Każda płyta ma swoja historię. Za każdym utworem muzycznym stoi w cieniu zapomnienia zapis spotkań, niespełnionych marzeń, problemów, przyjaźni i kłótni. "Super Session" to album z historią, której fragment przypomnę.
Al Kooper i Mike Bloomfield poznali się w 1965 roku podczas sesji nagraniowych do płyty Boba Dylana "Highway 61 Revisited". To za sprawą brzmienia gitary Bloomfielda wypełniony folkowo-rockowymi kompozycjami album zyskał bluesowy sznyt. Na tym jednak się nie skończyło. Jeszcze podczas prac nad albumem obaj towarzyszyli Dylanowi w jego pierwszym elektrycznym koncercie na Newport Folk Festival, po którym wszyscy folkowi puryści zarzucili mu stylistyczną zdradę. Poźniej ich drogi muzyczne na krótko rozeszły się.
Al Kooper dołączył do Blues Project, a następnie w 1967 roku utworzył zespół Blood, Sweat and Tears. Wraz z teamem muzyków o eklektycznej proweniencji wydał wspaniały album "Child is Father to the Man", stanowiący połączenie jazzu, bluesa i soulu z elementami psychodelii.
Mike Bloomfield grał z czarnymi chicagowskimi mistrzami bluesa, jak choćby Sleepy John Estes i Little Brother Mdontgomery. W międzyczasie rozwijał swoje zainteresowania muzyką hinduską, co w bezprecedensowy sposób ukazała jego gra na płycie "East-West", wydanej pod szyldem Paul Butterfield Blues Band w 1966 roku. Okrzyknięto go najlepszym białym gitarzystą bluesowym. Szybko utworzył nową grupę Electric Flag, która zadebiutowała w 1967 roku na Monterey Pop Festival. Wspólnie nagrali wspaniałą płytę "A Long Time Comin'".
Drogi Koopera i Bloomfielda przecinają się ponownie w 1968 roku. W wynajętym na dwa dni studiu nagraniowym w Los Angeles spotykają się z inicjatywy Koopera. W nagraniach uczestniczą jeszcze Barry Goldberg i Harvey Brooks, obaj z Electric Flag, oraz Eddie Hoh z grupy Tima Buckley'a. Nagrywają pięć utworów. Rewelacyjnie wykonany utwór "His Holy Modal Majesty" – hołd dla Johna Coltrane'a – jest rockowym jamem z wpływami muzyki wschodu, a jednocześnie organy Al Koopera mogą kojarzyć się tylko z atonalną i piskliwą barwą saksofonu.
Gdy słyszę gitarę Mike'a Bloomfielda, przypominam sobie jego słowa: blues opiera się na cierpieniu. Kto potrafi uważnie słuchać, zrozumie, że w tych utworach, oprócz świetnosci jego gry, wybrzmiewa też ciemna strona muzyka – jego głębokie uzależnienie od heroiny. Dla Bloomfielda historia "Super Session" kończy się zaskakująco szybko: po dziewięciu godzinach Mike Bloomfield opuszcza muzyków i już nie wraca do studia.
Jeszcze tego dnia Al Kooper dzwoni do Stephena Stillsa z grupy Buffallo Springfield z prośbą o pomoc w dokończeniu sesji nagraniowej. Te nagrania stanowią drugą stronę płyty i pokazują, pod jak olbrzymim wpływem muzyki Jimiego Hendrixa był Stephen Stills.
"Super Session" to jeden z tych albumów, których wartość zaczyna być widoczna po latach. Proponuję tę płytę każdemu, kto poważnie myśli o stworzeniu bluesowej kolekcji płytowej. Tak powinno wszystko brzmieć! To najwspanialsze momenty w historii bluesa i rocka. Wielki sukces płyty otworzył drzwi dla tworzonych później supergrup: Blind Faith i Crosby, Stills, Nash and Young.
PS. Każda historia ma swój ciąg dalszy: dwaj przyjaciele Mike Bloomfield i Al Kooper spotkali sie jeszcze na trzech koncertach w grudniu 1968 roku w sali Fillmore East w San Francisco. Zaprosili na koncerty Elvina Bishopa, wspaniałego gitarzystę z Paul Butterfield Blues Band i jeszcze wówczas nikomu nieznanego Carlosa Santanę. Po latach ukazały się nagrania z tych koncertów pod tytułem "The Live Adventures of Mike Bloomfield and Al Kooper". Słuchajcie i podziwiajcie!
PW
Napisz komentarz
Komentarze