Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 22 stycznia 2025 21:57
Reklama
Reklama

Chiny (Guangdong, Yangchun) - poważne spotkania, oficjalne imprezy i..... szyszki

Kawy mam pod dostatkiem, tak samo zielonej herbaty, mieszkać gdzie mam, jeść gdzie i za co również mam. Gdyby nie ograniczony czas pobytu, możnaby powiedzieć, "żyć nie umierać". Co prawda, przez chwilę dostałem pietra, że będę musiał kupić jakieś przyzwoite i wytrzymałe spodnie gdy zauważyłem, że moje jeansy są całe ufajdane od długopisu. Na szczęście, pomogło trochę specyfiku w stylu domestosa, który, o dziwo nie przeżarł na wylot materiału made-in-China-bought-for-ten-bucks-in-Poland. Zresztą, mam pracę, która, przy niewielkiej ilości godzin, pozwala mi całkowicie zaspokoić wydatki.


 Tak przynajmniej wydawało mi się na początku. Otóż, w Polsce, nauczyciel może narzekać na nadmiar roboty papierkowej. W Chinach nie muszę tego robić, z prostej przyczyny - dokumentacja jest w języku chińskim, a ja jestem zatrudniony do uczenia angielskiego. Tutaj, z kolei, po pracy, odbywa się niezliczona ilość spotkań towarzyskich z "towarzyszami" wyższego szczebla. Szczególnie, że nowoprzyjezdny białopośladkowiec w średniej wielkości mieście (liczącym "zaledwie" nieco ponad milion mieszkańców), musi poznać wszystkich VIPów. Przecież jeśli nie będę znał komendanta policji, wszystkich dyrektorów szkół, dyrektora elektrowni, dyrektora szpitala, czy większości członków lokalnej partii, w razie problemów nikt mi nie pomoże (choć kupnie cytryny musiałem samemu stawić czoła). Podczas jednej z takich imprez, przez głowę przeleciała mi myśl "Po co niektórzy dążą do władzy? Władza i wpływy to odpowiedzialność - nie lepiej otaczać się osobami, które wpływy posiadają, samemu nie biorąc na siebie odpowiedzialności i pozostając z boku?"

 

Na niektórych oficjalnych spędach, trzeba nosić identyfikator, na innych - przypinać plakietki, a na jeszcze innych -  poważną minę.

 

Teoretycznie, nie powinienem narzekać na luksusowe kolacje przy suto zastawianych, i jeśli bym tylko chciał, suto zakrapianych stołach (choć jest też druga strona medalu - im danie tańsze, tym większa pewność, że mięso pochodzi z kurczaka, krowy, czy świni). Co mam jednak powiedzieć, gdy moje zajęcia wypadają przeważnie rano? Tutaj rytm dobowy, różni się nieco od naszego. Pracuje się od rana do południa. Później, wypadają 3-4 godzin przerwy, podczas której, miasto zamiera. Pan Whyett nazywa to "czasem obowiązkowego spania". Te kilka godzin, jakby nie istniało dla mieszkańców Yangchun. Muszę przyznać, że dla mnie również środek dnia, przestaje powoli istnieć i zacząłem ostatnio nadrabiać w tym czasie stracony w nocy sen. Ze względu na to, że moje drzwi podczas dnia są otwarte na oścież (nikotynowe wietrzenie i niechęć do klimatyzacji), czasem ze snu budzą mnie uczniowie wpadający w zapowiedziane, lub nie, odwiedziny.

 

Podczas jednej z takich przerw, zadzwoniła do mnie Laura:

- Mój dyrektor prosił by zorganizować uczniom spotkanie z Tobą
- OK. Nie ma sprawy.
- Tyle, że ustawiłam je dziś wieczorem. Wiesz..... z salą ciężko.
- O której?
- 19.00, ale wpadnę po Ciebie ok. 18 (czyt. wg. lokalnej punktualności, ok. 18.59)
- Zaraz..... to jest tylko 3 godziny....
- No tak
- Jakiś temat konkretny?
- Egzaminy
- Jakie egzaminy?
- No te, no egzaminy wstępne na uniwersytety z angielskiego. Mógłbyś powiedzieć im o budowie egzaminu, itp.
- Jakiego egzaminu? Ale ja w ogóle nie mam pojęcia jak on jest zbudowany....
- Na biurku na dole leżą książki, takie niebieskie.
- Ok, zobaczę co da się zrobić

 

W ten sposób, w niecałe trzy godziny, musiałem rozpykać budowę egzaminu podobnego do naszej polskiej matury. Dobrze, że w odróżnieniu od naszych arkuszy, tutaj, polecenia napisane są po angielsku, więc łatwiej się połapać. Obecnym, ogólnoświatowym trendem w egzaminowaniu jest maksymalne ujednolicenie. Minęły już bezpowrotnie czasy gdy uczeń mógł być zapytany przez egzaminatora o cokolwiek. Teraz, pytania i strategie, przerabiane są na lekcjach i każdy wie czego się spodziewać. Wadą tego podejścia jest fakt, że nie tylko znajomość dziedziny, ale i znajomość formy egzaminu ma ogromny wpływ na jego wynik, więc teoretycznie, osoby które przygotowują się poza szkołą, nazwijmy to, "eksternistycznie", mają gorsze szanse zdobycia przyzwoitego wyniku.

 

Przygotowałem krótką prezentację w chińskiej wersji powerpointa, którą udało mi się pożyczyć od jednego z komputerów korzystającego z tego samego wifi. Dobrze, że znam układ programu i pamiętam jeszcze, który przycisk do czego służy, bo inaczej, styl prezentacji byłby mocno surrealistyczny.

 

Laura wpadła punktualnie, o 18.30 przynosząc dwie wielkie torby pomarańczy - jak to w Yangchun bywa, oczywiście zielonych. Skąd wzięła tyle pomarańczy - tego nie wiem. Nie wnikałem czy obrabowała farmę, czy nagle wyrosło jej w ogródku drzewo. Ważne, że były smaczne i nie musiałem wieczorem już kupować owoców.



 

Muszę się kiedyś przestawić z zielonych pomarańczy na żółte banany.

 

 

 

- Gotowy do wykładu?
- Jakiego wykładu?
- No dzwoniłam przecież - chyba nie zapomniałeś.
- Mówiłaś o spotkaniu
- No tak, ale ok. 200 osób się zgłosiło.
- Co?????????
- Powiedziałam im, że zrobisz wykład.
- Dzięki.

 

I tym sposobem, musiałem przestawić się z wizji prowadzenia kameralnego spotkania w małym gronie na mówienie do mikrofonu przed ogromną salą, zasypiających ze względu na późną godzinę uczniów. Dobrze, że chociaż nikt nie chrapał.

 

Grunt to pozytywne nastawienie.


 
- A mogłabyś mi to skserować?
- Ile razy?
- A ilu będzie uczniów - zapytałem, mając nadzieję, że z tym 200 to mi się przesłyszało, a odpowiedź będzie podzielona minimum przez 10.
- no około 200 - nie przesłyszało mi się.
- No to 200 razy :-).

 

Po wejściu do sali, gdy już wszystko było przygotowane, strzeliłem do mikrofonu:


-  Good evening dear students
- Good evening, sir - odparli wszyscy zgodnym chórem. [No tak, zapomniałem się przedstawić]

 

   

"Kameralne grono"

 

Przynajmniej nie podsypiają, więc będzie można z nich coś wyciągnąć, pomyślałem. Zapytałem tylko Laury ile mamy czasu bo, albo jakoś tą informację wcześniej pominąłem, albo do mnie w ogóle nie dotarła - okazało się, że dwie i pół godziny (!). Wcale nie wyszło źle. Grunt to pozytywne nastawienie.

 

Z powodu wrodzonej nieśmiałości, jak zwykle, byłem bardzo zestresowany, ale jakoś wyszło :-).

 

Muszę przyznać, że pomimo roli prowadzącego, nadal nie mogłem się pozbyć natury obserwatora. W dalszym ciągu, nie mogę wyjść z podziwu dla zgodnego, chóralnego wręcz powtarzania, które przy takiej liczebności grup jest wręcz nieuniknione. O ile, przywykłem już do wokalnych minikoncertów w wykonaniu pięćdziesięciu osób, o tyle, widok ponad 200 uczniów, mówiących jednym głosem to był prawdziwy spektakl. I nie ważne, że każdy miał przed oczyma tekst, więc powtarzania w tym było może z 1%. Ważne, że na te kilka sekund, cała sala zmieniała się w jednego, wielkiego, ubranego w mundurek szkolny transformersa.

 

Gdy już było po wszystkim, a ja, zastanawiałem się, na którym boku tej nocy spać, Laura zapytała:
 

- Jesteś głodny?
- Trochę, odpowiedziałem licząc, że stołówka jeszcze pracuje.
- To dobrze - Pan Wang zaprosił nas na kolację za miasto.
- Kto to jest Pan Wang????????

 

Z tłumaczenia Laury, wynikło, że kroiło się coś nowego.....


Innym, ciekawym doświadczeniem, był koncert zorganizowany z okazji 28 rocznicy lokalnego Uniwersytetu Radia i Telewizji. Co prawda, przypada mi tam tylko jedna godzina zajęć w tygodniu. Mimo to, zarówno ja, Pan Whyett i nawet jego żona - Lisa, zostaliśmy zaproszeni jako goście honorowi i dostaliśmy miejsca w pierwszych rzędach. Po wręczeniu nagród dla najlepszych studentów i przepełnionych patosem przemówieniach dyrektora, wicedyrektora, wicewicedyrektora, zastępcy wicewicedyrektora, lokalnych dygnitarzy i ich zastępców, przyszła pora na część artystyczną. Myślałem, że będzie to jedna z tych imprez szkolnych, na których trzeba się pojawić i sumiennie wygnieść hemoroidy. Pomyliłem się - mimo ponad dwóch bitych godzin wygrzewania krzesełka, ani razu, nie zachciało mi się wyjść na papierosa. Występy grup tanecznych ubranych w kolorowe, tradycyjne kostiumy i uzbrojonych w wachlarze, przeplatane co jakiś czas występami wokalnymi, aż kipiały od efektów świetlno-dźwiękowych. Nic nie było statyczne - zarówno widownia, jak i scena znajdowały się w ruchu przez cały czas. Pokaz młodych talentów, zwieńczyła dziewczyna grająca na guzhengu, ubrana w tradycyjny chiński strój, przypominający do bólu strój Natalie Portman z jednej części Gwiezdnych Wojen. Choć sam guzeng, składający się z 21 jedwabnych strun i przypominający poziomą harfę lub maszynę tkacką, nie należy do bardzo widowiskowych instrumentów, słuchając jego brzmienia, miałem wrażenie, że słucham śpiewu syren.

 

Patrząc na poziom niektórych szkolnych artystów, byłem w doskonałym humorze z powodu..... "grypy" Lisy. Byliśmy, co prawda, zaproszeni na imprezę jako goście honorowi, ale coś za coś - my również mieliśmy coś zaprezentować. Niestety, obchody rocznicy odbyły się w czwartek zamiast w piątek, więc nie było nam dane spotkać się na próbach.


Pan Whyett, oczywiście wykazał się ogromną asertywnością i, zwalając wszystko na żonę, odmówił wzięcia udziału w części artystycznej. I dobrze bo..... nasza romansidlana piosnka, którą mieliśmy zaryczeć do mikrofonów, wypadłaby żałośnie przy całej reszcie.

 

 


 

Myślałem, że szkolne przedstawienie będzie jedną z tych imprez, na których TRZEBA wygrzać krzesełko. Myliłem się - mimo trzech godzin, ani razu nie wyszedłem na papierosa.
 

 

Co do szyszek zaś, to przypomniały mi się takie ryżowe, w polewie karmelowej, które robiło się przy okazji Świąt, najczęściej podczas tych poprzednich czasów. Palce lizać.... :-).


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ultras widzew fan 14.11.2011 23:03
Mike, wspaniała relacja. Trzymamy za Ciebie kciuki. Trzeba dodać, że Michał jest jednym z najbardziej uzdolnionych nauczycieli młodego pokolenia. Kompetencje + pasja. Pomimo sprecyzowanych poglądów zawsze otwarty na inne kultury i zwyczaje. Nie dziwne, że i tam Cie docenili.

Opinie
Igor MatuszewskiIgor Matuszewski Chce skutecznie kontrolować, czy jedynie więcej zarabiać? Radny Piotr Kucharski może to robić i nie trzeba do tego pełnić żadnej funkcji. Można być zwyczajnym radnym, ale może to też robić każdy obywatel. Takie prawo daje ustawa o dostępie do informacji publicznej. Więc pisanie o jakiejś próbie blokowania czegoś jest dość śmieszne i przypomina próbę udowodnienia, że ziemia jednak jest płaska. Jak widać za 350 złotych miesięcznie można wywołać burzę w szklance wody. Jednymi z najbardziej istotnych uprawnień, jakie posiadają radni samorządowi są możliwości sprawowania kontroli nad działalnością miasta lub powiatu. Można je realizować za pomocą organu ustawowego, jakim jest komisja rewizyjna w danym samorządzie, ale także indywidualnie. Co ciekawe zmiany w ustawodawstwie wprowadzone przez PiS dają większe uprawnienia kontrolne radnym indywidualnie, niże wtedy, kiedy działają oni w formie komisji. Każdy radny ma prawo wstępu niemalże wszędzie oraz żądania wszelkich dokumentów związanych z realizacją zadań nałożonych ustawami. Co ważne (bo część urzędników próbuje to robić) jedyne ograniczenia muszą wynikać bezpośrednio z ustawy. W tomaszowskiej Radzie Miejskiej funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej pełni Piotr Kucharski. Okazuje się jednak, że inni członkowie tego gremium mają go dosyć i zamierzają odwołać. Czy chodzi o to, że jak sam twierdzi, jest niewygodny dla Prezydenta? Czy tylko o 350 złotych diety więcej. Radny już w poprzedniej kadencji dał się poznać, jako główny samorządowy śledczy. Badał nawet kaloryczność węgla w spółce ZGC. Usilnie poszukiwał nieprawidłowości w TTBS, a następnie próbował załatwiać mieszkania dla własnych kłopotliwych lokatorów. Analiza aktywności radnego z ubiegłej kadencji pokazuje dużą liczbę interpelacji i małą liczbę konkretnych i merytorycznych wniosków.
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Walentynkowe Ale Kino Walentynkowe Ale Kino Tuż przed walentynkami Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza do sali kinowej Kitka w MCK Tkacz na czarną komedię "Tylko kochankowie przeżyją". Będzie romantycznie, ale i trochę strasznie, bo tytułowi kochankowie, to... para wampirów. Projekcja odbędzie się 12 lutego o godz. 18. Bohaterowie „Tylko kochankowie przeżyją” to wampiry zmęczone setkami lat życia i zdegustowane tym, jak rozwinął się świat. Nie są jednak typowymi przedstawicielami swojego wymierającego gatunku: wprawdzie żywią się krwią i preferują mrok nocy, ale najważniejsza jest dla nich sztuka, literatura, muzyka – i trwająca od wieków miłość. To wyrafinowani smakosze życia, wytworni dandysi zatopieni w XXI wieku, wciąż pamiętający jednak intensywność romantyzmu.Adam (Hiddleston) jest unikającym rozgłosu i słonecznego światła undergroundowym muzykiem, skrzyżowaniem Syda Barreta i Davida Bowiego z Hamletem. Mieszka w odludnej części Detroit, kolekcjonuje gitary, słucha winyli i tworzy elektroniczną muzykę końca świata. Melancholijną samotność rozjaśnia długo oczekiwany przyjazd jego ukochanej, Ewy (Swinton). Razem jeżdżą nocami po wyludnionym Detroit w hipnotycznym rytmie muzyki, celebrując każdą spędzaną razem chwilę. Jednak spokojne życie zakochanej pary zostanie wystawione na próbę, kiedy niezapowiedzianie dołączy do nich nieobliczalna i wygłodniała siostra Ewy – Ava (Wasikowska).Film Jima Jarmuscha to pytanie o nieśmiertelność, o siłę uczucia i moc obietnic w obliczu nieskończenie płynącego czasu. Piękne, wysmakowane zdjęcia nocnych miast w połączeniu z atmosferą melancholii, mroczną muzyką Black Rebel Motorcycle Club, ale i charakterystycznym dla Jarmuscha wyrafinowanym, subtelnym humorem, dają w efekcie stylową, dekadencką perełkę. (Opis filmu za Gutek Film.)Bilety w cenie 10 zł jak zawsze można kupić w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 lub online przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Tylko-kochankowie-przezyja/Tomaszow-Mazowiecki). Zapraszamy. Data rozpoczęcia wydarzenia: 12.02.2025
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
bezchmurnie

Temperatura: 0°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1015 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kolejna osoba odchodzi ze szpitala. Już czwarta. Tym razem jest to Konrad Borowski, dyrektor ds. pielęgniarstwa w Tomaszowskim Centrum Zdrowia. Złożył już wypowiedzenie i obecnie przebywa na urlopie. Jak sam twierdzi na chwilę obecną nie widzi możliwości współpracy zarówno z Prezesem szpitala, jak i Starostą Mariuszem Węgrzynowskim. Pojawia się więc wakat na kolejne stanowisko. Kto je zajmie. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że Starosta na tę funkcję chce powołać bliską mu politycznie Ewę Kaczmarek zastępca Pielęgniarki Koordynującej Oddz. Chorób Wewnętrznych. Na liście nazwisk pojawia się też córka radnego Szczepana Goski, która zdaniem pracowników TCZ ma zostać umieszczona w roli odchodzącego Borowskiego lub osoby koordynującej tomaszowskie ratownictwo medyczne. Zapewne wkrótce dowiemy się czy pogłoski ze szpitalnych korytarzy się potwierdzą. W ten sposób pełnię odpowiedzialności nad szpitalem przejmuje "ośrodek decyzyjny" w postaci Mariusza Węgrzynowskiego oraz Adrian Witczak, którego w spółce reprezentuje prokurent Glimasiński. Otwarte zostaje pytanie: kto następny: dyrektor - główna księgowa Alina Jodłowska? Z całą pewnością zostaną dyrektorzy, którzy sami nie wiedzą co w spółce robią.Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Wczorajsza sesja Rady Powiatu Tomaszowskiego zawierała co prawda tylko jeden punkt merytoryczny, ale dyskusja (jeśli można ją tak nazwać) trwa ponad 3 godziny. Jak opisać, to co się działo, by oddzielić własne opinie od prezentacji zdarzeń? Jest to w moim przypadku niezwykle trudne ponieważ sam byłem aktywnym ich uczestnikiem. Dlatego czytelnicy będą mieli możliwość przeczytania dwóch tekstów. Jeden z subiektywną oceną, w formie felietonu, mojego autorstwa. Drugi współpracującej z portalem dziennikarki. Gotowi?
Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Od kilku lat głośno krytykowana jest polityka kadrowa Starosty Mariusza Węgrzynowskiego. Mówi się nawet, że przerost zatrudnienia sięga ok 100 osób przy równoczesnym niedoborze profesjonalnej kadry urzędniczej wyspecjalizowanej w zakresie budownictwa, geodezji, gospodarowania nieruchomościami itd. Piotr Kagankiewicz szacuje, że nadmierne wydatki sięgają nawet czterech milionów złotych. Kolejne umowy miały być podpisywane z początkiem tego roku, a więc kolejne setki tysięcy złotych. Zatrudnienie znajdują członkowie rodzin polityków PiS. Dla przykładu do Wydziału Promocji trafiła córka wójta gminy Będków, Dariusza Misztala, podobnie jak Mariusz Węgrzynowski działacza PiS oraz bliskiej osoby Antoniego Macierewicza. Wójt w ubiegłej kadencji zatrudniał z kolei radnych przyjaznych Staroście. Informacja o tym, co robi konkretnie dany pracownik, okazała się być najbardziej strzeżoną przez wójta tajemnicą. Promocja pęka w szwach. Pracuje w niej kilka osób więcej niż 10 lat temu. Czy jakieś efekty działania można uznać za spektakularne? Chyba tak. Należą do nich niespotykane nigdzie indziej zakupy dewocjonaliówUmorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Umorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie w 2016 roku wszczęła śledztwo w sprawie Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej i szefa gabinetu politycznego szefa MON Antoniego Macierewicza. Sprawa dotyczyła tego, że 30 sierpnia tamtego roku w bełchatowskim starostwie podopieczny Antoniego Macierewicza miał obiecywać dobrze płatną pracę powiatowym radnym Platformy Obywatelskiej, w zamian za ich poparcie w głosowaniu nad powołaniem wicestarosty bełchatowskiego.
Reklama
ReklamaAd Libitum da koncert w MCK Za Pilicą
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama