Wszystko za sprawą Ady, która jest dyrektorem internatu przy jednej z hongkońskich szkół średnich. Pierwsze dni w państwie-mieście, spędziłem w jej mieszkaniu. Później, usłyszałem "Chciałbyś trochę popracować z dzieciakami?". Pracować na stałe mi się nie widziało - na pewno nie w tym miejscu, które do bólu przypominało mi mieszankę Wielkiej Brytanii, Belgii i Singapuru. Z chęcią jednak przyjąłem propozycję by zobaczyć jak wygląda szkoła w Hong Kongu i przypomnieć sobie trochę jak to jest pracować :-). Na kolejne dni, dla wygody, by nie musieć dojeżdżać, przeniosłem się do internatu. Tutaj, doznałem szoku - spodziewałem się malutkiego pokoiku jak w hongkońskich mieszkaniach w "kontenerowcach". Zastałem wielki pokój z dwoma łóżkami, kilkoma szafami i regałami, kanapą i dwoma biurkami. I chociaż musiałem go dzielić z dwiema osobami, przestrzeni nam nie brakowało.
Ze wspollokatorami z internatowego pokoju na kanapie, ktora byla tak wygodna, ze gdy na niej usiadlem, przez godzine z niej nie wstalem :-).
Drugi szok to jedzenie - cztery posiłki dziennie - i to wcale nie kiepskiej jakości. Młodzież musi przecież mieć zróżnicowaną dietę. Właściwie to niczego mi nie brakowało. Zostałem nawet zapytany:
- Masz jakieś specjalne potrzeby żywnościowe? (chodziło np. o wegetarianizm, dania koszerne, alrgie, itp...).
- Nie - wszystko co dobre mi smakuje i nie jestem na nic uczulony
- Na pewno niczego nie potrzebujesz?
- Hmmmm..... czekolady :-).
- OK. Załatwimy Ci słodycze. Poczekaj chwilkę.
Co do samych zajęć, przygotowałem serię prezentacji wieczornych, a przez pozostały czas, prowadziłem mini-klubik dyskusyjny w moim pokoju, którego drzwi, do czasu ciszy nocnej, pozostawały przez cały dzień otwarte. Uczniowie mogli wejść kiedy chcięli; czasem zostawali na dłużej, czasem tylko przelotnie zagadali i za chwilę wyszli, czasem przychodzili po prostu posiedzieć.
Fajnie jest przypomniec sobie jak to jest pracowac. Szczegolnie, ze z natury jestem pracoholikiem.
Internat okazał się być nie tylko "hotelem" dla zmęczonych szkołą uczniów. Odniosłem wrażenie, że tutaj właśnie, po lekcjach, odbywa się prawdziwa nauka. Sami odpowiedzialni są za porządek i czyste mankiety i kołnierzyki - oczywiście pod okiem opiekunów. Ada stara się jak może by zorganizować młodzieży czas. Językiem obowiązującym w internacie jest język angielski. Co wieczór zapraszani są goście by udzielili półgodzinnego wykładu przed kolacją. Dodatkowo, do wyboru jest bogata oferta zajęć pozalekcyjnych, w których uczestniczyć może każdy. Prowadzący je nauczyciele, zapraszani są z zewnątrz jako praca na część etatu. Uczniowie, mają też do dyspozycji boiska sportowe, basen, ogród, o który sami dbają, dobrze wyposażoną bibliotekę, pralnie, salki multimedialne, salę gier i wifi na każdym piętrze. Tutaj właśnie, ściągając jeden plik, pokazało mi transfer 20 Mbit/s. Z odrobinką wyobraźni, można zorganizować każdego rodzaju zajęcia pozalekcyjne. Grafik młodzieży, wypełniony jest, od rana do wieczora.
Do dyspozycji jest dobrej klasy sprzet multimedialny, wiec przy odrobinie wyobrazni, mozna zorganizowac co sie tylko chce.
Niestety, moja wiza chińska ma termin ważności. Nie mogę wjechać sobie spowrotem kiedy chcę, więc zdecydowałem się, po tygodniu opuścić Hong Kong i wrócić do Shenzen. Stamtąd przejadę troszkę dalej. Na pewno nie zostanę w ogromnej aglomeracji delty Rzeki Perłowej.
Jak na te czesc Azji przystalo, wieczory, spedzalismy na cykaniu sweet fotek w azjatyckim stylu.
Napisz komentarz
Komentarze