[reklama2]
W latach 90-tych kiedy rock and roll na nowo rozkwitał dzięki grupom z miasta Seattle w stanie Waszyngton USA, ukazała się płyta "Grace". Był rok 1994. Autorem i wykonawcą tej jednej, jedynej solowej płyty jest Jeff Buckley. Jego muzyka została ze mną na zawsze. Album przywrócił wiarę w rocka. Uczynił Jeffa Buckleya jednym z najbardziej popularnych wykonawców muzyki alternatywnej lat 90-tych. Płytę nagrano w ciągu 6 tygodni w Bearsville Studios w Woodstock w stanie Nowy York. Producentem płyty był Andy Wallace. Po prostu jest to świetna muzyka i świetne teksty.
"Hallelujah”- utwór Leonarda Cohena w wykonaniu Jeffa Buckleya, jest bardziej przekonujący niż oryginał. Kiedy zaczęto porównywać go do Van Morrisona a muzykę jego grupy do szczytowych osiągnięć Led Zeppelin, Jeff Buckley zginął tragicznie. Stało się to w 1997 roku gdy wokalista miał 30 lat.
Posiadał charyzmę, którą mają nieliczni.
Po śmierci Jeffa Buckleya ukazały się nagrania zatytułowane "Sketches for My sweetheart the drunk". Prawdopodobnie miała to być druga płyta Jeffa, którą przygotowywał razem z Tomem Verlaine z grupy Television. Dzięki uprzejmości jego matki i pomocy jego przyjaciela Chrisa Cornella nagrania ujrzały światło dzienne. Nagrania zawierają wszystko co jest najważniejsze w jego muzyce.
Na okładce płyty zamieszczono jego przesłanie, które jest poetyckie i nawet w starannym przekładzie brzmi nieco egzaltowanie: "Nie piszę swojej muzyki dla Sony.Piszę ją dla ludzi, którzy krzyczą później na całe gardło do rozkręconej na maksa wieży stereo. Jest też muzyka, którą nagrywam, ale która nigdy, przenigdy nie będzie na sprzedaż. To muzyka wyłącznie dla mnie, to mój prawdziwy dom, z którego wszystko się wywodzi i w którym całe moje życie ma swój początek, czyste i zupełnie niestrapione własnym ciałem."
PW
Napisz komentarz
Komentarze