[reklama2]
Za opis muzyki nagranej na płycie zatytułowanej „Magulon” niech wystarczą suche fakty; The Foorators koncertowali z takimi zespołami jak Vader (death metal), TSA (hard rock), Hunter (metal), Złe psy (blues rock), Farben Lehre (punk). Jeśli dodamy do tego pewne elementy stoner metalu oraz konkretne wpływy kapel pokroju Monster Magnet i The Cult, otrzymamy kwintesencję tych dźwięków. W takich kompozycjach jak „P.I.T.A.”, „On The Highway” czy „Talk With Your Bottom” doszukamy się zarówno współczesnych inspiracji w rodzaju stricte stonerowych grup Orange Goblin i Sheavy, jak również udziału naleciałości rodem z okresu współpracy AC/DC z Bonem Scottem (zwłaszcza w „MILF”) oraz dynamiki towarzyszącej dwóm pierwszym płytom Iron Maiden (na przykład we wspomnianym już „Talk With Your Bottom”), na których można było jeszcze usłyszeć zamiast wyłącznie „epickich”, także i bez mała „punkowe” zagrywki.
„Magulon” to przyjemne „old schoolowe” wymiatanie, za którym stoją „brudne” zagrywki instrumentalistów i „knajacko-rockowy” wokal. To idealne wręcz tło muzyczne dla miłośników ciężkich motocykli oraz stałej klienteli podejrzanych lokali dowolnego autoramentu. Zależnie od upodobań kompozycyjnych członków The Floorators możemy spożyć szklaneczkę schłodzonego browaru w otoczeniu znajomych i lubianych dźwięków raz to zagranych przez zespół w stylu „monster” („Goddamn Backseat Hunter”) lub innym razem w stylu „cult” („Escape Route Blues”). Natrafimy również i na rodzime wpływy, choćby w stricte metalowym „Super Tight Girl”, którego wykonaniu towarzyszą zagrywki w zgodzie z filozofią TSA, czy w luzackim „Sweet Hanna” zagranym tak, jakby w swoim założeniu miał być twórczą parodią, którejś z „odjechanych” kompozycji Acid Drinkers.
Trzeba też przyznać, ze chłopaki z The Floorators są zaprawdę godni przybranej przez siebie nazwy. Na „Magulon” skutecznie „deflorują” cnotliwe (znane) rejony rock’n’rolla, rocka, hard rocka, metalu i punka czerpiąc z tej czynności nieustanną przyjemność. Nie trzeba dodawać, że jest to przyjemność obustronna, bo cóż byłaby to za przyjemność gdyby „zabawiali się” wyłącznie sami muzycy? Na szczęście tak nie jest, na co jawnym dowodem jest umieszczony na płycie cover Jerry’ego Lee Lewisa „Great Balls Of Fire”, tu brzmiący jak utwór oryginalnie skomponowany przez samą grupę. Nie mogło być dla niej samej lepszej wizytówki. Z jednej strony, przywołując ekspresyjny śpiew Lewisa połączony ze sceniczną dynamiką i nowatorskim stylem grania na fortepianie wszystkimi częściami ciała, otrzymujemy smak „rock’n’rollowego” stylu The Flooators. Z drugiej zaś, biorąc pod uwagę niechlubną biografię tego artysty, który najpierw uwiódł a potem poślubił trzynastolatkę, stykamy się poniekąd z filozofią grupy. Gramy jak „rock’n’rollowe bestie”, ale z dala od muzycznych solariów i pseudo-rockowych klinik chirurgii plastycznej. Z dala od trzynastolatek a co się z tym wiąże, jak najdalej od zielonkawego i mdłego światła tabloidów.
The Florators, „Magulon”
Napisz komentarz
Komentarze