Na skrzyżowaniu z ulicą Szeroką, kierowca postanowił ustawić się do skrętu w lewo. Robił to w taki sposób, że już byłem pewien, że z całą pewnością trzeźwy nie jest. Postanowiłem, zatelefonować na ogólnie znany numer alarmowy. Dyżurny KPP poprosił bym pojechał za Peugeotem. Kierowca skręcił w Szeroką a następnie w Kwiatową. Teraz jechał już między krawężnikami.
Kolejny zakręt i samochód wjechał w uliczkę Wróblewskiego. To, że nie rozbił żadnego z zaparkowanych gęsto samochodów uznać należy za cud. Dwukrotna próba podejścia do zaparkowania, panu w wieku 50+ nie do końca się udała. Samochód tarasuje przejazd. W końcu udało się jakoś zaparkować. Nieco krzywo, ale uliczka jest wreszcie odblokowana.
Niełatwo z samochodu było wysiąść. Po dłuższej chwili się jednak udało. Zamknięcie kluczykami auta zajęło kilkadziesiąt sekund. Wysiadłem także ze swojego. Mężczyzna mocno chwiał się na nogach. Podszedł do mnie, próbując wręczyć kluczyki. - Czy pan jest chory, źle się czuje? - pytam a facet bełkotliwym głosem coś bez ładu i składu odpowiada.
„Rozmowa” trwa do przyjazdu radiowozu. Kierowca stwierdza, że wypił piwo. Policjanci wyjmują alkomat i okazuje się, że ma w organizmie 2,5 promila alkoholu. - Chyba nieco więcej jednak niż jedno piwo pan wypił - mówią.
Pomyślałem sobie wtedy, że starszy facet a taki z niego osioł. Narzekamy często na młodzież, a tu człowiek, który teoretycznie powinien zachowywać się w sposób dojrzały i odpowiedzialny jest potencjalnym „zabójcą” wsiadając nawalony jak przysłowiowy messerschmitt do samochodu. Przyszło mi też do głowy, że skoro wracał do domu samochodem, to jednak z kimś alkohol pił, ktoś w tak samo nieodpowiedzialny sposób pozwolił mu usiąść za kierownicą i nim pojechać.
Napisz komentarz
Komentarze