Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 5 listopada 2024 09:20
Reklama
Reklama

Wietnam (Dong Hoi) - Dni w stylu Barei

Albo autostop w Wietnamie nie należy do najłatwiejszych, albo w ostatnim czasie miałem po prostu pecha. Po pierwsze, główna trasa (AH1), łącząca północ z południem kraju, czasem ma dwa pasy, czasem jeden, czasem w ogóle nie ma żadnych linii, a w niektórych miejscach, asfalt ustępuje miejsca glinie w kolorach od pastelowo-pomarańczowego do karmazynowego.

[reklama2]

 

Dlatego, należy się liczyć z tym, że mimo, że kierowcom wydaje się, że biorą udział w Grand Prix Indochina, średnia prędkość podróżna to ok. 20 - 40 km/h. Wyjeżdżając z Hai Phong, najpierw zgubiłem drogę i godzinę stałem pod, podobno, niewłaściwym znakiem, którego strzałka pokazywała jednak miasto, na które się kierowałem. W końcu, zatrzymał się młody chłopak na skuterku i zaoferował odstawienie mnie na prawidłowy szlak. Później, poszłoby już gładko. Co chwila zatrzymywał się jakiś busik. Ja nie miałem jednak ochoty na targowanie niebotycznych kwot za 20-30 kilometrów jazdy dalej.

 

Podobnie jak wiele rzeczy w Wietnamie, również główna trasa łącząca północ z południem kraju jest bardzo zróżnicowana.

 

Po kilkudziesięciu minutach i kilku rozstaniach z kierowcami busów, udało mi się zatrzymać ciężarówkę do Ninh Binh. Uśmiechnięty kierowca, niestety nie znał ani jednego słowa po angielsku. Za to poczęstował mnie kawałkiem kleistego ryżu zawiniętym w liść bambusa. W Ninh Binh, czekał mnie malutki spacerek. W strugach deszczu, który wydawał się padać pod ukosem, musiałem przejść na odpowiedni wylot z miasta, próbując zniechęcić mototaksówkarską mafię do zaczepiania mnie. W Wietnamie nie ma kłopotu ze złapaniem taksówki  - tutaj taksówkarz łapie klienta. Im przewaga kilogramowa i śmiałość kierowcy jest większa, tym bardziej skuteczne będą wyniki jego łowów (zdarzyło mi się już kilka razy być na siłę wciąganym do taryfy).

 

Biorąc pod uwagę styl jazdy wietnamskich kierowców, zatrzymanie ciężarówki to nie tylko lepsze widoki, ale i zwiększone bezpieczeństwo.

 

Później, od wioski do wioski, łapiąc pokracznie kolejne okazje, udało mi się dojechać do Thanh Hoa. Jak się okazało, przejechanie 60 kilometrów, zajęło mi kilka godzin. Zastanawiałem się, gdzie mogę tego dnia najdalej dojechać. Moje wątpliwości rozwiała Jenny - studentka dziennikarstwa na jednym z uniwersytetów w Hue. "Jedziemy do Dien Chau. Chcesz się zabrać z nami?" - zapytała wystawiając głowę zza okna busika. Jenny wraz z rodzicami i rodzeństwem była w trakcie rodzinnej pielgrzymki z południa na północ i znów na południe kraju, odwiedzając wszystkie gałęzie jej drzewa genealogicznego. Pokonanie 90 kilometrów zajęło nam blisko trzy godziny.

 

W Dien Chau, rozejrzałem się po ciemnej okolicy, w której przez brak jakiegokolwiek oświetlenia nie dojrzałem nic ciekawego. Nie widziałem sensu meldowania się do nawet najtańszego hoteliku na jedną tylko noc. Zamiast tego, szukałem dobrego miejsca na kemping. Pierwsza próba postawienia kroku w pole - plusk - niestety trafiłem na pole ryżowe. Zawsze lepszy plusk niż cyk. Po wygrzebaniu z plecaka latarki już się udało.

 

Znalazłem małą polankę niedaleko mini-plantacji bananów, na której grunt pozwolił mi bezproblemowo wbić śledzie i ustawić namiot. W Wietnamie, ceny zakwaterowania zaczynają się już od 3 dolarów. Planując jechać dalej następnego dnia, nie ma jednak żadnego sensu uciekać do hotelu - z wygodnego łóżka ciężej się rano podnieść niż z twardej, nierównej namiotowej podłogi.

 

Próba noclegu w pozornie mięciutkim polu może się czasem skończyć kałużą w butach.

 

 

 

[reklama2]

Następny poranek przypominał jakiś opad radioaktywny. Mżawka wyglądała jak mgła. Zima nie jest dobrą porą na odwiedzanie północnego Wietnamu. Jest zbyt wilgotno. Mimo wszystko, udało mi się dostrzec, że spędziłem noc w czyimś ogródku. Właściciel nie był mną zainteresowany tak jak ja jego bananami. Niestety, zielone owoce na drzewie okazały się jeszcze mało zdatne do spożycia.

 

Gdyby banany były trochę bardziej dojrzałe a obok był krzaczek kawy, byłaby to idealna agroturystyka ze śniadaniem.  

 

Po skromnym śniadaniu złożonym z bagietki i słodkiego, skondensowanego mleka, które udało mi się bez problemu wnieść do kawiarni, napisałem na kartcę "Vinh". Mimo, że Vinh znajdowało się tylko kilkanaście kilometrów od Dien Chau, dojechanie do tego mało ciekawego miasta zajęło mi ponad godzinę. Przez dwadzieścia kolejnych minut szedłem wzdłuż drogi by znaleźć się na rogatkach. Po kilkudziesięciu minutach stopowania z tabliczką z napisem Dong Hoi, do którego, mimo sporego dystansu, bardzo chciałem  się tego dnia dostać, zatrzymał się dalekobieżny autobus jadący z Hanoi do Ha Tinh. W środku, wesoły Pan Trang gestem pokazał, że nie chce ode mnie żadnych pieniędzy. Dzięki Panu Trangowi, mój dzień, ze zwykłego, szarego, zamienił się w kolorowy.

 

Autobus wysadził na stacji wszystkich pasażerów w pobliskim Ha Tinh. Mnie, jednak, kierowcy poprosili bym został w środku. Wielkim Neoplanem, wjechaliśmy w ciasne uliczki miasta by po chwili zatrzymać się pod..... salonem piękności. Jak na salon piękności przystało, w progu przywitała nas piękna właścicielka. Kiedy chciałem wyjść się przywitać, zauważyłem, że Pan Trang ma na sobie moje buty. Zwróciłem mu delikatnie na to uwagę, ale ten, roześmiany, pokazał na swoje białe adidasy. Faktycznie, moje czarne trampki zrobiły się kolorowe. Nie chciałem jednak innych butów - kilka minut na wietnamskich poboczach i, cokolwiek miałoby się na nogach zmieniłoby się w cichobiegi bagienne - w dosłownym tego słowa znaczeniu.

 

Salon piękności okazał się być przedsiębiorstwem wielobranżowym. Za dwupiętrowym budynkiem z fioletowym tynkiem i skośnym dachem znajdował się parking na autokarową flotę. Oprócz tego, przed domem stały 4 czarne, świeżo wysmalcowane, pachnące nowością Toyoty Camry, które nie wiem do czego służyły. W środku, oprócz full-servisu całego ciała można było również wymienić sobie walutę i kupić biżuterię.

 

Razem z Panem Trangiem, zostaliśmy poczęstowani herbatą i duńskimi ciasteczkami. Pan Trang co chwila dzwonił po znajomych, którzy przychodzili, witali się by po chwili zniknąć. Jednym z nich był policjant z wydziału imigracyjnego. Po sprawdzeniu paszportu, odbyło się delikatne przesłuchanie przy filiżance kawy. Pan mundurowy nie mógł wyjść z podziwu, że białopośladkowiec z kraju zachodniego deklaruje się jako komunista i otwarcie przyrównuje ustrojstwo demokratyczne do samochodu z dwoma czy więcej kierownicami.

 

Tak się zagadaliśmy, że nie zauważyłem, że słońce już zaszło. "Fajnie", pomyślałem. "Przez cały dzień zrobiłem 40 kilometrów". Z drugiej strony, groteskowy wieczór, dopiero się rozpoczynał, więc z ciekawością, czekałem na rozwój wydarzeń. Do pokoju wchodziło coraz więcej osób. Po chwili, z zaplecza wyszły kasjerki z talerzami, miskami z jedzeniem i sztućcami. Rozłożyły wszystko na macie na podłodzę i kiedy dołączył do nas starszy funkcjonariusz, mówiący idealnie po angielsku, przystąpiliśmy do konsumpcji ostrej, ale za to bogatej w kilka rodzajów mięsa, warzyw i sosów kolacji. Pan policjant wytłumaczył mi, że jeśli trochę poczekam, pojadę do Dong Hoi razem z Panem Trangiem, który, podobnie jak poznana przeze mnie dzień wcześniej Jenny był w trakcie rodzinnej pielgrzymki - w drodzę do Ho Chi Minh. Trudno było mi wierzyć w zapewnienia, zważywszy, że wszyscy panowie pili coś co nazwali winem, a co w rzeczywistości było mętną perłową cieczą o bardzo odpychającym, spirytusowym zapachu.

 

Podczas przystanku w Ha Tinh, zjedliśmy z Panem Trangiem i jego znajomymi obfitą kolację.

 

 

 

[reklama2]

 

Po kolacji, nieco kołyszący się inspektor zaprosił mnie do samochodu. "Jedziemy do mojego biura". Nie mając nic do ukrycia, ani nic innego w planach na wieczór, nie oponowałem. Gustownie urządzony gabinet Pana Quanga z łóżkiem na wypadek nocnych dyżurów przypominał trochę kapliczkę.

 

Wiedziałem, że w Wietnamie panuje kult pierwszego prezydenta zjednoczonego kraju, Ho Chi Minha, ale tylu Ho Chi Minów na tak małej powierzchni jeszcze w życiu nie widziałem.

 

Jeden był na biurku, drugi na szafie, trzeci w biblioteczce, czwarty na niej. Nie wiem, ile Prezydentów było w szafie i w szufladach. Porozmawialiśmy przez chwilę na temat zasług dygnitarza, jego miasta rodzinnego, jego drogi do sukcesu, itp. W biurze pana Quanga, patrząc na flaszkę z białą cieczą stojącą pod stołem przeszła mi przez głowę dziwna myśl, że Wietnam, z firmami krzakami, zupełnie niezrozumiałym ustrojem przypominającym kapitalizm, jednak z obrazem Marksa i Lenina w tle, konspirowaną prostytucją i narkotykami przypomina trochę Polskę znaną z filmów Stanisława Barei.

 

Biuro Pana inspektora było jednocześnie miejscem kultu pierwszego lidera zjednoczonego Wietnamu.

 

Nieco po godzinie 23, pan Quang, poczuł się zmęczony. Poszliśmy do jego służbowego auta i zostałem odwieziony spowrotem do zamkniętego już salonu odnowy biologicznej, vel. przedsiębiorstwa wielobranżowego. Po kilku minutach stania na krawężniku, z piskiem opon zatrzymała się jedna z wypolerowanych Camry, za której kierownicą siedział jeden z biesiadników z wielkim złotym łańcuchem na szyji. "Chcesz jechać do Dong Hoi?" - zapytał sprawiającym wrażenie w miarę trzeźwego głosem. "No chcę" - odpowiedziałem zastanawiając się, czy z tyłu są jakieś poduszki powietrzne. "To wsiadaj". Pojechaliśmy na rogatki miasta. Kierowca dał Panu Trangowi plik banknotów, wsiadł spowrotem do samochodu i odjechał. Pan Trang wytłumaczył, że czekamy na autobus.

 

Po chwili zatrzymaliśmy jeden z busików. Niestety, po kilkunastu minutach jazdy mojemu towarzyszowi podróży coś się nie spodobało. "Stop!", "Stop!", krzyczał coraz głośniej. Kierowca zatrzymał się i otworzył drzwi. Próbowałem uspokoić Pana Tranga by nie wysiadał po środku niczego. Nie udało mi się nic zdziałać. Zostaliśmy wypchnięci z busika i znaleźliśmy się w po środku egipskich ciemności w trzydomkowej wioscę. Wietnamczycy mają skłonność do wyłączania kraju na noc. W miastach, tylko w ścisłych centrach ulice są oświetlone. Poza nimi, życie toczy się od piania kogutów do sowiego koncertu. Chwilę później, dołączył do nas ubrany w pidżamę właściciel jednego z domków. Przez chwilę zastanawiałem się jakie miałbym szanse ucieczki i ewentualnego konfliktu. "Pomyślmy - środek nocy. Kompletnie pijany facet w średnim wieku, facet w pidżamie i trzeźwy chłopak z 10-kilowym plecakiem i torbą - kto ma większe sza..... nie no, przecież to jest groteska" - doszedłem do wniosku, że groził mi jedynie niekontrolowany wybuch śmiechu. Pan Trang co chwila do kogoś dzwonił z jednego z trzech telefonów, które miał przy sobie. Pan w pidżamie zaprosił nas do swojego nowowybudowanego i pachnącego świeżością domku na herbatę. Po kilku filiżankach czaju, zobaczyliśmy niebieskie światła. Wyszliśmy przywitać się z młodym funkcjonariuszem, który zaprosił nas do policyjnego pickupa, następnie ruszył przed siebie by po kilkudziesięciu kilometrach przekazać nas kolejnemu patrolowi. Kierowca kolejnego radiowozu zatrzymał się na następnym punkcie kontrolnym - również w jakimś ciemnym miejscu. Kiedy tylko przejeżdżał dalekobieżny autobus do Ho Chi Minh City, policjant dał znak kierowcy by wziął dwóch pasażerów na gapę. Mnie jednak nie w smak było jechać aż do Saigonu. Zależało mi na zobaczeniu ostatniego miasta zwycięskiej w Wojnie Wietnamskiej północy.

 

Zależało mi by zobaczyć najdalej wysunięte na południe, ostatnie miasto zwycięskiej północy - Dong Hoi.

 

W Dong Hoi byłem o trzeciej rano. Miasto, choć bez żywej duszy na ulicach, wydało mi się bardzo zadbane. Znalazłem tani hotelik, w którym za 3 noce wynegocjowałem łączną cenę 12 dolarów. Moim fortelem negocjacyjnym był brak znajomości wietnamskiego i fakt, że jedna noc miała się już ku końcowi.

 

Dong Hoi, mimo, że powoli przekształcane jest w miejscowość wypoczynkową, nie zdążyło jeszcze stracić swojego naturalnego uroku, który najłatwiej dostrzec w okolicach targu. Reszta miasta, podczas dnia, śpi. 

 

Następnego dnia, zwiedzałem spokojne, poprzecinane romantycznymi kanałami Dong Hoi i jego najbliższe okolice. Mimo, że znajduje się ono w okolicy pięknych i zadbanych plaż, których brzegi zdobią drzewa kokosowe, pól ryżowych, podziemnego miasta pamiętającego  konflikt z lat 70-tych poprzedniego stulecia i kompleksu jaskiń, turyści, znają je jedynie zza okien autokaru z Hanoi do Ho Chi Minh. Może dzięki temu, mimo, że Dong Hoi jest średniej wielkości miastem, ma ono swój urok. Oczywiście, podobnie jak w Hai Phong, nie brakuje miejsc, które nie są tym co reklamują, ale na ulicy nie ma nikogo kto widząc białe lico, molestowałby przybysza z dalekich stron.

 

 

 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Polecane
Trzy nowe stanowiska dyrektorskie w szpitalu, a pacjenci... nie powinni chorowaćPodsumowanie XXVII Kwesty pn. „Ratujmy groby zasłużonych Tomaszowian”Przemysłowcy oskarżeni o niesłychane przestępstwoSkonsultuj komunikację miejskąSpotkanie z prof. Jerzym Bralczykiem w MBPUtrudnienia w ruchu 11 listopadaNisze w kolumbarium dostępne do rezerwacjiŁódzkie/ W okresie Wszystkich Świętych 14 wypadków; nie było ofiar śmiertelnychPolicja: od czwartku doszło do 161 wypadków drogowych; zginęło 11 osóbListopadowe atrakcje w Tomaszowie MazowieckimJak wybrać odpowiednie łóżko do sypialni? Oto podpowiedźW gabinetach stomatologicznych jest coraz drożej
Reklama
Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich Powiatowe Centrum Animacji Społecznej po raz kolejny organizuje Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich.  Będzie to już 8. edycja tego wydarzenia. Turniej skierowany jest do kół gospodyń z terenu województwa łódzkiego. Zmierzą się one w 6 konkurencjach: edukacyjnej, kulinarnej, artystycznej, sprawnościowej, modowej i teście wiedzy dotyczącym bezpieczeństwa na wsi.Tematem tegorocznej edycji jest PRL. Przedmiotem współzawodnictwa kulinarnego będzie deser. Scenka w konkurencji artystycznej będzie nawiązywała do Wszechobecnych w tamtych czasach kolejek, natomiast w edukacyjnej należy przygotować prezentację o latach 80-tych, ukrytych we wspomnieniach. Konkurencja sprawnościowa do końca pozostaje tajemnicą, natomiast pytania z wiedzy o bezpieczeństwie na wsi przygotuje KRUS. Bardzo widowiskowo natomiast zapowiada się konkurencja modowa, do której uczestnicy mają przygotować strój inspirowany modą z okresu PRL. Będą one prezentowane na wybiegu.Ponadto zapraszamy do obejrzenia wystawy, nawiązującej do PRL-u. Będzie można zobaczyć stare sprzęty elektroniczne, odzież, artykuły gospodarstwa domowego, prasę i inne eksponaty, związane z tym okresem. Nad całością imprezy czuwać będzie jury złożone z ekspertów z danych dziedzin.Na zwycięzców poszczególnych konkurencji, a także Grand Prix turnieju, czekają wspaniałe nagrody.Gwiazdą wieczoru będzie Paweł Stasiak w repertuarze Papa Dance, a na zakończenie odbędzie się zabawa taneczna z MR. SEBII. Turniej odbędzie się 9 listopada o godz. 15.00 w PCAS-ie przy ul. Farbiarskiej 20/24.Data rozpoczęcia wydarzenia: 09.11.2024
XIX Tomaszowski Bieg Niepodległości XIX Tomaszowski Bieg Niepodległości Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza dzieci, młodzież i dorosłych do udziału w 19. edycji Tomaszowskiego Biegu Niepodległości, który odbędzie się 11 listopada. Mieszkańcy naszego miasta i powiatu będą mogli w ten niestandardowy sposób uczcić rocznicę odzyskania przez Polskę suwerenności. Start uczestników biegu planowany jest na godz. 13 z pl. T. Kościuszki, po zakończeniu oficjalnych uroczystości patriotyczno-religijnych z okazji 106. rocznicy odzyskania przez nasz kraj niepodległości. Wydarzenie przeznaczone jest zarówno dla grup zorganizowanych (ze szkół podstawowych i ponadpodstawowych, stowarzyszeń, organizacji, firm itd.), jak również dla uczestników indywidualnych. Osoby, które nie ukończyły 13 lat, mogą uczestniczyć w biegu wyłącznie pod opieką osoby pełnoletniej. Niepełnoletni mogą zostać zgłoszeni do biegu przez rodzica lub opiekuna prawnego.ZgłoszeniaBieg ma charakter rekreacyjny, do pokonania będzie trasa o długości ok. 1500 m. Zbiórka i weryfikacja zgłoszonych biegaczy odbędzie się w godz. 12-12.45 (domki na płycie pl. Kościuszki). Zgłoszenia na formularzach, których wzór znajduje się pod tekstem w załącznikach (tam też dostępny jest szczegółowy regulamin XIX Tomaszowskiego Biegu Niepodległości), w przypadku grup zorganizowanych przyjmowane będą do 6 listopada br. Uczestnicy indywidualni mogą zgłaszać się również w dniu biegu. Wypełniony formularz wraz z dołączonym do niego oświadczeniem należy dostarczyć do Biura Biegu mieszczącego się w Miejskim Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18. Rejestracji można także dokonać poprzez wypełnienie formularza zgłoszeniowego online, dostępnego pod linkiem: https://cutt.ly/TeDo09HZAby podkreślić uroczysty i patriotyczny charakter biegu, organizatorzy proszą uczestników o założenie białych lub czerwonych koszulek, czapek lub innych elementów wierzchniej garderoby w tych barwach. W związku z organizacją XIX Tomaszowskiego Biegu Niepodległości oraz koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa jego uczestnikom 11 listopada między godz. 12.45 a 14 wystąpią utrudnienia w ruchu kołowym w obrębie pl. T. Kościuszki oraz w al. Piłsudskiego na odcinku od pl. Kościuszki do ul. Legionów (w obu kierunkach). Prosimy kierowców o wyrozumiałość i przyłączenie się do wspólnych obchodów Narodowego Święta Niepodległości.  Data rozpoczęcia wydarzenia: 11.11.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
bezchmurnie

Temperatura: 3°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1032 hPa
Wiatr: 11 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama