Pierwsza informacja o jubileuszowym programie i dacie imprezy dotarła do mnie na początku maja, kiedy problem darowizny jeszcze nie wypłynął na powierzchnię. Już wtedy zadecydowałem, że do konkursu przystąpię. Kiedy Wojtek poinformował mnie (trzecia dekada czerwca), że chce przekazać swoją, analogową płytotekę w tak zwane, dobre ręce, pomyślałem, - Zrobię wszystko by wspólne nasze przedsięwzięcie znalazło się w sopockim konkursie. Dotychczas na wszystkie konkursowe edycje (oprócz pierwszej) wysyłałem swoje prace w postaci książek i publikacji. Tym razem nie mogło być inaczej.
Na jubileuszowy konkurs przygotowałem swoje felietony (50 kolejnych), które od grudnia 2012 roku, cyklicznie zamieszczam na portalu „nasz tomaszow”. Po „zreperowaniu” tekstówi zamieszczeniu na tych stronach dodatkowych zdjęć, wydrukowałem je w formacie A-4. Kartki zabindowałem, w wyniku czego powstała publikacja w kształcie i formie podobnej do albumu o tytule – Subiektywna Historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Tak przygotowaną, konkursową pracę wysłałem do Sopotu. Zdawałem sobie sprawę, że moja publikacja i Wojtka darowizna będą się świetnie, wzajemnie uzupełniać, że nasze miasto, choć przez chwilę, będzie na ustach społeczności i trójmiejskich mediów.
W połowie sierpnia w wielkiej, radosnej euforii zadzwonił do mnie prezes Fundacji, Wojtek Korzeniewski z informacją, - Antek chciałem ci przekazać swoją radość, że NARESZCIE dopłynęła z Nowego Jorku, za sprawą firmy przewozowej CH Hartwig, płytowa przesyłka od twojego przyjaciela Wojtka Szymańskiego. Po załatwieniu kilku formalności odbierzemy przesyłkę z portu w Gdyni i na pewno po części, wystawimy je w budynku Sali Koncertowej Opery Leśnej w Sopocie. W tych pomieszczeniach odbędzie się finał konkursu i przyznanie przez jury nagród dla wyróżnianych prac. Wysłaliśmy Wojtkowi Szymonowi do Nowego Jorku, na nasz jubileusz zaproszenie, dlatego prosiłbym ciebie, byś swoimi kanałami spowodował by Szymon dotarł na ten dzień (20 września) do Trójmiasta. Oczekujemy was w Operze Leśnej,
a zatem do zobaczenia w Sopocie.
Od tego momentu koncentrowałem się tylko na wyjeździe na Wybrzeże. Kontakt z Nowym Jorkiem na skypie był niemal codziennie. Szymon miał trochę kłopotów z przeprowadzką na Florydę (dlatego powstał pomysł ważącej pół tony, płytowej darowizny), do której zresztą nie doszło z przyczyn prozaicznych, o których na łamach portalu nasz tomaszow nie będę opowiadał. Do końca jego przyjazd był niepewny. Jeszcze w trakcie poniedziałkowego dnia (16 września), jego przylot do kraju stał pod dużym znakiem zapytania, a w czwartek po południu, 19 września, planowaliśmy znaleźć się na Wybrzeżu. Radosny był dla mnie, dla nas wybierających się do Sopotu, wtorek. Już w trakcie dnia naszego czasu, Wojtek telefonicznie powiadomił mnie, że ma bilet na lot do Polski, podał mi numer lotu i porę dnia, o której będzie na Okęciu (ok. 9.30 rano). Natychmiast zadzwoniłem do Warszawy, do Maryli Tejchman. Wcześniej umówiliśmy się, że w przypadku przylotu Szymona do Polski, Maryla
z racji zamieszkania, zajmie się odbiorem Wojtka z lotniska.
Po tej informacji spadł mi przysłowiowy kamień z serca. Ponieważ dla mojej, tomaszowskiej grupy, zarezerwowane miałem cztery miejsca (karty wstępu na zakończenie konkursu, bilet na koncert nocny + noclegi w hotelu). Oprócz Maryli Tejchman, stałej uczestniczki sopockich imprez, w grę wchodziła moja osoba i Szymon, pozostał jeden wakat. Początkowo brałem pod uwagę udział mojego przyjaciela, Jacka Buczyńskiego, z którym wcześniej w czerwcu (trzecia dekada) sprawdziłem się. Uczestniczyliśmy w Pułtusk Festiwal, poświęcony Krzysztofowi Klenczonowi. Jednak Jacek w tym czasie miał inne sprawy, wcześniej nie przewidziane, więc nadal pozostawało mi jedno, wolne miejsce.
W końcu zdecydowałem się zabrać koleżankę z kamerą filmową, Ewę Komar, która wcześniej sprawdziła się w tej dziedzinie. Nagrywała w Tomaszowie z różnych imprez, dla moich potrzeb materiał filmowy. Wykorzystałem niektóre do zmontowania dwóch filmów; Marek Karewicz – Złoty Fryderyk w Tomaszowie oraz 75 urodziny Marka Karewicza w OK TKACZ. Planowałem po przyjeździe z sopockich wydarzeń także z materiałów nagranych przez naszą kamerzystkę, zrobić kolejny film. Uzgodniliśmy z Marylą, że gdy z lotniska Okęcie odbierze po przylocie ze Stanów, Wojtka Szymona, to ja z Ewą dotrę, mniej więcej w tym samym czasie, do stolicy liniowym autobusem i będziemy oczekiwać ich na Dworcu Zachodnim PKS.
Czwartek-19-września-2013-roku
Z Ewą Komar umówiliśmy się pod moim domem, gdzie Janek, mąż Ewy przed godziną 8.00 rano podjechał polonezem i wciągu niespełna dziesięciu minut znaleźliśmy się na dworcu PKS w Tomaszowie. Punktualnie o 8.20 liniowy autobus z Wielunia, odjechał w kierunku Warszawy. Mniej więcej w okolicach godziny 10.30 w czwartek, 19 września znaleźliśmy się na dworcu PKS, Warszawa Zachodnia. W tym samym czasie Wojtek Szymon miał przylecieć na warszawskie Okęcie. W ciągu godziny, może kwadrans dłużej (samolot z Nowego Jorku miał półgodzinne opóźnienie) Maryla, już z Szymonem, odebrała nas z dworca i udaliśmy się wszyscy do niej na chatę przy ulicy Łuckiej.
Maryla zakładała, i słusznie, że Wojtek ze względu na różnice czasu ze Stanami (7 godzin), jak i samą, ponad ośmiogodzinną podróżą może czuć się senny, zmęczony dlatego wymaga krótkiego odpoczynku. Zjedliśmy śniadanie, omówiliśmy strategię na trzy/czterodniowy pobyt w Sopocie (gospodarze rezerwowali nam w hotelu cztery noclegi z niedzielą włącznie). Po godzinnym odpoczynku nasz Amerykanin zadecydował, - Kochani czeka nas długa podróż do Trójmiasta, czuję się świetnie, więc proponuję – jedziemy!!! Wojtek miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, jedną w swoim warszawskim banku (tu miał swoje konto na wymianę waluty) a drugą w Playu, musiał uaktywnić swoją komórkę. Zabrało nam to trochę czasu bo dopiero około godziny 14.30 opuściliśmy stolicę udając się w kierunku Wybrzeża.
W sierpniu bawiłem u przyjaciół (Anny Hoffmann i Tomka Mroza) w Szczecinie, kochających rock’n’roll, biorących udział w różnych koncertach tego stylu, również uczestniczyli latem na koncertach w słynnej dziś, Dolinie Charlotte koło Słupska. Mój szczeciński pobyt zbiegł się akuratnie z obchodami święta morza, gdzie na nabrzeżu kanału, wzdłuż Wałów Chrobrego odbywał się zlot (The Tall Ships Races) najwspanialszych żaglówek świata. Przeżyłem wspaniałe dni dzięki doświadczeniom jakie wyniosłem dla oka i ducha, zwiedzając cudowne żagle świata. Wieczorem przy kolacji gdy wspominaliśmy i dzieliliśmy się przeżyciami z Wałów Chrobrego, pomyślałem sobie by zaprosić Anię i Tomka do Sopotu (w ramach rewanżu za szczecińskie reminiscencje) na wrześniowy, nocny maraton muzyczny. Znałem już program spotkania, porozumiałem się wcześniej z Wiesławem Śliwińskim, odpowiedzialnym za zakwaterowanie gości, więc w imieniu Fundacji Sopockie Korzenie przedsięwziąłem zaproszenie przyjaciół na jubileuszowe uroczystości V Edycji Konkursu WSPOMNIENIA MIŁOŚNIKÓW ROCK’N’ROLLA oraz V Rocznicy powstania Fundacji Sopockie Korzenie.
Wiesław Śliwiński zarezerwował noclegi (o czym wiedziałem jadąc do Szczecina) dla naszej, tomaszowskiej czwórki i dla moich przyjaciół ze Szczecina. Na dwa dni przed imprezą Ania telefonicznie poinformowała mnie, że do Sopotu przyjeżdża sama, bez swego partnera Tomka i nie swoim samochodem a pociągiem, który w/g rozkładu jazdy dotrze do naszego, morskiego kurortu około godziny 19.40.
Umówiłem się z Anią, że o tej porze na dworcu w Sopocie oczekiwał będę jej przyjazdu (zakładaliśmy swój przyjazd do Trójmiasta we wczesnych godzinach popołudniowych)
i wspólnie dotrzemy na noclegową bazę. Tym bardziej, że jadąc na Wybrzeże nie znaliśmy jeszcze hoteli, w którym mieliśmy zamieszkać. Wiesław co chwila przydzielał nam, zupełnie jak w przysłowiowym kalejdoskopie, coraz to inne sopockie hotele a to ze względu na ciągłe potwierdzenie swojego udziału w sopockich uroczystościach wiele, nowych grup VIP-ów. Potwierdzenie hotelu otrzymałem telefonicznie dopiero, kiedy zbliżaliśmy się do Sopotu (okolice Grudziądza na autostradzie A-1). Wówczas zorientowałem się by poinformować jadącą koleją Annę o przyznanym nam hotelu (Hotel Leśny na stadionie lekkoatletycznym sopockiego klubu SKLA), który leży w lesie na wysokości Opery Leśnej w Sopocie Górnym, że do Sopotu nie dojadę o czasie naszym seatem.
Natychmiast wykonałem telefon do państwa Henryki i Czarka Francke, mieli nas oczekiwać, właśnie w wymienionym wyżej hotelu, by uprzednio udali się na sopocki dworzec PKP i odebrali Annę Hoffmann. Tak się złożyło, że Henia, Czarka żona, znała dobrze z wyglądu Annę z przed laty (jej mama była matką chrzestną Ani), więc nie wyniknęły żadne trudności z wzajemnym rozpoznaniem się. Do Leśnego Hotelu dojechaliśmy około 20.30 gdzie w hotelowej recepcji oczekiwała nas (dotarli kilka minut przed nami) Ania w towarzystwie Francków. Powitania, uściski, pobranie kluczy do pokoi i wszyscy, jak jeden mąż, udaliśmy się z hotelowej recepcji (nasz budynek, w którym na parterze mieściły się klubowe biura znajdował się na zewnątrz hotelu, na terenie płyty boiskowej, tuż przy tartanowej bieżni) do przydzielonych pokoi.
Po zadomowieniu się w hotelowych pokojach, wykończyliśmy kanapki (kolacja), które każdy z nas przygotował sobie na drogę. W czasie kolacyjnej konsumpcji przybył do nas Wiesio Śliwiński, przywitał się z nami, wszyscy poznaliśmy się wcześniej, w Tomaszowie Maz. na Spotkaniu po latach, a Wojtkowi Szymonowi osobiście podziękował za płytową darowiznę, która bardzo urozmaiciła i wzbogaciła V Edycję konkursu jak i ozdobi przyszłe muzeum, jeżeli powstanie, „Polskiej Muzyki Rozrywkowej i Rock’n’Rolla”. Przed opuszczeniem hotelu Wiesio oznajmił nam nowinę, - Chciałem was poinformować, że tomaszowska grupa powiększyła się o cztery osoby. Zaprosiłem również do Sopotu braci Jochanów, Krzysztofa i Darka z żonami, Ewą i Alą. Wynajęli w centrum miasta, w uliczce tuż za Krzywym Domkiem, pokoje w lokalnej willi, i prosili mnie bym jutro zaprosił was wszystkich na 9.00 rano na uroczyste śniadanie. A zatem do zobaczenia na śniadaniu u Jochanów.
Kiedy Wiesław opuścił hotel, jeszcze jakiś czas w naszych pokojach (mieliśmy dwupokojowy apartament) pozostały dziewczyny i przez dobrą godzinę pokonwersowaliśmy przy naszej, wspaniałej, rock’n’rollowej muzyce. Między innymi utwór, Rocket 88 z repertuaru Jackie Brenstona, gdzie wydobywające się dźwięki z wojtkowego sprzętu (P-3) nie dawały nam spokoju. Pomimo zmęczenia, słuchaliśmy muzyki nadal, ale gdy Lowell Fulson zaśpiewał swój wielki, seksowny przebój, Reconsider Baby, zrobiło się nawet tanecznie. Jednak mając świadomość, że jutro czeka nas ciężki dzień, a zbliżała się już północ, Szymon pierwszy przerwał nocne rozmowy przy muzyce, wypowiadając słowa, - Kochani czuję się zmęczony, mój dzień trwa już blisko 48 godzin. Idę spać. Jak chcecie jeszcze rozmawiać przy muzyce, to proszę bardzo. Mnie to nie przeszkadza. Dobrej nocy. Cześć!
Rzeczą jasną było, że długo nie posiedzieliśmy, jeszcze Wojtek nie wyszedł z pod prysznica, jak nasze dziewczyny opuściły apartament, pamiętając, że jutro na 9.00 rano mamy wszyscy spotkać się na śniadaniu u braci Jochanów. O śniadaniowych kuluarach i jubileuszowym wydarzeniu opowiem w kolejnym, 65 felietonie Subiektywnej Historii R&R.
Napisz komentarz
Komentarze