Wiesław Kmiecik - miał wkład w medal Kowalczyk, teraz wprowadził łyżwiarzy do światowej czołówki
dzisiaj, 00:01 Onet
Tomasz Kalemba Onet
Nigdy nie cieszył się jeszcze z medalu olimpijskiego swojego zawodnika, choć raz było naprawdę blisko. Być może jednak za rok w Soczi będzie miał ku temu okazję, bo polscy łyżwiarze szybcy są rewelacją tego sezonu. Wiesław Kmiecik, bo o nim mowa, ponownie wyprowadził męskie łyżwiarstwo szybkie niemal na światowy szczyt. Kiedyś cały świat drżał przed Jaromirem Radke, a teraz drży przed całą armią wspaniałych zawodników. Trener ten ma też wkład w olimpijski medal Justyny Kowalczyk. Sam mówi o tym skromnie - "miałem wkład w postaci niewielkiej cegiełki", nasza znakomita biegaczka twierdzi zaś - "zrobił dla nas naprawdę bardzo dużo".
Końcówka roku 1993. Jaromir Radke osiąga wspaniałe wyniki w zawodach Pucharu Świata. Za moment jest rewelacją na wielobojowych mistrzostwach Europy w Hamar, gdzie za kilka tygodni odbywać się miały zimowe igrzyska olimpijskie. Z imprezy tej tomaszowianin przywiózł srebrny medal na 5000 metrów i brązowy na 10 000 m. Nagle stał się jednym z wielkim faworytów do podium na igrzyskach. Tam podopieczny Kmiecika zajął siódme miejsce na pięć kilometrów i piąte na dziesięć.
- Pewnie, że jest niedosyt w mojej karierze związany z igrzyskami w Lillehammer. Nagle, na miesiąc przed imprezą, Jaromir Radke stał się jednym z kandydatów do medalu. Nie żałuję jednak tej straconej szansy. Spokojnie na to patrzę. Proszę zobaczyć ilu w przeszłości było sportowców, którzy byli wielkimi faworytami, a zostawali bez medalu. To jest urok sportu - przekonuje.
Sam nie był wybitnym sportowcem. Uprawiał różne dyscypliny, łącznie z biegami narciarskimi. Próbował zatem uczepić się w jakimś klubie. Do łyżew szybkim trafił jednak przez przypadek. Urodzony w Gorlicach Kmiecik trzecią i czwartą klasę liceum spędzał w Rabce-Zdroju. Stąd było już niedaleko do Zakopanego, gdzie znajdował się najlepszy łyżwiarski ośrodek w Polsce. Kmiecik trafił w końcu do stolicy polskich Tatr, ale jako uczeń Szkoły Obsługi Ruchu Turystycznego. - To była wtedy znakomita szkoła - mówi.
- Tam przypadkiem trafiłem na trening łyżwiarzy do pana Eligiusza Grabowskiego, który najpierw stwierdził, że jestem za stary do tego sportu, bo miałem 19 lat, ale szybko zmienił zdanie i dał mi szansę. Byłem już po maturze, kiedy zacząłem uprawiać łyżwy szybkie - dodaje.
Panczeny spodobały mu się. Przez rok był nawet w reprezentacji Polski. Najlepszy sezon miał w 1982 roku. Był wówczas posiadaczem drugiego wyniku w kraju na 3000 metrów. W 1984 roku przeniósł się do Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie akurat powstał tor. Został trenerem. Tam właśnie trafiła na Jaromira Radke. Po trzech latach pracy z tym zawodnikiem, sięgnął z nim po medal mistrzostw świata juniorów. W wieloboju zajął on wówczas 16. miejsce, ale był trzeci na 5000 metrów. To dało Kmiecikowi przepustkę do pracy z kadrą. Trenerem reprezentacji został w 1988 roku, mając zaledwie 31 lat. Miał jednak od kogo uczyć się tego fachu, bo przecież siedem lat spędził w najlepszym ośrodku w Polsce w Zakopanem, gdzie wzorce czerpał od Eligiusza Grabowskiego i Jana Trzebuni. Trenerem kadry - z małymi przerwami na prowadzenie reprezentacji młodzieżowej - był do 2002 roku.
- Tuż przed igrzyskami olimpijskimi w Salt Lake City prowadziłem Jaromira Radke i Katarzynę Bachledę-Curuś wówczas Wójcicką. Radke wtedy zachorował. Miał zapalenie opłucnej, które nie zostało wykryte w odpowiednim momencie. Trenował z tą chorobą, a potem nie był w stanie startować. Kiedy okazało się, że nie będzie w stanie pojechać na igrzyska, podjęto decyzję, że ja też na nie wyjadę na tę imprezę. Nie chce mi się o tym mówić, bo to była bardzo dziwna sytuacja. Taka dwuznaczna. Tak się stało i tak bywa w życiu. Trudno - ucina.
Kmiecik wrócił więc do pracy w Pilicy Tomaszów Mazowiecki.
- Kiedy przestałem być trenerem kadry, wyjechałem na narty i stwierdziłem, że życie jednak jest piękne. Praca trenera kadry jest fajna i daje satysfakcję, zwłaszcza kiedy są wyniki. Jest jednak przy tym wielki stres. W pewnym momencie wpada się też w taki schemat, że właściwie nic poza tym nie ma - tłumaczy.
Zaraz po tym, jak przestał być trenerem kadry, z propozycją współpracy zwrócił się do niego Aleksander Wierietielny. Obecny szkoleniowiec Justyny Kowalczyk chciał, by Kmiecik pomógł naszej biegaczce poprawić technikę łyżwową.
- Justysia miała wtedy 19 lat. Olek, jako doświadczony już wtedy trener, zorientował się od razu, że to materiał, który nie co dzień się znajduje. Od początku było widać, że Justyna w niego bardzo wierzyła. Widziałem to, bo przecież współpracowałem z nimi pięć lat - mówi Kmiecik.
- Widać było, że mam braki w technice łyżwowej. Przede wszystkim to były braki siłowe. Trener Wierietielny nigdy nie boi się prosić o radę, dlatego zaczął zapraszać trenera Kmiecika na obozy. Wówczas było ich znacznie więcej w kraju niż teraz. Trener Kmiecik wprowadzał ćwiczenia dla panczenistów, ale oczywiście nie w takim samym zakresie. Szło to jak po grudzie. Nie dlatego, że nie było zaangażowania, tylko dlatego, że te moje nóżki były oporne. Trener na różne sposoby szukał rozwiązań, by te moje nogi wzmocnić. W końcu udało się. Zrobiłam naprawdę wielki postęp dzięki tym ćwiczeniom. Zanim trener Kmiecik do nas przyszedł, to miałam bardzo szczupłe, patykowate nogi, które kompletnie nie nadawały się do stylu łyżwowego - wspomina tamten czas Justyna Kowalczyk.
- Pojawiałem się na tydzień. Pokazywałem cały schemat ćwiczeń łyżwiarskich. Moim zadaniem było przekazanie, że trzeba tak działać na sprzęt, żeby on jechał jak najbardziej do przodu, a żeby to wszystko odbywało się jak najmniejszym kosztem sił - dodaje Kmiecik.
Na efekty współpracy nie trzeba było długo czekać. W 2006 roku na igrzyskach olimpijskich w Turynie Kowalczyk, która była uznawana za specjalistkę od klasyka, wywalczyła brązowy medal na 30 kilometrów "łyżwą".
- Był medal? Był. Akurat krokiem łyżwowym. I tyle. I fajnie. Myślę, że teraz przydałoby się jeszcze trochę poprawić, ale póki jest dobra, to nie ma co ruszać (śmiech). Miałem w tym sukcesie wkład w postaci niewielkiej cegiełki - mówi skromnie Kmiecik.
- Trener Kmiecik zrobił dla nas naprawdę bardzo dużo - przekonuje Kowalczyk, dodając: - Pokazał nam tę słynną deskę do łyżwiarstwa szybkiego, na której spędziłam wiele godzin, odbijając się na niej w góralskich skarpetkach.
Później drogi naszej biegaczki i trenera łyżwiarstwa szybkiego na chwilę się rozeszły, ale z czasem znów wrócili do incydentalnej współpracy.
- To były takie pojedyncze "akcje". Byłem z nimi m.in. na Białorusi w Raubiczach. Kilka razy byłem tez z nimi na lodowcach - przyznaje Kmiecik.
W 2010 roku szkoleniowiec ten ponownie został trenerem kadry Polski łyżwiarzy szybkich. Wcześniej przez cztery lata był wiceprezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, pracował też jako szkoleniowiec koordynator w kadrze juniorów. Prowadził m.in. Rolanda Cieślaka.
- Zgłosiłem się na konkurs, choć długo się zastanawiałem. Wydawało mi się, że można z tymi zawodnikami zrobić dużo więcej niż dotychczas. I miałem rację - mówi Kmiecik który na stanowisku trenera kadry zastąpił Krzysztofa Niedźwiedzkiego.
W 2002 roku odsunięty od reprezentacji przez PZŁS, teraz wracał do niej po ośmiu latach.
- Zdecydowanie wygrał konkurs na trenera. To najlepszy szkoleniowiec, jaki mógł trafić się męskiej kadrze. Mieliśmy nosa, powierzając mu tę funkcje. Potrafi się dogadywać z zawodnikami. Rozumie ich. Wiesław Kmiecik jest trenerem sprawdzonym. Przed laty miał już spore sukcesy z grupą zawodników, jaką wówczas prowadził. Wszystko jednak ma jakiś kres. Jaromir Radke skończył uprawianie sportu, Wiesiek zajął się sprawami klubowymi. Jeszcze dodatkowo nabrał doświadczenia i dystansu do wielu rzeczy - opowiada Kazimierz Kowalczyk, prezes PZŁS.
Kmiecik był jedną z tych osób, które pięć lat temu postanowiły zaryzykować i przenieść Zbigniewa Bródkę z reprezentacji Polski w short tracku do kadry w łyżwiarstwie szybkim. To był zabieg, który nigdy wcześniej nie miał miejsca. Ale, jak widać opłacało się Po pięciu latach Bródka wygrał zawody Pucharu Świata. Wielokrotnie stawał na podium i w końcu wywalczył to trofeum. Teraz jest jednym z wielkich faworytów do miejsca na podium na mistrzostwach świata w Soczi.
Źródło: Tomasz Kalemba, Eurosport.Onet.pl
Napisz komentarz
Komentarze