Zacząć należy od tego, że ktoś kto wymyślił podział ulic na gminne (miejskie), powiatowe, wojewódzkie, krajowe itd. chyba nie przewidział jak dużo bałaganu narobi. Dobre intencje, którymi było wskazanie funkcji poszczególnych dróg legły w gruzach, kiedy zaczęto kategoryzować konkretne odcinki. W ten sposób drogi na terenie miast zyskały po kilku zarządców. Dla szarego zjadacza chleba nie jest i nie musi być jasne, czy Warszawska, to ulica miejska, powiatowa, wojewódzka, czy krajowa. Istotne jest to, że jadąc po niej odczuwa nadzwyczajną, ludzką złość, która jest zazwyczaj usprawiedliwiona.
Dochodzi do takich absurdów, że rzadko uczęszczane drogi mają kategorię powiatowych i raz dziennie jedzie nimi drwal do lasu, a i takie, które są gminne, a po których odbywa się wzmożony ruch pojazdów ciężarowych. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że ten stan rzeczy należy uporządkować. Zabiegają też o to wójtowie, burmistrzowie i Prezydent Marcin Witko. Dlatego występują o przejęcie poszczególnych dróg, ulic lub ich odcinków.
Zmiana kategorii oczywiście obwarowana jest administracyjnymi procedurami. Musi to trochę potrwać, zobowiązane są do podjęcia uchwał samorządy, ale to jedyny sposób na to, te drogi w ogóle wyremontować. W ten sposób udało się Prezydentowi pod koniec ubiegłego roku przejąć ulicę E. Orzeszkowej. Zapewne wkrótce ruszy od dawna oczekiwany remont.
Drogą powiatową tak naprawdę powinna być tylko droga pomiędzy Tomaszowem a siedzibami poszczególnych gmin. Cała reszta powinna mieć charakter dróg gminnych, wojewódzkich i krajowych. Odrębnym problemem jest planowanie remontów. To jest dopiero prawdziwy cyrk. Dzielone są na odcinki kilkuset metrowe. Mieszkańcy mają więc utrudniane życie co roku. Jedna z takich "arterii" komunikacyjnych w gminie Rzeczyca robiona jest od 5 lat, a najbardziej zniszczony odcinek wciąż nie jest zrobiony. Jest więc plan na kolejną pięciolatkę, czyli kadencję.
Co gorsza, o kolejności remontu, wcale nie decyduje stan nawierzchni, czy intensywność ruchu. Zdarza się, że nawet nikt nie uzgadnia z konkretnym wójtem, która droga na jego terenie będzie robiona. Niedawno rozmawiałem z jednym z nich i skarżył mi się, że powiatowi radni zgłaszają remonty, które mogą poczekać. Jakiegoś spójnego i mądrego planu raczej tu nie ma. Ale jest jeszcze gorzej.
Co roku, w trakcie prac nad budżetem radni zgłaszają kolejne remonty dróg. Zapisywane są więc kolejne cyfry i kwoty. Część z nich na szczęście nie trafia do realizacji. Może to nie są duże kwoty, bo od kilku do kilkunastu tysięcy. Z góry wiadomo, że nie będą robione, ale radni się cieszą i szybko ogłaszają sukces w postaci walki o wykonanie projektu przebudowy drogi do miejscowości, o której większość z Was nigdy nie słyszała. Pod koniec roku Starosta ma dzięki temu rezerwę finansową, którą może sobie wydać na dowolny cel. Fajosko? A jakże! Tylko nie zawsze na to, co rzeczywiście jest potrzebne. Ale to, używając trywialnego określenia "pikuś".
Dużo większy problem jest z projektami, które zostały przygotowane. Trafiają bowiem na półkę i czekają na lepsze czasy, a radni po kilku miesiącach o nich zapominają i składają wnioski o kolejne "ważne" inwestycje. I sytuacja się powtarza.
W najbliższej kadencji samorządowej należy ten stan rzeczy uporządkować. Już w kwietniu - maju przyjąć plan na najbliższe 5 lat i go realizować, uwzględniając tak strategiczne inwestycje jak remonty mostów.
Napisz komentarz
Komentarze