Do pójścia na głosowanie nie zachęcał także styl prowadzonych kampanii wyborczych i brak rzeczowej dyskusji na temat przyszłości miasta. Spośród ośmiu kandydatów chyba tylko Grzegorz Haraśny i Rafał Zagozdon posługiwali się konkretami i to też w ograniczonym zakresie, bo de facto gdzie można było prowadzić rzeczową debatę. Telewizyjne wypadły blado i sztucznie. Zabrakło żywych ludzi i żywych pytań. Zadać to samo pytanie panu Y i panu X, na które po sobie odpowiadają, i na zmianę czują się nieswojo powtarzając prawie dokładnie to samo, co powiedział poprzednik. Pora także w tym względzie na zmiany.
Swego rodzaju nowością było tym razem „wyciszenie wyborcze”, jaka pojawiło się ze strony kontrkandydatów na urząd prezydenta. Nikt, nikogo nie poparł w drugiej turze (jeśli nie liczyć poparcia Tomasza Trzonka, jako osoby związanej z Lechią a nie kandydata SLD). Słychać było co prawda o mniej lub bardziej oficjalnych rozmowach i negocjacjach, o możliwości poparcia Marcina Witko przez Grzegorza Haraśnego a Rafała Zagozdona przez posła PO Andrzeja Biernata. Ostatecznie do niczego nie doszło. Wszyscy się obrazili lub starali się unikać odpowiedzialności. Cztery lata wcześniej Rafała Zagozdona poparli Andrzej Barański, Jacek Kowalewski i Jan Żerek.
W poprzednich wyborach lokalny PiS odmówił poparcia Mirosławowi Kuklińskiemu, którego poparł za to osobiście (przyjeżdżając nawet do Tomaszowa) Jarosław Kaczyński. Tym razem to były prezydent nie poparł kandydata PiS.
Platforma Obywatelska, jak już wspomnieliśmy, nie poparła Rafała Zagozdona, czego wynikiem jest koalicja SLD-PiS w starostwie powiatowym. Po ośmiu latach współrządzenia miastem PO przechodzi do opozycji. Na jak długo? To dopiero się okaże.
Napisz komentarz
Komentarze