Pretekstem do zaproszenia dziennikarki było wydanie najnowszej książki pt."Kto to pani zrobił?" Jest to zbiór wybranych felietonów jakie ukazywały się na łamach wyżej wymienionego miesięcznika na przestrzeni 18 lat. Do poprzednich publikacji autorki należą również : "Miastówka", "Pałac wiecznie żywy", "Dziecko? O matko!"
Autorka wyjaśniła frapujący tytuł swej obecnie promowanej książki. Jak się okazało, główną inspirację stanowiła mnogość absurdalnych sytuacji, których doświadczamy na co dzień wszyscy. Przytoczyła zabawną historię z własnego życia... pewien fachowiec, który miał jedynie wykonać kilka zwykłych półek na książki, stwierdził, że nie da rady tego zrobić, bo ściany są krzywe, "kto to pani zrobił?", padło pytanie. Usłyszała, że teraz to już pozostaje tylko gipsować całość na nowo, ale jest on gotowy się tego podjąć. Najwyraźniej, nie poczułby się spełniony, gdyby wcześniej nie pogrążył poprzednika. Świadczy to o pewnej mentalności i kompleksach. Ci, którzy ich nie mają, nie muszą wszystkich wkoło krytykować.
Zbiór tych felietonów ułożył się właściwie w pewną opowieść o Polsce ostatnich dwudziestu lat.
Obrazują pewne zachodzące zmiany w modelu rodziny, podejściu do męskości, a nawet jej kryzysu, traktują o cenie jaką zapłaciły kobiety za swą obecną niezależność, o kredytach, chorobach naszych czasów, jednym słowem poruszają tematy, które wciąż są aktualne.
Pisarka zwróciła uwagę słuchaczy na czasy powszechnego "hatingu."
Mimo, że zjawisko to dotyka bardziej znacząco tych, którzy są na widoku publicznym, nie jest od niego wolny żaden człowiek. Im lepiej coś komuś wychodzi, tym gorzej dla niego, bo przysparza sobie tym samym wielu wrogów. Jednak, jak przyznała, nauczyła sobie z tym radzić. Ma świadomość, że zawsze znajdą się tacy, którzy powiedzą, że robi karierę na nazwisku matki, a to, że jest prezeską fundacji imienia Agnieszki Osieckiej ocenią, że najwyraźniej nie ma czym się w życiu zajmować, przeciwników i zazdrośników nigdy nie brakowało.
Przy okazji, można było usłyszeć, iż nigdy nie postrzegała swego pochodzenia jako obciążenie, nigdy nie miała też poczucia, że musi komukolwiek coś udawadniać. Nie czuła presji, by pójść w ślady rodziców. Wyznała nawet, że w czasie studiów zmagała sie z myślami, iż właściwie może lepiej byłoby zostać prawnikiem, albo lekarzem, ratującym życie ludzkie. Dorastając jednak w specyficznym środowisku rodzinnym, pisanie postrzegała zawsze jako coś absolutnie naturalnego. Było jej więc łatwiej obrać drogę zawodową, gdyż od początku towarzyszyło jej więcej wiary, nie tylko w to, że pisać warto, ale też, że można uczynić z tego swój zawód, co niektórym w ogóle nie mieści się w głowie.
Rozwinęła także temat patriotyzmu. Jest Polką i nie wstydzi się tego. Uważa, że pojęcie to wiąże się bardziej z przywiązaniem do swoich korzeni i tożsamości, niekoniecznie do idei nacjonalizmu. To świadomość historii własnego kraju, zainteresowanie polską kulturą na przykład. Można go kultywować na różne sposoby m.in. uczestnicząc w spotkaniach dyskusyjnych poświęconych literaturze polskiej, czy czytając polską poezję własnemu dziecku, nie trzeba od razu wymachiwać szablą czy straszyć czołgami.
Opowiadała także o funkcjonującej w obecnych czasach silnej presji, która przejawia się w poglądach, że każdy powinien uzyskać tytuł magistra, a licencjat, to już każdy właściwie ma. Opowiedziała historię o absolwencie ASP, który mimo, że specjalizował się w rzeźbie, na życie zarabiał wykonując drzwi i stoły, gdyż tak deficytowe i tym samym dochodowe okazało się to zajęcie.
W rozmowie poruszono także kwestię smutnej medialnej rzeczywistości. Występuje obecnie zjawisko zaniżania dawniej utrzymywanych standardów, kosztem oszczędności. Była mowa o dziennikarzach, którzy kiedyś specjalizowali się w jedej konkretnej dziedzinie, a obecnie zmuszeni są, by znać się "na wszystkim." Posiadają co prawda wiedzę wszechstronną, ale za to bardzo powierzchowną. Zdaniem Passent, brakuje niezależnych dziennikarzy i prawdziwych recenzentów.
"W pewnym momencie przestałam czytać gazety, bo każdy opiniowany film miał po 5 gwiazdek, każdy był arcydziełem-to jedno z najbardziej wyświechtanych obecnie słów. Wspaniale, że funkcjonują jeszcze kluby dyskusyjne, gdzie-przynajmniej w podziemnym klubie-można powiedzieć prawdę"- mówiła.
W swoich felietonach dużo pisze o Warszawie, w jednym z nich stwierdziła, iż miasto cierpi na kompleks prowincji. "Zamiast doszukiwać się tego co nasze, zachłysnęliśmy się Zachodem, to wyjawia ukryte kompleksy. Gdy w latach 90-tych otwierano nowe restauracje, były kalką stylów z Francji, czy z Berlina. Nie szukano inspiracji u siebie, na Mazowszu na przykład, powinniśmy skupić się i kultywować bardziej to, co lokalne"- kontynuowała.
Godzinne spotkanie dobiegło końca w oka mgnieniu, pozostał pewien niedosyt. Na każde kolejne pojawiające się pytanie odpowiedź zdawała się być jeszcze bardziej płynna i rozbudowana, chwilami można się było zgubić i stracić z oczu początkowy jej wątek...
W każdym razie było naprawdę ciekawie, a zestaw pytań nie został w pełni wyczerpany.
Szczerze ubolewam, że przy okazji spotkania z tak znaną i cenioną dziennikarką organizatorzy sztywno trzymali się wyznaczonych ram czasowych. Pewnie niejedna osoba, chętnie zostałaby nieco dłużej, by przynajmniej wysłuchać wszystkich przygotowanych pytań...
Po części oficjalnej, została krótka chwila na autografy i wpisy do świeżo zakupionych książek.
Była to także okazja, by zamienić kilka słów z autorką, z której wiele osób skorzystało.
Napisz komentarz
Komentarze