Jako charakterystyczny dowód pogarszania się z każdym dniem stosunków w Kasach Chorych, przytaczamy poniżej w całości list — jeden z bardzo wielu — Czytelnika z Tomaszowa Mazowieckiego.
„W tutejszej Kasie Chorych dzieje się wiele rzeczy, na które trudno jest patrzeć, a tem więcej być zmuszonym tolerować. Obecnie z Kasy Chorych zrobiono urząd, gdzie nie można się o nic upomnieć. Składki, które płacą ubezpieczeni, żeby mieć za nie pomoc lekarską I leki, wpływają w formie podatków, za które nic się nie otrzymuje.
Lekarze nie mogą na czas przybyć do chorego, bo jest brak lokomocji, a jak przyjadą, to nie może przepisać lekarstw, gdyż nie mają ich w spisie kasowym. Spis leków jest stale zmniejszany. Niedługo zostanie jodyna i rycyna. Kąpiel, która kosztuje 80 gr. jest dla Kasy za droga i nie daje się jej choremu nie mówiąc już o dalszych i droższych kuracjach, jak Busk i Ciechocinek, które przysługują ubezpieczonym.
Ograniczono również wybór Lekarzy do tego stopnia, że choremu na gardło lub gruźlikowi przysyła się internistę, lekarza punktowego. Wszystkie interwencje ubezpieczonych w tym kierunku kończą się awanturami w budynku Kasy Chorych.
W związku z oszczędnościami wprowadzonemi przez dr. Zylbersztajna, przybył świeży kwiatek. Proszę sobie wyobrazić, u nas ubezpieczony, lecząc zęby musi dopłacać za plombę od 1—2 zl.. gdzie za ten sam zabieg w Kasie innej, tego samego okręgu (t. j. łódzkiego), płaci się 40 gr.
To wszystko jednak nie przebrało miarki, aż oto wprowadzono w życie nową oszczędność, skasowano nocne dyżury lekarzy, a na ich miejsce wprowadzono dyżury felczerów.
Epilog tych oszczędności jest następujący: dnia 15.8 r. b. o godz. 5 rano P. Antoni Leśniewski zgłosił w biurze Kasy Chorych wizytę domową do chorego dziecka. Za godzinę przyjechał felczer. Po zbadaniu chorego, oznajmił ojcu, że jest ciężki rozstrój żołądka i jak nie będzie poprawy, należy, wezwać lekarza. Ponieważ przez całą
następną dobę dziecku nie było lepiej, ojciec powtórnie zgłosił wizytę następnego dnia o godz. 4 rano. I tym razem za 1 i pól godz. przyjechał felczer.
Bez polecenia lekarza, zrobił dziecku dwa zastrzyki, jakie nie wiadomo. Lecz w pół godziny po tych zastrzykach dziecko umarło.
Rzecz zrozumiała, że żaden z lekarzy nie będąc u chorego nie mógł pod pisać świadectwa zgonu, to też dr. obwodowy p. Zylbersztajn, nie mając innego wyjścia, podpisał takowe świadectwo u siebie w gabinecie, nie widząc chorego, a nawet zmarłego potem dziecka.
Sprawa powyższa została skierowana do p. prokuratora. Czy naprawdę, mając tak piękną zdobycz społeczną jak Kasa Chorych, mamy umierać bez pomocy lekarskiej?
- A wszystko t czytamy w dzienniku Express Mazowiecki - dziennik ilustrowany. R. 4, 1933, no 244 (985)
Napisz komentarz
Komentarze