Ale walka o swoje, o to co mi się w ramach prawa i obowiązującego systemu należy, w moim przypadku jest postawą roszczeniową – gdybym była matką zdrowego dziecka, byłabym tylko matką troskliwą, dobrze o nie dbającą. Teraz na przykład moim roszczeniem jest, aby moje dziecko chodziło do szkoły. Fanaberia zaiste. Powiedzmy, że ja swojego, chyba dopięłam.
Dopięłam – właśnie, dosłownie: musiałam się spiąć, powalczyć i dopiąć swego, podczas gdy szkoła powinna po prostu być.
Patrzę jednak do przodu i wiem, że następnym matkom niepełnosprawnych dzieci w moim mieście i powiecie będzie trudniej niż mnie. I nawet o tym nie wiedzą. Bo jeszcze nie wiedzą, że nimi są. Gdy deficyty ich dzieci wyjdą na jaw, gdy pogodzą się z nimi i stwierdzą, że dziecko wymaga specjalnej ścieżki edukacyjnej, tej ścieżki już nie będzie.
Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy, do którego chodzi mój syn właśnie powoli, bez rozgłosu i cichutko, decyzjami podejmowanymi znienacka jest po kawałku likwidowany.
Zapadła decyzja o przeniesieniu podstawówki i gimnazjum z oddzielnego przystosowanego i doskonale wyposażonego budynku do drugiego. Upycha się drobiazg razem z zawodówką. Od września – ciasnota i brak perspektyw rozwoju. Niewątpliwe pogorszenie warunków, przedstawiane jako konieczność.
Mało dzieci, mało chętnych, szkoda miejsca. Oto oficjalna przyczyna. Jakby kiedykolwiek do szkoły specjalnej byli chętni…
Gdy dziecko ma problemy, powinno dostać orzeczenie o potrzebie wczesnego wspomagania/kształcenia specjalnego. I trafić do odpowiedniego przedszkola. W Ośrodku nie ma przedszkola – nie wydano na to zgody, o co zabiegali nauczyciele, bo przecież nie ma chętnych.
Nie ma chętnych, bo nie ma przedszkola. Żaden rozsądny rodzic nie pobierze orzeczenia o specjalnych potrzebach dziecka i nigdzie go nie pokaże – w dobie deficytu miejsc przedszkolnych jego pociecha będzie pierwsza do odstrzału, pod jakże szlachetnym pretekstem: nie jesteśmy właściwą placówką, nie możemy pomóc.
Pierwszy etap edukacji mają zatem lokalne władze z głowy. I dobry start do braku chętnych do drugiego etapu: nie wyprodukowali wszak żadnego specjalnego sześciolatka!
Żaden rodzic nie da dziecka do szkoły specjalnej, bo każdemu zależy na stabilizacji – w naszym mieście słyszy się od kilku lat plotki o zamknięciu szkoły. Najczęściej słyszy się je, niestety od osób kompetentnych, które doradzają: „Proszę jednak spróbować w masowej, na pewno sobie poradzi, szkoda go do specjalnej”. Dziecko zostaje w szkole masowej – specjalna, to jednak wstyd, nie? No i poradzili. Poradzili, bo chętni im niepotrzebni. Szkoda, że przy okazji nie poradzili, aby domagać się klasy integracyjnej i nauczyciela wspomagającego. Tym sposobem o mało nie otwarto pierwszej klasy: z braku chętnych.
Kiedy po kilku latach rodzic się zorientuje, że jednak dziecko sobie rady w masowej szkole nie daje, na ogół przenosi je do specjalnej. I nigdy, przenigdy nie spotkałam rodzica żałującego tej decyzji. Za to każdy żałował, że taką decyzję podjął tak późno.
Dzieciak w specjalnych warunkach odgina się jak zdeptana trawa. Miło się na to patrzy. Ale w moim mieście nikt się już nie odegnie – bo nie będzie już specjalnych warunków. Zostaną klasowe ofiary, wyśmiewane, popychane z kąta w kąt głupole. Odejdą na nauczanie indywidualne. Mało kto ma tyle hartu ducha, aby tak trwać. I nie wszyscy mają w domu wsparcie – w końcu do szkoły specjalnej bardzo często trafiają dzieci specjalnych rodziców.
Nauki zawodu też już raczej nikt się nie podejmie. Bo nie będzie już ani warsztatów, ani nauczycieli – odpowiednie zachęcanie przyniosło efekty.
Z czterech specjalności zawodowych od września uruchomią jedną. Chcesz mieć inny zawód? Przecież są ośrodki odległe o 30 kilometrów. Można dojeżdżać. Nie ma co przesadzać z tą niepełnosprawnością. Tam przyjmą chętnie. Przyjmą, bo władze innych powiatów myślą dokładnie odwrotnie niż władze mojego powiatu.
Ośrodki są drogie w utrzymaniu, zatem walczą o przysługujące z budżetu pieniądze, subwencje oświatowe, które idą za każdym niepełnosprawnym uczniem. Każdy jest dla nich na wagę złota. Inni robią wszystko, aby zwiększyć stopień wykorzystania posiadanej bazy, otwierają nowe kierunki kształcenia zawodowego, wczesne wspomaganie, licea na podbudowie szkoły zawodowej, ściągają chętnych do internatu.
Nasza władza ściąga, owszem, ale ze ścian plakaty reklamujące Ośrodek, wieszane przez nauczycieli. Akcja promocyjna odbyła się wszak bez jej zgody – chętnych ma nie być.
Wiele się mówi o integracji osób niepełnosprawnych. W tym kontekście całe to moje tu narzekanie jest bzdurnym jękiem. To przecież piękna idea. Precz z gettami dla niepełnosprawnych, niech się integrują. Niestety, pojęcie integracji jest tak interpretowane, że to specjalny ma doskoczyć do normalnych. No przecież ma równe prawa, kto mu zabrania? O tym, że normalni powinni pochylić się nad specjalnym – milczymy.
Specjalne dziecko i rodzice mają prawo do nauczania w integracji, ale nie mają takiego obowiązku, a czasami nie są w stanie mu sprostać. Może jednak byliby chętni do szkoły specjalnej?
Za chwilę wakacje. Milczy pan dyrektor, najwyraźniej wynajęty po to, aby Ośrodek wygasić. Kadra nie milczy, ale jest zmęczona rocznymi podchodami, przeciąganiem decyzji, udawaniem, że przecież chcemy dobrze i jest w zasadzie bezradna. O co ma walczyć, jeśli nie ma chętnych uczniów? Krzyczą jeszcze odrobinę rodzice, ale cóż, jest nas niewielu, inni jeszcze nie wiedzą, że powinni krzyczeć z nami.
Wszyscy zastanawiamy się, jak zrobić szum wokół tych skandalicznych decyzji - bo tylko w tym widzimy ratunek.
Ja siedzę sobie i wstukuję swoje rozgoryczenie w klawisze. Nie wiem nawet czemu jestem rozgoryczona. To nie moja broszka – syn szkołę za kilka dni skończy, innych dzieci już mieć nie będę. Jednak nie potrafię wyłączyć zdrowego rozsądku. Wiem, że statystycznie ludzi trudniej myślących jest w społeczeństwie określony procent. Wiem, że nie tylko trudności w myśleniu są wskazaniem do specjalnego nauczania. Wiem, że do naszego Ośrodka ostatnio trudniej się było dostać niż do najlepszego liceum w mieście.
Zastanawiam się, gdzie u licha powiat schował te wszystkie dzieci?
Zastanawiam się, czy ktokolwiek przeprowadził prognozę demograficzną i czy ktokolwiek pamięta, że ilość chętnych ma niże i wyże?
Zastanawiam się, czy edukacyjne władze powiatu mogą spokojnie spać, wiedząc, że szkoły pozbywają się uczniów z problemami kierując ich na nauczanie indywidualne, pozbawiając kolegów i możliwości adaptacji w społeczeństwie?
Zastanawiam się do jakiej kiepskiej szkoły – bo na pewno nie do specjalnej – chodziły władze mojego powiatu, że myślą tak odmiennie niż władze innych powiatów?
To władze z mojej opcji politycznej. Jeśli zostaną dalej władzą strzelają same sobie gola, za kilka lat dopadnie ich problem i chyba będą żałowały likwidacji Ośrodka. Ale to tylko władze – myślą najdalej na cztery lata, nie są matkami niepełnosprawnymi, które martwią się całe życie...
Zastanawiam się…
Nie no nad czym właściwie się zastanawiam?
Przecież wiadomo, że specjalni rodzice ze specjalnymi dziećmi mają mieć w życiu gorzej. A jest ta kilkuprocentowa statystyczna szansa, że specjalnymi rodzicami specjalnych dzieci zostaną obecnie rządzący lub ich dzieci i wnuki.
Wtedy zrozumieją…
Napisz komentarz
Komentarze