Założenia przedmeczowe były jasne. Przetrwać cały mecz bez straty bramki. Problemem było to, że o ile w spotkaniu z ŁKS-em Lechici nie wychodzili z własnej połowy tylko ograniczali się do nielicznych wybić piłki poza połowę boiska, o tyle w Bełchatowie poniosła ich wola walki i chyba odrobinę za duża wiara we własne siły.
Lechici chcieli zagrać z GKS-em jak równy z równym i momentami się to nawet udawało, choć założenia meczowe były inne. Pierwsze minuty i pierwsza okazja dla przyjezdnych. Kamil Kubiak ograł kilku rywali, wycofał do Pawła Kuty na „11”, lecz tym razem napastnik gości spudłował.
Gdy w piętnastej minucie tuż przed polem karnym faulowany został jeden z piłkarzy gospodarzy a piłka po uderzeniu z rzutu wolnego trafiła do siatki po rękach Sebastiana Urbaszka, magia czwartkowego spotkania z ŁKS-em prysła. Wtedy to goście postanowili trochę odważniej zaatakować.
Świetne zagranie na prawą stronę otrzymał Robert Zieleniak a po jego dośrodkowaniu piłka trafiła na głowę Pawła Kuty, który trafił w spojenie słupka z poprzeczką. Od tamtej pory, aż do końca pierwszej połowy mecz nabrał rumieńców. Gospodarze zniesmaczeni okazją gości, zaczęli grać rozważniej, rozgrywając piłkę z jednego skrzydła na drugie. Bełchatowianie mieli bodaj sześć stuprocentowych okazji, jednak albo pudłowali, albo ostatnie podanie było niedokładne.
Po przerwie goście ruszyli do odrabiania strat i obie drużyny się otworzyły. Akcja za akcję, kontra za kontrę. Ostrych starć nie było końca. Nie było również końca kontrowersyjnych decyzji arbitra. Druga bramka dla gospodarzy padła po ładnej, indywidualnej akcji prawym skrzydłem i strzale po długim rogu bramki Urbaszka.
Goście wciąż w natarciu, niezrażeni nie powodzeniem, mieli nie lada okazję po rzucie rożnym. W całym zamieszaniu doszło do próby lobu Błażej Szulca, które trafił w poprzeczkę, następnie z piłką minął się Robert Zieleniak, a Krzysztof Cłapa, starając się wykończyć tzw. „padlinę”, ustrzelił … poprzeczkę. Bełchatowianie nie byli zbytnio gościnni.
Huraganowe kontry szybkich skrzydłowych musiały skończyć się wreszcie kolejnym trafieniem. Bramka na 3-0 padła w kontrowersyjnych okolicznościach. Akcja lewym skrzydłem zakończyła się na odbiorze piłki przez Roberta Zieleniaka, jednak o tyle pechowa była ta interwencja, że jeden z bełchatowian wpadł w Sebastiana Urbaszka, na czym skorzystał jego kolega kierując piłką do pustej bramki.
Czwarte trafienie gospodarze zaliczyli po niedokładnym przerzucie Dominika Grabowskiego. Piłkę przejął bełchatowianin, który wypuścił prostopadłym podaniem partnera z zespołu. Ten znalazł się oko w oko z Sebastianem Urbaszkiem. Pierwszy strzał nasz golkiper obronił, natomiast przy dobitce nie miał już nic do powiedzenia.
Honorowa bramka dla przyjezdnych padła w doliczonym czasie gry. Piłkę od Krzysztofa Łazowskiego przyjął Kamil Kubiak, który ładnie wymienił ją z Damianem Szymańskim i efektownym, mocnym i przede wszystkim celnym uderzeniem zerwał „pajęczynę” w bramce strzeżonej przez bramkarza GKS-u.
Porażka zasłużona, acz nie koniecznie sprawiedliwa jeśli chodzi o jej rozmiary. Goście mieli swoje okazje, niestety brakło szczęścia. Miejmy nadzieję, że w środę o godzinie 17, niesieni falą dobrych wyników na swoim stadionie, Lechia Tomaszów przeciwstawi się faworyzowanej Ceramice Opoczno.
Na derby okręgu piotrkowskiego zapraszamy właśnie w środę na stadion przy ulicy Nowowiejskiej.
Grzegorz Jaroszewski
Napisz komentarz
Komentarze