Zwyczajowo podobne informacje trafiały na posiedzenia przynajmniej raz na kwartał. Tym razem przyszło radnym czekać prawie pół roku. Na posiedzenie skierowano natomiast główną księgową, Annę Błachowicz, która miała odpowiadać na zadawane przez radnych pytania. Kobietę, która na co dzień zajmuje się jedynie umieszczaniem poszczególnych pozycji w księgach rachunkowych (i nie można odmówić jej merytorycznego przygotowania i fachowości) postawiono pod murem. Czy prezes spodziewał się, że będzie ona w stanie powiedzieć cokolwiek o działalności stricte medycznej? To oczywiście tylko pytanie retoryczne.
To, jednak co zwraca uwagę w całej tej sytuacji, to fakt, że jeszcze miesiąc temu posada Anny Błachowicz była zagrożona. Dlaczego? Nikt tego nie wie. Na wczorajszej sesji główna księgowa najważniejszej (i jedynej) powiatowej spółki była wyraźnie przestraszona. I chyba nie był to jedynie stres związany z wystąpieniem publicznym, ale coś więcej. Wystarczy tylko stwierdzić, że nie była w stanie odpowiedzieć na stosunkowo proste pytanie dotyczące wielkości wynagrodzenia Krzysztofa Zarychty. Trudno uwierzyć przecież, by fachowiec od finansów nie znał umowy o pracę własnego szefa, równocześnie akceptując wysyłane do niego przelewy.
Na pytania dotyczące poziomu wynagrodzenia Krzysztofa Zarychty nie chciał też odpowiedzieć sam Starosta Mirosław Kukliński. Stwierdził, że mają one charakter osobisty, co jest oczywistą nieprawdą, bo spółka ma charakter jednostki finansów publicznych i dane dotyczące wynagrodzeń osób nią kierujących są w pełni jawne.
Co ciekawe, to właśnie starosta ustalał osobiście jakie uposażenie prezes Krzysztof Zarychta będzie w spółce otrzymywał. Mirosław Kukliński osobiście i jednoosobowo reprezentuje właściciela spółki i to on jest jednoosobowym walnym zgromadzeniem. Na sesji zasłaniał się niepamięcią i żądał zadania tego samego pytania w formie pisemnej.
Tymczasem wynagrodzenia, jakie otrzymują członkowie Zarządów spółek z sektora finansów publicznych są regulowane w dosyć prosty sposób w krótkiej ustawie o wynagrodzeniach osób kierujących niektórymi spółkami. Rząd "dobrej zmiany" wprowadził ją w czerwcu ubiegłego roku i miała ona ograniczyć kosmiczne zarobki niektórych osób. De facto w wielu przypadkach (jak na przykład w tomaszowskich spółkach) te zarobki wywindowała w górę.
Przewiduje ona kilka poziomów wynagradzania w zależności od wielkości spółki, liczby pracowników i generowanych obrotów. W przypadku tomaszowskiego szpitala podstawowe wynagrodzenie może wahać się w przedziale od trzykrotności do pięciokrotności podstawy wymiaru. Ta podstawa to obecnie prawie 4,5 tysiąca złotych. Czyli możliwe wynagrodzenie to ok. 13,5 tysiąca minimu lub 22,5 tysiąca złotych maksimum. Różnica jest zasadnicza a radni i podatnicy mają prawo wiedzieć ile starosta płaci osobie, którą zatrudnił, a która nie posiadała wcześniej żadnego doświadczenia w kierowaniu podobnymi przedsiębiorstwami.
Ciekawostką jest natomiast to, że ile zarabia Krzysztof Zarychta nie wiedzą także niektórzy członkowie Rady Nadzorczej Spółki, ponieważ kompetencje do podpisania umowy /kontraktu/ ma tylko Przewodniczący RN
Na zakończenie warto jeszcze dodać, że przysłanie na sesję Rady Powiatu głównej księgowej miało charakter całkowicie bezprawny, ponieważ zgodnie z Kodeksem Spółek Handlowych nie jest ona uprawnioną do reprezentowania spółki.
Napisz komentarz
Komentarze