Co to właściwie znaczy, że ktoś jest samorządowcem? W czasie kampanii takim mianem określał się Rafał Trzaskowski, mimo, że w roli Prezydenta Miasta, występował dopiero niewiele ponad rok. Tak naprawdę nie zdążył niczym szczególnym zabłysnąć, ale miano (dosyć chwytliwe) w kampanii wykorzystywał. Tyle, że co innego być Prezydentem Stolicy, z nieograniczonym de facto dpstępem do kadr, które wszystko nie tylko zrobią ale i wymyślą, niż takiego na przykład Tomaszowa Mazowieckiego, czy Opoczna.
Tutaj trzeba wykazywać się już nie tylko zarządaniem ale i kreatywnością. No więc kim jest ten magiczny reprezentant samorządu? Najprościej byłoby powiedzieć politykiem (wszak polis znaczy miasto). Tyle, że u nas polityk jest synonimem działacza partyjnego, do którego bardziej pasuje miano szkodnik. To, co partyjniackie gangi wyprawiają na górze obserwujemy na co dzień w telewizji i internecie. Najgorsze jest jednak to, że wzorce te przenoszone są na grunt lokalny.
Od jakiegoś czasu śledzę działalność radnych w tomaszowskiej Radzie Miejskiej i nie mogę pozbyć się wrażenia, że spora grupa ludzi nie pojmuje istoty samorządności. Dotyczy to nie tylko "nuworyszy" ale też ludzi, którzy na krzesełkach radnych siedzą od bardzo dawna. W ostatnich dwóch latach widać to w sposób szczególnie wyraźny. Radni jednego z komitetów zamiast rozwiązywać prawdziwe problemy zajmują się głównie... kontrolowaniem i szukaniem haków (popularna w środowiskach posmagdalenkowych metoda politycznej bijatyki)
O przykładzie "Bombelka", który na swoim facebookowym profilu non stop komunikuje, że kontrolować będzie taką czy inną spółkę (zyskując ochy i achy wyznawców), albo zaglądał będzie na czyjąś prośbę pod ogony psom w schronisku dla bezdomnych zwierząt (jeśli na prośbę tzw. wolontariuszy to szczerze współczuję, bo od lat w konflikty, które sami generują wciągają wszystkich wkoło i jeśli ktoś chce być ochlapany błotem, to jest to właściwe miejsce).
W sumie nie byłoby w tym nic złego, gdyby w ślad za tymi kontrolami szło jakiekolwiek pozytywne działanie. Tego jednak trudno jest dostrzec nawet używając mędrca szkiełka i oka. Czyli pospolite, typowo partyjniackie pieniactwo. A ten przypadek nie jest odosobniony. Partyjnym działaczom wydaje się, że uczestniczą nie w procesie zarządzania ale w nieustającej komisji śledczej. Nie robią nic innego, tylko tropią z nosami blisko ziemi i może dlatego nie dostrzegają prawdziwwych problemów. Pytanie tylko po co?
Wiele lat temu, kiedy byłem radnym Rady Miejskiej, ówczesny Prezydent Kukliński poprosił nas o kontrolę kilkunastu procedur przetargowych. Faktycznie przebrnęliśmy przez wiele segregatorów. Czy był to czas całkowicie stracony. Chyba nie. Efektem był wniosek do Prokuratury i skazanie jednego z poprzednich prezydentów za niegospodarność i malwersacje. Do tego Sąd nakazał zwrot 200 tysięcy złotych na rzecz miasta. Prz okazji udało się wprowadzić nowe, przejrzyste procedury.
Radny obowiązany jest kierować się dobrem wspólnoty samorządowej gminy, utrzymuje stałą więź z mieszkańcami oraz ich organizacjami, a w szczególności przyjmuje zgłaszane przez mieszkańców gminy postulaty i przedstawia je organom gminy do rozpatrzenia, nie jest jednak związany instrukcjami wyborców.
- mówi ustawa o samorządzie gminnym.
Co oznacza ten zapis? Przede wszystkim kierunkuje on pracę samorządowca w kierunku działań o charakterze pozytywistycznym. Ustawa daje w tym celu różnego rodzaju narzędzia wspierające aktywność radnych. Nie wszystkie one mają charakter uprawnień kontrolnych. W katalogu znajduje się m.in. inicjatywa uchwałodawcza. Swoje projekty aktów prawa miejscowego składać mogą kluby radnych, ich grupy i każdy z radnch samodzielnie. Można też składać wnioski do projektów budżetu. Czemu tak się nie dzieje? Ponieważ wszystko wiedzący są kreatywni tylko tam, gdzie w grę wchodzi ich osobisty interes.
Napisz komentarz
Komentarze