Sąd Okręgowy w Łodzi skazał Joannę R. nie za zabójstwo, jak chciał prokurator, ale za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu człowieka, którego skutkiem była śmierć. Grozi za to od pięciu lat więzienia do dożywocia włącznie.
"Po przeprowadzeniu rozprawy sąd zmodyfikował kwalifikację prawną czynu zarzucanego oskarżonej w akcie oskarżenia i wymierzył jej karę 9 lat pozbawienia wolności" – powiedziała rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi sędzia Iwona Konopka.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca kobiety mecenas Katarzyna Stepułajtis zapowiedziała wystąpienie do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku.
"Gdy wpłynie, będziemy składać apelację. Sąd dostrzegł elementy, które wskazywała obrona i wziął je pod uwagę przy zmianie kwalifikacji czynu i wymiarze kary. Sąd przyjął taką konstrukcję, że nastąpiło dobrowolne odstąpienie od zamiaru pozbawienia życia, zatem stwierdził, że oskarżona nie odpowiada za skutek w postaci zgonu pokrzywdzonego i to jest dla obrony najważniejsze" – mówiła po ogłoszeniu wyroku obrońca oskarżonej.
Jakie motywy wziął pod uwagę sąd, zmieniając kwalifikację czynu, nie wiadomo, bo na wniosek obrońcy oskarżonej Sąd Okręgowy w Łodzi wyłączył jawność rozprawy w całości, uznając, że przemawia za tym ważny interes prywatny oskarżonej.
Do tragedii doszło 18 września 2020 r. w kamienicy przy ul. Bema w Łodzi. Adam Ś. mieszkał tam sam. Od lat kolekcjonował broń białą. Były to maczety, bagnety i miecze samurajskie. Wisiały na ścianie w pokoju.
Regularnie mężczyznę odwiedzała Joanna R. To ona fatalnej nocy znalazła rannego Adama Ś. i wezwała pomoc. Mimo błyskawicznej operacji Adam Ś. dwa dni później zmarł w szpitalu. Przed śmiercią został przesłuchany i nawet wtedy chronił kobietę. Zeznał, że zaatakowali go trzej mężczyźni.
Zeznania kobiety również były wiarygodne. Miała klucze do mieszkania, bywała tam, czasem nocowała. Fatalnego wieczora miała być na spacerze z psem, a kiedy wróciła, znalazła mężczyznę w kałuży krwi.
Po ponad dwóch latach śledztwa policjanci znaleźli nieścisłości w zeznaniach. Dotarli też do nagrania z monitoringu, które obaliło wcześniejsze zeznania kobiety. Kamera nie zarejestrowała ani trzech mężczyzn, ani kobiety wracającej z psem ze spaceru. Joanna R. w ogóle nie wychodziła z mieszkania.
W styczniu ub. roku kobietę zatrzymano i osadzono w areszcie. Przesłuchana przez prokuratora złożyła obszerne wyjaśnienia. Opowiedziała o tragicznej nocy, przyznając, że była wtedy u Adama Ś. Pokłócili się o to, że mężczyzna zrobił w domu bałagan. W czasie awantury chwyciła za jeden z wiszących na ścianie samurajskich mieczy i ugodziła nim mężczyznę. (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze