[reklama2]
Tymczasem ja doskonale pamiętam lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku i tamtą „stachuromanię”. „Stachuriady” opanowały niemal wszystkie większe i mniejsze ośrodki poetyckie w kraju, a słynne, „jeansowe” wydanie dzieł zebranych Edwarda Stachury od razu stało się białym krukiem i osiągało astronomiczne ceny, kiedy od czasu do czasu pojawiało się w antykwariatach.
Piosenki „Życie to nie teatr”, „Biała lokomotywa”, rozlegały się nie tylko we wszystkich akademikach, ale i przy ogniskach. Niejeden artysta teatralny lub estradowy zbił na nich wówczas spory kapitał. Wystarczy wspomnieć Stare Dobre Małżeństwo, Annę Chodakowską czy Jacka Różańskiego. Lecz to wszystko działo się w ubiegłym wieku.
W Wiek XXI Stachurę wprowadzają (wydobywając go przy tym z „piekła niebytu”) Bajzel i Budyń, tworząc projekt pod nazwą Babu Król, którego repertuar składa się z piosenek legendarnego „Steda”. Panowie, którzy na co dzień występują razem w zespole Pogodno, nagrali własne interpretacje poezji Stachury, których końcowym efektem jest album zatytułowany „Sted”. Przy tej okazji „…wydobyli jego wiersze spod tony powyciąganych swetrów i ckliwych harcerskich zaśpiewów. Nagrali płytę mocną, magiczną, motoryczną. Kilometry pożerane w trakcie lat grania bigbitu zaowocowały wyczuciem rytmu poety wędrującego i piosenkami, które pokazują Stachurę jako kogoś bliskiego naszym czasom. Czasom wędrówek migracji i poszukiwań”.
Tyle faktów, teraz mity. To, co zaprezentowali na scenie podczas ponad 1,5 godzinnego koncertu przechodziło ludzkie pojęcie (w tym także i moje, przyzwyczajone do określonej interpretacji scenicznej twórczości Stachury). Bajzel i Budyń to, jak się okazało rockowe „panczury”, to „panki” w skórach baranków. Epileptyczne pląsy Budynia i cała para (wokalna) w gwizdek, plus chórki i gitara Bajza „podbite” elektronicznym beatem, wprowadzają twórczość Stachury na poziom kosmiczny. Jeżeli „Sted” przewraca się w grobie, to nie dlatego, że jest wk……y, ale dlatego, że tańczy. Genialny w swojej koncepcji i aranżacji repertuar!
Chwała Artystom także i za to, że nie poszli na łatwiznę i nie „coverowali” najbardziej znanych pieśni autora „Siekierezady”, ale raczej te mniej oczywiste, takie jak m.in. „Nachylcie plecy wasze”, „Bójka w L.” i „Kompozycję”.
Od samego początku koncertu porwali około setkę publiczności czynnikiem „ee” – swoją artystyczną ekspiacją i ekspresją (Budyń w czasie wykonywania „Człowiek człowiekowi”, rzucił się do nóg dziewczyny, która siedziała w pierwszym rzędzie). Przy czym muzycy przez cały czas swobodnie konwersowali z publicznością i mimo wyraźnego zmęczenia, zgodzili się zagrać trzy bisy, na które złożyły się piosenki przez nią wybrane. Jednym z nich był niewątpliwy przebój tego setu, świetnie wykonana i zaaranżowana „Biała lokomotywa”. Nic dodać, no może poza tym, że chwała miastu Trzebiatów za Budynia! Zaś „Grabę” uścisnąłem mu zaraz po koncercie…
Napisz komentarz
Komentarze