Z obecnym Prezesem nikt nie podjął żadnych rozmów w tej sprawie. Pytany o wygasającą umowę na sesji Rady Powiatu, wicestarosta Włodzimierz Justyna, stwierdził jedynie, że nie jest to temat do publicznych dyskusji. Trudno się dziwić, bo decyzję w tej sprawie podejmie i tak Mariusz Węgrzynowski (zapewne po konsultacjach z Antonim Macierewiczem).
Wiesław Chudzik skierował pismo do Starosty, by dowiedzieć się jaki jest jego formalny status. Do dzisiaj odpowiedzi nie otrzymał. Z informacji, jakie uzyskaliśmy wynika, że przewodniczący Rady Nadzorczej, stwierdził, że Prezes 2 stycznia ma się stawić w pracy. Tylko po co? Przecież umowy żadnej z nim nie zawarto.
Tymczasem pracownicy szpitala nie kryją niepokoju. Najbardziej martwi ich, że może do placówki trafić ktoś skrajnie niekompetentny, a jedyną rekomendacją będzie przynależność do partii Jarosława Kaczyńskiego. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że lokalni posłowie PiS, mają problem z "upychaniem" własnych ludzi na intratnych posadach, po tym, jak partia straciła władzę w kraju. Wykorzystają każdą okazję, by złapać prezesowskie lub dyrektorskie stanowisko. Wszak każdy z nich nosi buławę w tornistrze.
Problem jest bardzo poważny, bo spółka aplikuje o środki finansowe bliskie 200 miliom złotych. W przygotowaniu jest szereg zamierzeń inwestycyjnych, wśród których jest blok operacyjny, opieka długoterminowa, nowoczesna psychiatria itd. Czy uda się pieniądze uzyskać wcale nie jest takie pewne. Politycy związani z warszawską Koalicją Obywatelską mówią wprost, że Macierewiczowi pieniędzy dawać nie będą.
Wyniki pierwszych naborów już wkrótce. Jeśli okażą się sukcesem, pochwali się nimi Węgrzynowski, jeśli będzie porażka, winnym okaże się... Chudzik.
jak byśmy na to nie patrzyli, to mamy do czynienia ze skrajnie nieodpowiedzialną polityką związaną z ochroną zdrowia mieszkańców naszego powiatu, a w mojej ocenie starosta Mariusz Węgrzynowski sprowadza na nas wręcz zagrożenie.
***
Niejako na marginesie tej historii przypomniała mi się moja górska wyprawa sprzed dwóch lat. Poszedłem z Doliny Chochołowskiej, przez Lejową do Kościeliskiej a później poszedłem na Ornak i wróciłem Chochołowską. Ponad 30 km po górach w jeden dzień. Część drogi przeszedłem, prowadząc ciekawą pogawędkę z lekarką z południa Polski. Po moim ciężkim covidzie, który mocno przeorał mi płuca, trafiła mi się pulmonolog. W każdym razie rozmawialiśmy o systemie, który nie służy ani pacjentom, ani lekarzom.
Pani opowiadała mi, że zamierza zrezygnować z pracy, bo dłużej nie chce być jedynym lekarzem na oddziale, w którym pracuje. Mówiła o ordynatorze, który jest jedynie figurantem od podpisywania kwitów. Skarżyła się na brak personelu lekarskiego i wiele rzeczy, o których każdy z nas niejednokrotnie słyszał.
Najciekawsze było to, że czarę goryczy przelała nowa dyrektor szpitala, którą trudno było nazwać menadżerem. Była za to bardzo bliską znajomą działacza partii, która wcześniej "rozwaliła" już jeden szpital. Zarządzała tak skutecznie, że lekarze masowo zaczęli się zwalniać. Podobnie zaczęło być w kolejnej jednostce, do której trafiła.
Dlaczego wspominam tę nieco osobistą historyjkę? Otóż obawiam się, że u nas może być podobnie.
Napisz komentarz
Komentarze