Wchodzimy do środka i atmosfera staje się nieco bardziej „namacalna”. Ze sceny słychać muzykę. To supportujące gwiazdę wieczoru zespoły „Trupa Trupa” oraz „Marne szanse”. Sporo osób kręci się jeszcze po holu, popija soczki i piwko, odliczając niecierpliwie kolejne minuty, aż na scenie pojawią się Ci, dla których wiele osób przemierzyło nawet ponad setkę kilometrów.
„Strachy na lachy”, bo o nich oczywiście mowa, wystartowały z mały opóźnieniem, którego właściwie nikt im nie miał za złe. Wyrozumiałość była tym bardziej uzasadniona, że nie był to zwykły koncert, jeden z wielu, jakie zespół gra (ze względu na swą popularność) niemal każdego dnia, ale feta z okazji osiągnięcia złotego statusu przez płytę „Dekada”, wydaną pod koniec ubiegłego roku. Wyróżnienie członkom zespołu wręczył szef niezależnej wytwórni SP Records, Sławek Pietrzak.
Po krótkim, aczkolwiek sympatycznym ceremoniale, przyszła kolej na rockowe misterium. Uprzedzając zarzuty malkontentów powiem, że nie jest to wcale określenie na wyrost. Chodzę na różnego rodzaju imprezy i koncerty regularnie ale przyznam, że dawno nie byłem na tak mocno energetycznym spektaklu muzycznym. Strachy na lachy to już nie tylko zespół ale przede wszystkim marka, zapewniająca swoim odbiorcą gwarancję najlepszej jakości.
Grabaż (Krzysztof Grabowski) swoją charyzmą mógłby obdzielić co najmniej kilku średnio niemrawych idoli z aspiracjami do bycia supergwiazdą. Problem w tym, że tak się nie da. Albo ktoś ma w sobie „iskrę Bożą” albo do końca życia nie będzie w stanie rozpalić nawet najmniejszego ogniska.
W koncertową atmosferę „wkręcałem się od samego rana”, oglądając wydany w tym miesiącu na DVD koncert Strachów, jaki nagrany został w ubiegłym roku w łódzkim klubie Wytwórnia. Płytka w pełni oddaje niepowtarzalny klimat, jaki potrafią stworzyć muzycy zespołu. Zwraca uwagę dobry kontakt z publicznością, która potrafi odwdzięczyć się żywiołowymi reakcjami.
Nie inaczej było w czasie koncertu w Palladium. Dość powiedzieć, że ekipa „Grabaża” zagrała wszystkie swoje najbardziej znane utwory. Na set liście pojawiły się m.in. numery z „Dekady”, a więc „Strachy na lachy”, tradycyjnie otwierający koncert, „Dzień dobry, kocham Cię”, „Po prostu pastelowe”, „Czarny chleb i czarna kawa”, „Chory na wszystko”, „Awangarda, jazz i podziemie”. Dodatkowo zespół zagrał Mokotów a smaczkiem była ciekawa wersja utworu Jacka Kaczmarskiego „A my nie chcemy uciekać stąd” (ciekawe kto jeszcze pamięta o czym jest naprawdę ta piosenka). Na koniec oczywiście „Piła Tango” odśpiewana w całości przez publiczność.
Krzysztof Grabowski i współpracujący z nim muzycy nie próżnują. W ubiegłym roku ukazała się wspomniana „Dekada”, płyta przekrojowa, wydana na dziesięciolecie działalności. Na sklepowe półki trafił też DVD koncert Pidżamy Porno.
Rok 2012 to kolejne DVD, tym razem jest to „Przejście” Strachów na lachy. Na początek przyszłego roku zaplanowano wydanie kolejnego studyjnego albumu.
Tak płytę rekomenduje Sławek Pietrzak, który zapoznał się już z całym nagranym materiałem.
- Nowa studyjna płyta zespołu STRACHY NA LACHY 2013. Może nie powinienem o tym pisać, bo płytę usłyszycie w połowie lutego przyszłego roku, kiedy odbędzie się jej premiera. Ja miałem tę przyjemność wysłuchania jej co prawda po wstępnym mixie, ale po tym co usłyszałem czuję, że muszę się z Wami podzielić wrażeniami. Ja od dawna już nie myślę o muzyce, niektóre rzeczy analizuję ale większość rzeczy po prostu czuję i pewnie dlatego robię to co robię. Kiedy słyszę coś wyjątkowego niezależnie od gatunku, to uruchamiają się we mnie zmysły i nie wiadomo z jakiego powodu czuję na całym ciele gęsią skórkę, dreszcze a nawet płyną mi łzy z oczu. Ale to już naprawdę rzadkość. Dopiero później głowa zaczyna tłumaczyć niniejsze reakcje organizmu. Intelekt podpowiada wówczas, że przeżyłem coś wyjątkowego. Jakiś rodzaj wspólnoty, błogostanu czegoś w rodzaju odbierania na tych samych falach. Grabaż jest wrażliwym łotrem i dlatego wszystkie teksty na płycie i prawie cała muzyka ,,STRASZAKÓW” spowodowały opisane przeze mnie uczucia. Z wyjątkiem łkania jest to po prostu piękna, wrażliwa, mądra, subtelna, głęboka płyta. Rośnie nam wielki wieszczu. Nie chciałbym, aby Grabażowi woda sodowa uderzyła do głowy ale spokojnie mógłbym jego teksty porównać do najlepszych polskich poetów jakich miałem przyjemność czytać, to poezja na najwyższym poziomie, w dodatku na dużym luzie. Szkoda, że będziecie musieli czekać aż do połowy lutego przyszłego roku. Ciekawy jestem jak zmiksują płytę i czy będzie nowocześnie, tak jak wypadałoby na 2013 rok.
Napisz komentarz
Komentarze