Nie jest dla nikogo tajemnicą, że Tomaszów Mazowiecki boryka się z licznymi problemami. Samo ich wskazywanie nie stanowi rozwiązania. Pustą puszkę po powie leżącą na trawniku należy bowiem sprzątnąć a nie fotografować i pokazywać w Internecie. Należy szukać przyczyn i sposobów rozwiązywania, być może na zasadach działań o charakterze substytucyjnym. Media nauczyły nas wskazywać palcem osoby odpowiedzialne. Co wybory są nowi winowajcy. Raz jest to PO, innym razem PiS. Wszystko zależy od aktualnych trendów wyborczych. Prawda jest inna. Niestety obecnie płacimy rachunki nie za 8 ostatnich lat, ale blisko 30. Wielowątkowość jest tu oczywista.
Nie wiem od czego zacząć, więc może od początku, czyli od edukacji. Kilkanaście lat temu byłem przez długi czas Prezesem tomaszowskiego Stowarzyszenia Pracodawców. Miastem rządziła lewica. Dyskusje toczyły się dokładnie takie same. Bezrobocie, emigracja, brak inwestorów. Zwracałem uwagę na niezbyt mądrą politykę oświatową. Ukierunkowana ona była tak naprawdę na likwidację szkolnictwa zawodowego.
Znikały kolejne szkoły. Pompowano licea. Starosta z SLD z dumą oświadczał, że oświata mu się bilansuje. Nic dziwnego. Do szkolenia zawodowego potrzebne są narzędzia i kadra. One z kolei są kosztowne.
Tymczasem potencjalni inwestorzy szukając miejsce dla swoich zamierzeń inwestycyjnych, biorą pod uwagę setki różnych czynników. Są to: lokalizacja (i nie chodzi tylko o geograficzne położenie na skrzyżowaniach dróg ), dostęp do infrastruktury, surowców (dlatego huta w Ujeździe a nie w Tomaszowie) itd.
Wśród warunków znajduje się też dostęp do pracowników niższego i średniego pionu technicznego. Skoro ich u nas nie było, to nie było też inwestorów. Ale cieszyliśmy, bo oświata się bilansowała i można było budować absurdalne drogi do lasu.
Ale aby być sprawiedliwym, to nie jest wina jedynie starosty z takiej, czy innej opcji. To wina nas wszystkich. Kto nie widzi swojego dziecka lekarzem, adwokatem, czy wybitnym specjalistą w jakiejś wcale w Tomaszowie niepotrzebnej dziedzinie? Więc do szkół zawodowych i techników coraz mniej chętnych było. Samorząd więc je zamykał, czując się usprawiedliwionym.
Zniknęła budowlanka, przeskok, itd. W ich miejsca licea, kształcące osoby o niskich kwalifikacjach, lub emigrantów do dużych aglomeracji miejskich i za granicę. Dzisiaj Ci sami rodzice czują się samotni, bo ich dzieci czasem tylko wpadają odwiedzić ich w święta.
A my nie mamy ludzi z prostymi umiejętnościami technicznymi. Od jakiegoś czasu ten trend próbuje się odwracać. Po to między innymi Centrum Kształcenia Zawodowego w samochodówce. Należało tę politykę z poprzedniej kadencji ciągnąć. I tu przyznam, że obecny Starosta nie zrobił w tym względzie nic.
O Filii Uniwersytetu łódzkiego warto też kilka słów wspomnieć. Miała być szansą dla Tomaszowa. Tylko, szansą na co? To, że powstała, to dobrze, ale w mojej ocenie była kompletnie niedostosowana programowo do Tomaszowa. Ale też nie o to chodziło, bo czas kiedy powstała był idealnym dla podwórkowych uczelni. Jej celem było transferowanie pieniędzy z kieszeni biednych frajerów, którzy za wszelką cenę chcieli mieć papier wyższej uczelni.
Kiedyś, na posiedzeniu jednej komisji Rady Miejskiej obliczyłem ówczesnemu szefowi Filii, panu Rauowi, ile rocznie UŁ czerpie przychodów z Tomaszowa. Koszty funkcjonowania wówczas w dużej mierze ponosiło miasto, a UŁ chciał dodatkowo nieodpłatne przekazanie nieruchomości. Z zadziwieniem dowiadywaliśmy się, że zapewniamy koszty funkcjonowania bibliotek, sal wykładowych i noclegów dla wykładowców.
Czytam w Internecie o budowanie silnego ekonomicznie miasta. To proces kilkudziesięcioletni. 8 lat to zaledwie mrugnięcie okiem. Szczególnie, kiedy weźmiemy pod uwagę, jak wiele zostało zdegenerowane. Czynniki, jakie opisałem powyżej są kluczowe, ale nie jedyne. Oświata, wychowanie w domu rodzinnym to dopiero początek. I to nie jest współczesny "wymyślunek". Tak myślał hrabia Ostrowski zakładając miasto.
Kolejna rzecz to plany miejscowe. Ponić niepotrzebne, a jednak konieczne. Zawsze są problematyczne. Nie wiadomo, kto i po co je tworzy. jak już ktoś chce to robić z sensem, to różni samorządowi gwiazdorzy robią "demolkę". Już dzisiaj mało kto pamięta, że bodajże w 2005 roku przyjęliśmy plan miejscowy dla całego miasta. Może nie był doskonały, ale był. Radni SLD plus Mariusz Węgrzynowski i kilku związanych z nim tzw. samorządowców doprowadziło do uchylenia dokumentu. Kolejni związani z PO nie zaskarżyli decyzji Sądu. Dlaczego? Bo miał w tym interes jeden deweloper.
Ostatnio kolejne tereny miały być przekształcone i znowu radni z PO stanęli na wysokości zadania. Postanowili zablokować. No i mamy tereny rolne zamiast inwestycyjnych. Awantura przy pierwszym planie miejscowym spowodowała w perspektywie 15 lat upadek drobnego lokalnego handlu, a wraz z nim firm, go obsługujących. Ostrzegałem, że tak będzie, ale nikt nie słuchał. Wszyscy studiowali na tomaszowskiej Filii. Ten proces zresztą trwa. Czy to jest wystraczająco jasne, kiedy piszę o procesie obliczonym nie na rok, osiem lat ale 25 i więcej?
I małe podsumowanie. Przez czas rządów w Polsce, najpierw lewicy, później PO miasta powiatowe były zaniedbywane. Drenowano je nie tylko z finansów, ograniczono możliwości uzyskiwania dotacji, bo premiowane były miasta duże, ale przede wszystkim z tak zwanego kapitału ludzkiego.
Specjaliści od demografii już ćwierć wieku temu wiedzieli, że czeka nas zapaść demograficzna. Taka Łódź na przykład wyludniła się również znacząco. Jakoś działacze PO tego nie zauważają. Z drugiego liczebnie miasta w Polsce spadła chyba na 4-5 miejsce. To ubytek kilkuset tysięcy mieszkańców i to mimo transferów z mniejszych okolicznych miast i miasteczek. Tak samo obliczali to Niemcy, kiedy przyjmowali nas do UE. Stąd okresy przejściowe w zatrudnianiu Polaków. Arena Lodowa, MZK, o których pokrzykują co niektórzy, to jedynie didaskalia.
W kolejnym felietonie napiszę Wam o pomysłach na reaktywację liceum medycznego. Słyszę, że się takie pojawiają, a świadczą jedynie o nieznajomości realiów.
Napisz komentarz
Komentarze