić im Qprezenty. Niestety, strona nie jest dostępna w innym języku niż chiński, ale jeśli mamy problem z rozczytaniem piktograficznych znaków lub rozszyfrowaniem ikonek, jak zwykle z pomocą przychodzi Google Translator.
Nie jest tak, że w Chinach facebook nie istnieje. Oni mają swój własny produkt. Czy jedno jest kopią drugiego, ciężko powiedzieć - obydwa portale weszły na rynek w podobnym czasie.
MOIM SKROMNYM ZDANIEM.
Dlaczego w Chinach, mimo szybkich łącz, portale takie jak Facebook i Youtube są zablokowane?
Wiele osób, łącznie z Chińczykami, których o to pytałem jest święcie przekonanych, że chodzi tutaj o potyczki polityczne. Jak dla mnie, nie jest to wystarczająco dobra odpowiedź. Sęk w tym, że Chiny są ostatnimi czasy bardzo otwarte na zagranicznych turystów, inwestorów, studentów i naukowców. Otwieranie się na zagranicę i zamykanie się na zagranicę jednocześnie nie tworzy żadnego logicznego sensu. O co więc chodzi? Najprawdopodobniej o pieniądze.
Wszyscy zgodzą się, że strony tworzone w głównej mierze przez użytkowników, na czele z portalami społecznościowymi to kaczki znoszące złote jaja. Po co zatem pozwalać tym jajom odparowywać za ocean jeśli można, nie tylko zostawić je w kraju, ale i przyciągnąć kapitały zagraniczne. Jeśli bowiem dana firma chce zaistnieć w chińskiej sieci, siłą rzeczy, musi wejść w bliższą lub dalszą współpracę z Tencentem, do którego domena i sieć QQ należy. Zwłaszcza, że chodzi o bardzo duży rynek. Chiny to największe pod względem populacji państwo na Świecie, które od niedawna przeżywa prawdziwy gospodarczy renesans. Z ponad 1.3 miliarda obywateli, liczba użytkowników QQ przekracza 700 milionów (wrzesień 2011). Dla porównania, na największym portalu społecznościowym Świata - facebooku, we wrześniu 2011 roku, istniało nieco ponad 800 milionów aktywnych kont. Chiński rynek IT ma swojego "facebooka", swojego youtube'a i swoje google z większością funkcji, do których jesteśmy przyzwyczajeni.
* Odpowiedź, z początku wydawała mi się prowokacyjna - do czasu, aż w toku rozmowy na temat komputerów z policjantem, poruszyłem temat facebooka. Ten, bez żadnych ogródek, dając do zrozumienia, że wie co to jest, przyznał, że za Wielkim Murem facebook jest zablokowany.
Napisz komentarz
Komentarze