Warszawska Policja 8 lipca została powiadomiona o tym, iż pobliżu rezerwatu FOSA Groty od kilku dni przebywa mały chłopiec. Tych kilka dni to zaledwie dwie doby. Funkcjonariusze miejscowej Policji udali się na wskazane miejsce i na miejscu znalazło chłopca w towarzystwie ojca, a obok nich szałas zrobiony z gałęzi i liści w którym obaj spędzili jedną noc. Druga noc to sen pod gołym niebem.
Funkcjonariusze rozejrzeli się po miejscu i zobaczyli że dziecko nie ma ubrań na zmianę, wody, jedzenia, a nawet - jak sami twierdzą – szczoteczki do zębów.
Ojciec został zabrany na komisariat, gdzie został przesłuchany. Dziecko natomiast oddane matce, która myślała, iż mały przebywa na wakacjach u dziadków. O campingu została powiadomiona prokuratura, która teraz zadecyduje czy postawić ojcu zarzuty narażanie syna na niebezpieczeństwo w postaci uszczerbku na zdrowiu, bądź utraty życia.
Policja tłumaczy swoją interwencję następująco:
- Najnormalniej w świecie byliśmy zaniepokojeni warunkami, w jakich przebywał chłopiec. W obozowisku nie było nawet butelki z wodą pitną, dziecko było mocno pogryzione przez owady i wystraszone, dlatego policjant interweniujący na miejscu podjął taką decyzję - przekazał rzecznik stołecznej policji Mariusz Mrozek.
- Nie przesłuchuje się człowieka w krzakach. Nie mamy takich zwyczajów. A internautom trzeba zadać pytanie, co by powiedzieli, gdyby to dziecko za tydzień wylądowało w szpitalu, np. z zapaleniem płuc? Wtedy winna byłaby policja, bo się nie zainteresowała.
Dość zabawne tłumaczenie. Biwak ten miał miejsce 500 metrów od domu, więc „znęcający się nad synem” ojciec w dowolnej chwili mógł zaopatrzyć się w pobliskim sklepie w wyżywienie i napoje, o czym zreszta sam powiadomił funkcjonariuszy, którzy interweniowali.
Co więcej patrząc na odległość, która dzieliła „camping” od miejsca zamieszkania, to tata w każdej chwili mógł iść z dzieckiem do domu po ubrania, a nawet umyć dziecku zęby.
Kolejne absurd tych tłumaczeń to strach nieletniego. Sądząc po wypowiedzi panom Policjantom wydało się dość dziwne, iż 4,5 latek widząc umundurowanych obcych mężczyzn był przestraszony. Zazwyczaj w tym wieku dziecku nie ma pojęcia, czym tak naprawdę zajmują się funkcjonariusze Policji, oprócz tego, iż łapią złych ludzi. Dla dziecka ojciec (jaki by nie był) - zły nie jest, a chłopczyk zapewne sobie myślał, iż panowie chcieli przyszli żeby tacie „kuku” zrobić to i się przestraszył.
Jedyną słuszną uwaga pana rzecznika były pogryzienia. O ile są to komary to pół biedy. Niestety co raz głośniej słychać o pladze kleszczy. Nie zmienia to jednak faktu, iż pasożyta możemy nawet chwycić na godzinnym spacerze. Podobnie ma się sprawa z wspomnianym zapaleniem płuc.
Internauci są podzieleni, chociaż większość jest poirytowana postawą Policji.
My jednak uważamy że interwencja była słuszna. Żyjemy w głupich czasach. Ciągle karmieni jesteśmy papką o gwałtach na nieletnich, pedofilach. Sam jestem ojcem i doskonale zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw. Policja zrobiła bardzo dobry krok idąc i sprawdzając co się dzieje. Niestety, jeżeli chodzi o przesłuchanie i prokuraturę to już mieliśmy do czynienia z kompletnym brakiem wyczucia danej sytuacji.
Reasumując tekst. Jedno jest pewne. Nie bez winy jesteśmy my rodzice. Ciągle popadamy w paranoję. Szałasy, brak toalety, brak bieżącej wody to kiedyś była norma na campingach, obozach wędrownych. Posiłki gotowało się na palenisku, a bieżące zakupy robiło w pobliskim sklepie.
Dzisiaj idąc na plac zabaw z dzieckiem obserwuję pięknie ubrane dzieci, bardzo bystre jak na swój wiek, a przy nich mamuś i tatuś, u których słychać – nie idź do piasku bo się pobrudzisz, nie bujaj się na tej huśtawce bo jest usmolona. Zamiast dać dziecku okazję do rozładowania swojej energii, swoich emocji, część rodziców stresuje swoje pociechy.
Druga sprawa to także absurd. Żyjemy w XXI wieku, gdzie dostęp do bieżącej ciepłej wody, kosmetyków, czy środków czyszczących jest nieporównywalnie większy, aniżeli w czasach PRL, czy latach dziewięćdziesiątych. Jednak patrząc na zachowanie osób bliskich dzieci na placu zabawa, ma się wrażenie wręcz odwrotnie – dziecko nie może pobrudzić rączek, nie może mieć piasku w oczach, nie może pobrudzić ubranka.
Czasem ma wrażenie że wraz z żoną jesteśmy nie na czasie, bowiem pozwalamy synowi na wszystko w granicach rozsądku. Ten rozsądek, być może sprawia że jesteśmy „zacofani”, ale dziecko ma czas dla siebie, na spacerze jest brudne, jednak bardzo szczęśliwe.
Napisz komentarz
Komentarze