Po uroczystościach zakończenia II edycji konkursu, wręczeniu nagród, prowadzący spotkanie, prezes Fundacji Wojtek Korzeniewski, zaprosił wszystkich uczestniczących w tym wydarzeniu na godzinę 18.00 do Krzywego Domku (około 100 metrów od Złotego Ula w dół ulicą Bohaterów Monte Casino). Tu odbył się cudowny koncert Czerwonych Gitar (ostatni występ Henryka Zomerskiego, zmarł w kwietniu 2011 roku) na okoliczność 45 lat powstania tej super grupy. Przez cały występ byłem blisko Marka, który nieubłaganie wypytywał mnie w temacie: Tomaszów Mazowiecki, pytając o ludzi, których zapamiętał, z którymi przyjaźnił się z nimi w dzieciństwie, pytał czy już są otwarte groty z piaskowca z łożem Madeja w pobliskich Nagórzycach, o rezerwat przyrody Niebieskie Źródła, o Hrabski Ogród, o, o, o … Rozstaliśmy się ze świadomością, że jeszcze w tym miesiącu ponownie się spotkamy, tym razem ponownie w naszym mieście. Miało to nastąpić w piątek 26 listopada 2010 roku.
Oficjalna informacja w lokalnych mediach o ponownym spotkaniu tomaszowian z Markiem Karewiczem ukazała się w mieście na tydzień przed jego przybyciem. Wcześniej, tuż przed spotkaniem w ARKADACH, Danusia Mec-Wypart zorganizowała w Urzędzie Miasta wystawę prac artysty, w kąciku nazwanym Galeria w Ratuszu, pod znamiennym tytułem This Is Jazz. Była to zarazem nazwa ekspozycji jak również pod tym tytułem ukazała się pierwsza publikacja artysty, album ze zbiorem 160 fotografii (czarno białych i w kolorze) najwybitniejszych postaci światowego i polskiego jazzu, z autorskim komentarzem.
Było to bardzo udane przedsięwzięcie pani Danusi, tomaszowianie mogli przez okres 14 dnioglądać najwybitniejsze twarze muzyków światowego jazzu i rock’n’rolla. Na głównej ścianie Galerii w Ratuszu zawisło najwspanialszych, 28 fotogramów. Były wśród nich między innymi takie postacie jazzu jak: Miles Davies, Art Blakey, geniusz Ray Charles, Cleveland Eaton, George Adams, Jim Pepper, Michał Urbaniak, Chico Freeman, Sarah Vaughan, Krzysztof Komeda, Bobby Watson czy Ella Fitzgerald.
Tak jak wcześniej umówiając się w Sopocie z Markiem, przygotowałem grunt pod spotkanie towarzyskie na zapleczu księgarni u Basi Goździk. Zaplecze księgarni stało się stałym miejscem zbornym na kuluarowe spotkania Marka Karewicza z tomaszowskimi przyjaciółmi, podczas Jego pobytu w naszym mieście. Na dwie godziny przed rozpoczęciem imprezy w Galerii, doszło do spotkania. Oprócz gospodyni i spodziewanych gości, uczestniczyli Zygmunt Dziedziński, Bogdan Reszka (nasz lokalny dziś nieżyjący, fotograf amator) oraz moja skromna osoba. Poczęstunek choć na słodko, rozwiązał nam języki. Pierwszy rozpoczął Marek, zadając dość pretensjonalne pytanie;
- Słuchajcie moi drodzy, a co się stało z gwiazdą wdzięczności, która stała na środku Placu Kościuszki, vis a vis księgarni? Ostatnio jak byłem w Tomaszowie był wieczór, nie zauważyłem jej braku. - Odezwała się gospodyni – Panie Marku, rozebrano ją w rok a może w dwa lata po uzyskaniu niepodległości w 1989 roku. Na postumencie gwiazdy dużo było elementów post sowieckich – pięcioramienna, czerwona gwiazda z sierpem i młotem - oraz tablice informacyjne „wyzwolicieli” miasta, między innymi w języku rosyjskim. Tak zatwierdzili na swojej sesji rajcy miasta wywodzący się z solidarności. – Pamiętam - kontynuuje rozmowę Karewicz – jak budowano tę gwiazdę. Przychodziliśmy tu z kolegami z klasy. Pracowali przy jej budowie jeńcy wojenni, żołnierze niemieccy, często byli wygłodzeni i przemarznięci. A był to miesiąc luty/marzec. Pamiętam, że kanapki, które nam rodzice wrzucali do tornistrów jako drugie śniadanie, przynosiliśmy robotnikom przy jej budowie. Trzeba było wielkiej kombinacji, używając różnych forteli by im podać nasze śniadania. Byli bardzo pilnowani przez czerwono armijców i ubecję. Były przypadki, gdy udała się sztuka podania kanapek, a pilnujący żołnierz zauważył, natychmiast podchodził do robotnika, wyrywał śniadanie i wyrzucał je, albo bywało, że sam zjadał. Widziałem na własne oczy. Nas, dzieci, przeganiano. Pamiętam dzień oddania gwiazdy wdzięczności mieszkańcom Tomaszowa, to było wielkie święto, wielka pompa z udziałem władz miasta, województwa, żołnierzy Armii Czerwonej i Ludowego Wojska Polskiego. Orkiestra dęta „rżnęła” marsze wojskowe, było wiele przemówień, również po rosyjsku. W kuluarach mówiło się, że miał przybyć na otwarcie sam prezydent Polski, Bolesław Bierut z Ministrem Obrony Narodowej, marszałkiem Rokossowskim. Ale nie dojechali. Była to zwykła propaganda komunistyczna.
Chwilę później nastąpił piękny moment dla mnie i Basi. Otóż Marek Karewicz dla utrwalenia naszej przyjaźni wręczył nam zadedykowane swoje albumy, This Is Jazz, a Wiesław Śliwiński po komplecie (a w nim trzy płyty CD) “Old Rock Meeting A.D. 1986”, arcydzieła polskiej fonografii, nagrania z sopockiego koncertu dinozaurów o tym tytule. Marek Karewicz w retrospektywnej dyskusji na zapleczu, zapowiedział na dzisiaj wielką, muzyczną niespodziankę jaką przywiózł z sobą z warszawskiego klubu TYGMONT, dopowiadając, - Ale o tym nie będę mówił głośno, zobaczycie i przeżyjecie sami za pół godziny.
Kwadrans przed spotkaniem udaliśmy się do pobliskiej Galerii ARKADY wypełnionej po brzegi. Z wielkimi kłopotami Wiesław przepychał wózek z Karewiczem bliżej scenki, na której stroili swoje instrumenty nieznani mi muzycy. – Czyżby to była zapowiadana niespodzianka? – pomyślałem. Nie pomyliłem się. To oni tworząc trio (Maciek Strzelczyk – pierwsze skrzypce jazzowe w Polsce, Krzysztof Woliński – gitara elektryczna oraz Mariusz Bogdanowicz – kontrabas) rozpoczęli mocnym, jazzowym brzmieniem wieczór z Karewiczem. Od strony muzycznej, było to na małej scenie Galerii wielkie wydarzenie z najwyższej półki polskiego jazzu. Ci co przybyli do ARKAD byli świadkami wydarzenia jazzowego jakiego w Tomaszowie Mazowieckim dawno nie było. Po półgodzinnej, jazzowej degustacji, mikrofon wziął do ręki mistrz Karewicz i dygresyjnie rozpoczął swoje wystąpienie
- Moi drodzy, słuchając muzyków, moich przyjaciół, których mam przyjemność słuchać na co dzień w warszawskim Jazz Klubie Tygmont, powróciły wspomnienia z mojego dzieciństwa. Chciałem wam powiedzieć, że w tym miejscu gdzie się obecnie, znajdujemy mieściła się „końska jatka”. Tomaszowskie „Końskie jatki” z przełomu lat 1950/1960 przyszła Galeria ARKADY. Pod koniec lat 60 - tych ubiegłego wieku powstała koncepcja by umierające tomaszowskie sukiennice, wzniesione z przeznaczeniem na jatki rzeźniczo - cukiernicze w I połowie XIX wieku (w latach 1830/37) przez hrabiego Antoniego Ostrowskiego, przekształcić w placówkę kulturalno – oświatową. Tomaszów Maz tego typu instytucji nie posiadał w nadmiarze. Chwała wszystkim ludziom dobrej woli, którzy kochali nasze miasto, a w szczególności ówczesnemu naczelnikowi Wydziału Kultury w Urzędzie Miasta, panu Antoniemu Skrzydlewskiemu, wielkiemu patriocie, mecenasowi kultury i sztuki oraz panu Mieczysławowi Pracutowi, konserwatorowi zabytków w Łodzi, którzy podjęli się gruntownej przebudowy, w wyniku której powstał, po kawiarni Literacka, drugi, tomaszowski, kultowy lokal - Galeria ARKADY. Dziś jest to jedyny, w centrum miasta, otwarty obiekt, w którym mieszkańcy mogą spotykać na różnego rodzaju prelekcjach, odczytach, mini koncertach ze znanymi postaciami ze świata kultury, sportu, sztuki, muzyki poważnej, rock’n’rollowej czy jazzowej.- Można było tu kupić najtańsze mięso (nie tylko koninę) w Tomaszowie - kontynuuje Marek - i wyroby masarskie. Również był tutaj szeroki wybór świeżych warzyw i kiszonek. Moja ukochana babcia wysyłała mnie do jatek po zakup wędliny, która zwała się - mortadela. Nie wiem czy wiecie co to była za wędlina? Czy dziś jest dostępna w naszych sklepach? Była to najsmaczniejsza kiełbasa jaką kiedykolwiek w życiu jadłem. Jej niezapomniany smak do dziś pozostał w moich ustach.
Tak oto rozpoczął spotkanie pan Marek Karewicz. Opowiedział nam również o warszawskim klubie Tygomnt, którego był współzałożycielem w 2001 roku. Dziś klub stanowi jego drugi dom. Tu ma swój fotel z napisem, Marek Karewicz, swoje fotograficzne królestwo (pracownia), zmagazynowane są tu jego wszystkie negatywy (blisko dwa miliony), tu wreszcie mieści się stała ekspozycja jego artystycznych prac. Wieczór z Karewiczem zakończyła projekcja filmu dokumentalnego o artyście, „Człowiek ze Złotym Obiektywem”.
Po spotkaniu, Marek Karewicz i Wiesław Śliwiński udali się na nocleg na plebanię parafii ewangelickiej, Kościoła Zbawiciela. Pastor tej parafii, Roman Pawlas, przyjaciel Karewicza, zawsze kiedy zjawiał się Marek w Tomaszowie zapraszał Go i jego przyjaciół do swoich parafialnych, gościnnych pomieszczeń. Nazajutrz przed południem, tradycyjnie spotkaliśmy się na zapleczu księgarni dzieląc się wrażeniami z dnia wczorajszego. Po przygotowanym przez Barbarę poczęstunku, nasi goście, Marek i Wiesław wsiedli do samochodu Bogdana Reszki, który zawiózł ich do Warszawy.
Napisz komentarz
Komentarze