Po drodzę, zboczyłem nieco ze szlaku i pojechałem do Kandovan, Irańskiej Kapadocji. Nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia jak Nibylandia w Turcji. Plan zakładał spędzenie tam nocy pod namiotem. Niestety, po kilku godzinach, niebo pokryły burzowe chmury, zrobiło się zimno i zaczęło potwornie lać. Nie wiedziałem, że w środku lata, w Iranie przyjdzie mi zakładać 2 koszulki, bluzę, kurtkę i nadal będzie mi zimno.
Khandovan - Iranska Kapadocja
Na szczęście, jeszcze przed burzą, jedna dziewczyna dosłownie mnie porwała, wzięła do swojej rodziny na herbatę, kawę, daktyle i ogromne ilości słodyczy ;-). Zaraz po nadejściu burzy, zabrali mnie ze sobą do Tabriz, które leży ok. 1.000 metrów niżej niż Kandovan i temperatura jest bardziej znośna (choć i tak nie jest to to samo co w Iraku). Za tydzień już powinienem uciekać bardziej na południe. Chcę spowrotem lato! Ale po drodzę jest jeszcze sporo do zobaczenia :-P.
Napisz komentarz
Komentarze