Nie dzieje się tak dzięki umiejętnością zarządczym szefów (których często po prostu nie ma) ani partyjnym kadrom (o których za chwilę). To zasługa mrówczej pracy, doświadczenia i wiedzy ludzi, często niesprawiedliwie krytykowanych. To oni przygotowują dokumentacje przetargowe, wnioski o dotacje unijne, wydają decyzje i rozpatrują ludzkie sprawy. Pomagają, załatwiają, rozpatrują. Zarabiają przy tym niewspółmiernie mało. W mrówkach zaczyna kiełkować bunt.
Wiele osób, analizując wydatki samorządów, czy samorządowych spółek zwraca uwagę na rosnące koszty administracyjne. Faktycznie przyrastają one w tempie alarmującym, ale dzieje się tak w każdym sektorze gospodarki. Dobrym przykładem jest służba zdrowia, gdzie w ciągu kilku lat wydatki osobowe osiągnęły przyrost rzędu kilkudziesięciu procent. Trudno się dziwić, skoro mamy niezrównoważony rynek pracy.
Czytajcie także
Prawym okiem: w labiryncie srołków
Jakiś czas temu pisałem artykuł o sporym przyroście zatrudnienia w Starostwie Powiatowym w ubiegłej kadencji samorządowej. Zatrudnienie wzrastało też w innych instytucjach. Do pracy trafiali najczęściej tzw. "znajomi królika", rekomendowani przez tego, czy innego partyjnego działacza (czyt. klikę). Często bez szerszej wiedzy merytorycznej, a nawet jak twierdzą niektórzy z awersją do pracy i nauki.
O podejmowaniu nowych wyzwań, twórczej i koncepcyjnej pracy nie mogło więc być mowy. Tworzenie "srołków" nie adekwatnych do posiadanej wiedzy i doświadczenia nie jest zresztą niczym nowym. Praktyka dotyczy wszystkich ugrupowań politycznych bez wyjątku. Co gorsza, nie mówimy tu tylko o sekretarkach i referentach, a więc pracownikach niższego rzędu, tylko o kadrze zarządczej.
Polecamy
Starostwo pęcznieje w szwach. Rosną wydatki na wynagrodzenia
Dotąd to wszystko jeszcze jakoś działało, dzięki tym właśnie wspomnianym przeze mnie na wstępie mrówkom. Niekompetentny szef musiał się mocno starać, by napsocić (chociaż prawdziwe szkodniki również się trafiały), wystarczyło, że nie przeszkadzał. On brał kasę, a słabo wynagradzani "robotnicy" odwalali za niego czarną robotę.
Świat się jednak zmienił. Mrówki zaczynają dostrzegać możliwości pracy poza macierzystym mrowiskiem. Coraz częściej zaczynają z niego emigrować do sektora prywatnego, gdzie specjaliści od procedur przetargowych, budownictwa, reklamy, wniosków unijnych są wręcz rozchwytywani i to za o wiele większe wynagrodzenia niż te w sferze samorządowej.
Za chwilę odejdą wszyscy Ci, którzy się do czegokolwiek nadają, a pozostaną partyjni nominaci, którzy chętnie uczestniczą w różnego rodzaju nasiadówkach i uroczystościach ale uznają, że prawdziwa praca to... "nie dla nich zajęcie".
W sumie nawet to trudno im się dziwić, bo są eksploatowani ponad miarę, wysysa się z nich całą energię, a na koniec muszą znosić niezadowolenia Pana X, czy Pani Y, o których wiedzą, że znają się jedynie na... politykoaniu. Środkowy palec sam zaczyna prostować się z zaciśniętej w pięść dłoni. Dużo wymagać, mało płacić i zniechęcać kiepską polityką kadrową... nie tędy droga.
Czujesz się mrówką, zachęcam do dyskusji
Napisz komentarz
Komentarze