Pamiętając o tym, że Wietnam, dopiero zaczął się odradzać po latach krwawych konfliktów, na każdym kroku, można natknąć się tutaj na różnej maści pomniki upamiętniające ostatni i zarazem najgłośniejszy na Świecie z nich - wojnę z lat 1955 - 1975.
Heroiczny obrońca swobód i ideałów (z lewej), pokojowo rozprawia się z diabłem i zwolennikiem tyranii (z prawej). Zaraz - czy ja nie pomyliłem stron? Nie no, tak mnie przecież uczyli. Piątka z WOSU!
Z bogatej oferty muzeów Sajgonu wybrałem właśnie to poświęcone Wojnie Wietnamskiej. Oprócz kilku "autentycznych" eksponatów, znajdują się tutaj głównie pobudzające wyobraźnię plakaty, tablice z informacjami i zdjęcia. Po wyjściu, po raz kolejny, musiałem pogodzić się z hipokryzją rzeczywistości, w której żyję, a właściwie to tych, którzy przez odpowiednie dozowanie informacji, tę rzeczywistość kształtują. Najgorsze jest to, że podobne do tych, które widziałem na niecenzurowanych zdjęciach, bestialskie akty, dzieją się do tej pory. I to z inicjatywy tych, którzy stoją na straży cnót i ideałów. Z powszechnym przyklaskiem lub obojętnością - bo daleko, bo nas to nie dotyczy.
Każda wojna jest zła; w każdej, mimo wszystkich ładnie brzmiących deklaracji, najbardziej cierpi ludność cywilna.
Wojna, jak każda inna, była zła. Przez dwadzieścia lat, gotowało się w całych Indochinach, poza Tajlandią. W Wietnamie, był to głównie konflikt wewnętrzny, pomiędzy komunistyczną północą, a zwolennikami demokracji z południa. Trudno jednoznacznie stwierdzić, kto zaczął czy kto miał rację ponieważ, jak wiadomo, historię piszą zwycięzcy. Problem w tym, co robiły tam armie wysłane przez znajdujący się na zupełnie innym pośladku tego świata, odległy kraj?
Gdzie Wietnam, gdzie Ameryka? W latach 1960-tych - 1970-tych jakoś więcej ludzi znało się na geografii niż obecnie.
Patrząc na zachowane eksponaty różnego rodzaju bomb ,ilość rozpylonych dioksyn, czy niewielkie klatki, w których w kucającej pozycji, pod pełnym słońcem trzymani byli więźniowie, nasuwa się odpowiedź, że testowali sobie broń, metody zabijania, tortur psychologicznych i cielesnych, oraz reakcje żołnierzy. Do czego innego, bowiem, mogła służyć bomba gwoździowa niż do ciężkiego ranienia osób znajdujących się w promieniu miejsca, w które spadła? Czy nie byłoby bardziej humanitarne, nawet biorąc pod uwagę straty w cywilach, zrzucić coś wypchane mocniejszym ładunkiem wybuchowym?
Skoro tak się trąbi o humanitarnym prowadzeniu wojen, co Wietnamie robiły dioksyny? Dlaczego gleba w Iraku jest skażona? Co robi uran w amunicji stosowanej do tej pory? Dlaczego nikt nigdy nie sprząta po sobie min przeciwpiechotnych?
Według oficjalnych informacji, była to walka ze złem. Wyznawcy kultu lalki Barbie, nie chcięli bowiem konkurencji w postaci Matrioszek oraz rozprzestrzenienia się komunistycznego diabła. Paradoksalnie, jednak, ich metody, zdecydowanie odbiegały od "dobrych", demokratycznych zasad czy tych przyjętych w ich, jakże to patosowo brzmiącej Konstytucji. Z koleji Deklaracja Praw Człowieka czy Konwencje Genewskie, które były tak bardzo popierane po II Wojnie Światowej przez ich poprzednie rządy, zostały, na forum publicznym, kolokwialnie mówiąc olane ciepłym moczem przez uważanych za dobrych wujków, Kennediego, Johnsona, czy Nixona i współpracujących z nimi "pomocników".
Hipokryzja czy dobry marketing?
Patrząc na zdjęcia białopośladkowych żołnierzy triumfalnie uśmiechających się do aparatu, trzymających na muszcę klęczących cywili, kolejny raz przypomniała mi się tak bardzo potępiana w Świecie zachodnim II Wojna Światowa. Już na początku "czasów pokoju", podpisywano patosowe deklaracje, obiecywano zawieszenie broni. "Od teraz wszystko będzie dobrze...", "Już nigdy więcej...", "Rozliczyć zbrodniarzy...", "To nie powinno w ogóle mieć miejsca...", "Uczymy się na błędach i już więcej tego nie powtórzymy..." - tego typu hasła nadal są powszechne w odniesieniu do II Wojny Światowej.
To, w ogóle nie powinno mieć miejsca? To dlaczego niespełna dwadzieścia lat później....?
W każdym podręczniku, w każdym programie telewizyjnym, w każdej gazecie, polityka III Rzeszy Niemieckiej jest mocno potępiana. Tylko dlaczego podobne zbrodnie Nowego Świata są z takim aktywnym przyklaskiem wspierane przez państwa europejskie, które to właśnie najbardziej w latach 1939-1945 ucierpiały? Ja rozumiem, że, jak mawiał Napoleon, historia to tylko bajka opowiedziana przez zwycięzców, ale dlaczego współczesne podejście do przekazywanych społeczeństwu informacji, tak potępia zbrodnie Adolfa Hitlera, jednocześnie popierając podobne akty popełniane przez państwa Zachodu?
Obozy koncentracyjne były złe, ale klatki z drutu kolczastego były bardzo dobrym pomysłem. Pokazane na zdjęciu klatki stosowane przez armie dobrego Wuja Sama, miały pomieścić kilku więżniów stłumionych obok siebie w pozycji kucającej. Z reguły, stały one pod pełnym słońcem na zewnątrz, a każdy ruch powodował głębsze lub płytsze otarcia.
Biorąc pod uwagę, że większość stron Paktu stworzonego w celu zminimalizowania konfliktów na Świecie, nie tylko dołącza się, ale i popiera robienie sobie poligonów z odległych i, w związku z tym, w niczym im nie zagrażających krajach, w obecnej propagandzie nie ma żadnej spójności. W każdym takim konflikcie, najbardziej cierpi właśnie niczemu niewinna ludność cywilna - nie ważne czy strzela się do nich z przodu, zza pleców, czy obok nich. Wojna to wojna i nikt nie chciałby jej doświadczyć na własnej skórze.
A jakie straty poniosła ludność cywilna USA podczas konfliktu w Wietnamie, czy całego Świata Zachodniego podczas działań np. w Kosowie, Iraku czy Afganistanie?
Dlaczego niektórzy są skłonni do bezmyślnych decyzji z takim szacunkiem słuchając ludzi, mówiąc w kolokwialny sposób, pozbawionych jaj? Jeśli jeden prezydent ma coś do drugiego, dobre wychowanie skłaniałoby do rozwiązania konfliktu w bardziej męski sposób. Zasłanianie się kolegami w postaci wojska swojego czy sojuszników to dowód na niedojrzałość emocjonalną, umysłową i otwarte przyznanie się do psychicznej i fizycznej słabości. W szkolnych bójkach, ci którzy wysługują się "plecami" są wprost wyśmiewani. W Świecie dorosłych, facet, który kupuje sobie dużego Mercedesa, podejrzewany jest o przedłużanie sobie EGO. Dawniej, zwierzchnicy armii nie brali tylko korespondencyjnego udziału w bitwach. Oni byli szkoleni w boju i sami potrafili obsłużyć miecz i stanąć w szranki nie tylko z jednym, ale kilkoma przeciwnikami. Obecnie, liderzy Zachodniego Świata, nie potrafią dobrać sobie sami nawet odpowiedniego koloru krawata. Ponieważ, osobiście, śmiem wątpić w kwalifikacje większości z nich w kwestii samodzielnego wiązania sznurówek, zastanawiam się jakim cudem mogą podpisywać ważne dla społeczeństwa decyzje. Dlaczego osoby, które nie potrafią w inny niż żałosny sposób rozwiązać konfliktów, szanuje się nie tylko z regulowanej prawnie konieczności, ale i powierza się im głosy w kolejnych, podobno demokratycznych wyborach. Dlaczego na irackie miasta, w których mieszkają również ci, którzy wolą oglądać kreskówki z satelity niż strzelać z AK-47, spadły bomby? Saddam Hussein, faktycznie, aniołkiem nie był, ale dlaczego, gdy został odnaleziony, Pan Jerzy Krzak nie przekazał mu osobiście przy równych szansach swoich uwag i cennych wskazówek na temat rządzenia krajem?
Łatwo zasłaniać się kolegami. Trudniej, wchodząc w konflikt, pokwapić się o osobistą wizytę u przedstawiciela drugiej strony i rozwiązać sprawy po męsku.
Moim zdaniem, albo powinna zostać zmieniona polityka, albo podejście do przekazywania informacji. Upraszczając, kiedy byłem w podstawówce, wojska NATO przyłączyły się do konfliktu w Kosowie. Na lekcjach historii prowadzonych zgodnie z programem zatwierdzonym przez bardzo dobrze wyedukowane Ministerstwo, powinienem się dowiedzieć się, że Adolf Hitler był dobrym człowiekiem. Gdy chodziłem do szkoły średniej, wojska Paktu zostały wprowadzone do Iraku. Media nie powinny wówczas trąbić o tym jak ważna jest walka o ideały, walka z terroryzmem i przeciw złemu diabłu, tylko wykopać książkę "Medaliony" i polecać ją jako dobrą komedię. Informowanie społeczeństwa, że zło jest złe, ale w naszym wykonaniu jest dobre, nie tylko nie tworzy logicznej spójności, ale jest ciosem poniżej pasa i braniem zwykłego, szarego obywatela za pospolitego idiotę.
Przepraszam za małą czytelność i mało specyficzny język tekstu. Przez to, że pewna osoba z mojego miasta, wytykając błędy czołowemu polskiemu politykowi, nadal ma spore problemy, jestem nieco wyczulony na interpretacje prawa w sprawie wolności słowa przez polskie organy ścigania. Pisząc wprost i nazywając osoby zajmujące stanowiska objęte immunitetem, nie tylko tego dużego zjednoczonego kraju na drugiej półkuli, ale i naszych - tych żywych i nieżywych - kryminalistami, można w naszym kraju się narazić na nieprzyjemności w postaci zarzutów "obrazy"....... ["auć.... nie tak mocno, Franek bo boli, ty feee i beee, nu nu"]
Napisz komentarz
Komentarze