Spotkanie już od pierwszych minut przebiegało pod dyktando tomaszowian. Sieradzcy zawodnicy niczym nie mogli zaskoczyć „Trójki”, co widać patrząc na statystyki pierwszej połowy. Żadnego oddanego strzału, ani zagrożenia pod bramką Szymona Milczarka.
Problemów z dostaniem się pod pole karne rywala nie mieli natomiast tomaszowianie. Prawdziwą piętą achillesową „Warty” okazała się prawa strona boiska. To właśnie akcje przeprowadzone przez Fabiana Piastę, który panował na tą strefa gry były najgroźniejsze. Pierwsza z nich miała miejsce już w piątej minucie meczu, kiedy to po jego podaniu Mariusz Rzeźnicki tylko dopełnił formalności, kierując piłkę do pustej bramki.
Ważne jest, by po golu strzelonym na początku spotkania nie stracić głowy i nie starać się podwyższyć wyniku za wszelką cenę a czekać na odpowiednią okazję. Widocznie tą właśnie zasadą kierowali się zawodnicy „Trójki”, którzy na kolejne celne trafienie kazali kibicom czekać 30 minut.
„Odpowiednia okazja” nadarzyła się w 35 minucie a autorem drugiej bramki został tym razem sam Piasta. W szeregi sieradzan zaczęły wkradać się nerwowa atmosfera. Poskutkowało to kolejną bramką. 3 minuty po drugim golu futbolówkę w siatce umieścił Filip Kliber. Chwilę później, nie doliczając ani sekundy, arbiter główny zaprosił obie ekipy na przerwę do szatni.
W przerwie miały miejsce dwie zmiany. Trener Wiesław Żmuda zdecydował się desygnować do gry Dawida Kasprzyckiego w miejsce Sebastiana Piotrowskiego oraz Daniela Żuberta, który zmienił Filipa Klibera.
Wielki trener oraz wspaniały człowiek, Kazimierz Górski kiedyś powiedział, że „póki piłka w grze, wszystko się może zdarzyć”. Piłka nożna zna wiele przypadków, w których to zespół wygrywał do połowy 3:0, a całe spotkanie przegrywał np. 3:4. Dlatego z respektem dla rywala tomaszowianie wyszli na drugą odsłonę meczu.
Druga połowa to teatr jednego aktora. W pierwszej połowie 3 bramki były różnego autorstwa, pozostałe należą już do Artura Dębca. Nie oznacza to, że w drugich 40 minutach piłkarze „Trójki” przeprowadzili dwie akcje – było ich znacznie więcej, lecz brakowało tego ostatniego podania bądź też sędzia liniowy unosił chorągiewkę do góry.
Nie uniósł jej w 71. minucie, kiedy z prawej strony dośrodkowywał Żubert a w pozycji sam na sam z bramkarzem znalazł się Tomasz Nowak. Co prawda Nowak oddał strzał, lecz ułamek sekundy później doznał urazu na wskutek zderzenia z golkiperem gości i padł na murawę.
Sędzia nie wahał się ani przez chwilę, żółtą kartką ukarał faulującego oraz podyktował rzut karny. Chwilę wcześniej urazu doznał Dominik Trepiak, więc do wykonania „jedenastki” podszedł Dębiec, którą zamienił na bramkę.
Kropkę nad i postawił kilka minut później, mając przed sobą tylko bramkarza, pokonał go pewnym strzałem w kierunku dalszego słupka. Nie minęło 5 minut, gdy arbiter gwizdkiem oznajmił koniec spotkania. Łatwe, wysokie zwycięstwo? Wysokie owszem, lecz sukces nie przychodzi bez wysiłku. Pamiętać o tym powinni zawodnicy „Trójki” w następnym spotkaniu. Ich rywalem w najbliższą środę będzie GKS Bełchatów.
Skład „Trójki”: Szymon Milczarek, Patryk Kwaśniczko, Krystian Karwat, Kamil Krzemiński, Michał Otomański, Filip Kliber, Artur Dębiec, Dominik Trepiak, Mariusz Rzeźnicki, Fabian Piasta, Sebastian Piotrowski. Ławka rezerwowych: Mateusz Głowacki, Dawid Kasprzycki, Daniel Żubert, Tomasz Nowak, Mateusz Bogusławki.
Kalibur
Napisz komentarz
Komentarze