Przyznam, że nie jestem zwolennikiem tej, prowadzonej od 20 lat akcji. Powodem nie jest jednak to ile Jerzy Owsiak i jego rodzina zarabiają na stworzonej przez siebie Fundacji. Takie jego „zbójeckie” prawo, by na wymyślonym przez siebie produkcie zarabiał i guzik komuś do tego. Jednak ten właśnie produkt wydaje się być największym problemem.
Wielu obrońców WOŚP podkreśla edukacyjny charakter akcji prowadzonych przez Jerzego Owsiaka. Niestety argument ten wydaje się być co najmniej wątpliwy. Przede wszystkim dlatego, że nauka to jednak pewien proces a nie jednorazowy impuls. Przypomina to raczej coroczne obietnice składane przez niektóre dzieci rodzicom, że w tym roku, to już na pewno będą uczyć się systematycznie a nie tylko przed klasówkami. Niestety szybko okazuje się, że zapału starcza (w najlepszym razie) jedynie na pierwszy miesiąc. Później wszystko wraca do normy.
Wątpliwe edukacyjnie są również cele, na jakie zbierane są pieniądze. Idę o zakład, że dzisiaj 99% kwestujących dzieciaków nie wie jaki był cel zbiórki ani do czego służą pompy insulinowe. Jestem gotowy zaryzykować stwierdzenie, że 99,9% osób nie wie na jaki dokładnie cel wrzuca pieniądze do puszki wolontariusza. Zapytani odpowiadają najczęściej, że pieniądze dają na WOŚP a nie na konkretny cel. Przypomina to „wypisz wymaluj” świadomość wyborczą Polaków. - Na kogo głosowałeś? - zadajemy pytanie. - Na PiS - pada odpowiedź ale przecież nie o to pytaliśmy.
Osobiście lubię wiedzieć, na co wydawane są zarobione przeze mnie pieniądze. Dlatego przeganiam wszystkich domokrążców próbujących wcisnąć mi jakieś pocztówki i inne gadżety sygnowane logiem fundacji X z siedzibą w mieście Y. Chętnie natomiast wspieram Kasie lub Michałka, którzy potrzebują drogich lekarstw albo kosztownego i specjalistycznego leczenia. To osoby żywe i bardzo konkretne. W dodatku mieszkające tuż obok. Na pewno w żaden sposób nie anonimowe.
W tym miejscu możemy wrócić do edukacji i budowania w młodzieży poczucia wrażliwości, to czy nie dużo skuteczniejsze są tutaj lokalne i skoordynowany działania wolontariuszy skupionych przy rodzimych Centrach Wolontariatu. Nic tak nie buduje przecież wrażliwości, jak kontakt z drugim człowiekiem. Wydaje się to tym bardziej ważne w czasach kiedy nasze wzajemne kontakty często odczłowieczamy za pomocą Internetu. Niesiona pomoc powinna mieć charakter podmiotowy a nie przedmiotowy. Przy okazji pomoc w hospicjach, szpitalach czy domach dziecka może okazać się nieoceniona. To jest model sprawdzony i naprawdę działa.
System WOŚP działa dokładnie odwrotnie. Stanowi „pospolite ruszenie” i niestety jego edukacyjny walor jest żaden. Może więc lepiej wspierać rodzime inicjatywy i tworzyć nowe. Więcej jest bowiem pożytku z działania tomaszowskiego SIM PCK niż 90 tysięcy zebranych dla… no właśnie właściwym byłoby powiedzieć na.
Najbardziej jednak bawią mnie stwierdzenia różnych znanych osobistości w stylu, „tego dnia czujemy się lepsi”. Niby śmieszne ale i tragiczne zarazem. Niby dlaczego nie mielibyśmy czuć się lepsi codziennie. U poważnych osób tego typu wypowiedzi należało by potraktować jako przejaw histerii i próbę uspokojenia własnego sumienia. „Dam 10 złotych na fundację Owsiaka i już jestem dobry”. Czy to nie jest infantylne?
Warto też przez chwilę zastanowić się nad przedmiotowością omawianej kwesty. Zakupiony przez Fundację sprzęt trafia do polskich szpitali. Jak zestawimy kwoty zbierane w poszczególnych miastach okazuje się, że sprzętu do powiatowych szpitali trafia jednak mniej niż by to wynikało z wielkości dostarczonych fundacji funduszy. Następuje więc alokacja pieniędzy i trafiają one gdzie indziej niż zostały zebrane. Może więc czas pomyśleć o innych rozwiązaniach. Co stoi na przeszkodzie, by stworzyć np. w Tomaszowie Mazowieckim Fundację zajmującą się wspieraniem szpitala. Zbierającą fundusze na zakup niezbędnego sprzętu, czy na remont pomieszczeń lub pokrycie kosztów sprowadzenia wybitnych specjalistów różnych dziedzin na konsultacje z pacjentami, których na nie po prostu nie stać.
Szefem takiej organizacji mógłby być niejako „z urzędu” aktualny przewodniczący Rady Nadzorczej, który wreszcie miałby okazję się wykazać, zabiegając o darczyńców, sponsorów i organizując aukcje, koncerty i imprezy charytatywne. Mógłby przy okazji pochwalić się tym, że nie bierze pieniędzy wyłącznie za siedzenie na dobrze płatnym stołku ale za konkretne i efektywne działania. Być może przy okazji skończyły się polityczne synekury, bo jak wiadomo politycy mniej chętnie pracują niż inkasują wynagrodzenie.
Wspomniałem już, że nic mi do tego ile na akcji zarabia Jerzy Owsiak i jego rodzina. Taką argumentację przytaczają przeciwnicy „polityczni” Orkiestry. Pytam jedynie dlaczego mają dokładać do niej Samorządy i Państwo Polskie, które rzekomo akcją jest wspierane.
Napisz komentarz
Komentarze