Trener tomaszowian zaskoczył personalnie. W bramce wystąpił Urbaszek, w obronie Tylak, Gawarzyński, Jaroszewski i Cłapa, linię pomocy tworzył kwartet Golenia – Zdonek – Grad – Grabowski, a obrońców nękali Kuta i Szulc.
Od początku spotkania Widzew nastawił się na grę z kontry nie próbując rozgrywać, bądź atakować wysokim pressingiem. Mogło się to szybko zemścić na łodzianach, bowiem po blisko dziesięciu minutach szansę na otworzenie wyniku meczu miał Golenia obsłużony świetnym dośrodkowaniem z lewej strony w wykonaniu Grabowskiego.
Ostrożny Widzew zareagował i był bliski wyjścia na prowadzenie. Swoje sytuacje zmarnowali napastnik i lewy pomocnik gości, którzy przegrali pojedynki z Urbaszkiem. Ten pierwszy trafił wprawdzie do siatki, chwilę później, po kapitalnym uderzeniu „szczupakiem”, jednak sędziowie dopatrzyli się pozycji spalonej. W odwecie Golenia ponownie mógł dać prowadzenie swojej drużynie, jednak w sytuacji sam na sam z bramkarzem poślizgnął się i nie oddał zbyt precyzyjnego strzału.
Groźniejsze sytuacje łodzian to nie tylko niewykorzystane okazje strzeleckie. Kilkukrotnie goście wychodzili z niebezpiecznymi kontratakami, które tłamszone były w zarodku, lub kończone niedokładnymi podaniami do partnerów.
W przerwie jedna zmiana. Świech wszedł na boisko za Grada. W dalszej części gry było ich jeszcze pięć: Milczarek za Tylaka, Majorowicz za Grabowskiego, Grabolus za Szulca, Łazowski za Golenię i Strzelecki za Kutę. Widzew rozpoczął troszkę odważniej co poskutkowało rzutem karnym chwilę po wznowieniu gry. Na szczęście dla Lechii napastnik łódzkiej drużyny uderzył fatalnie w sam środek i Urbaszek nie miał problemu z obroną.
Z minuty na minutę łodzianie rozkręcali się. Tomaszowianie wciąż korygowali swoje ustawienie, by pozostawić jak najmniej miejsca rywalom. Widzew miał kilka stuprocentowych okazji, jednak Urbaszek był dziś nie do pokonania, a jeśli piłka nie została przez niego zatrzymana, na drodze do bramki stawali jej gracze miejscowej drużyny, bądź niefrasobliwość lub brak szczęścia gości.
Przewaga w drugiej części gry drużyny Widzewa była znaczna. Lechia nie potrafiła skonstruować składnej akcji, choć ambicji i woli walki nie można było jej odmówić. Gospodarze mieli swoje dwie sytuacje po rzutach wolnych wykonywanych przez Świecha i Grabolusa, ale nie były to stuprocentowe okazje.
Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem z czego bardziej zadowoleni mogą być miejscowi zawodnicy. Za tydzień wyjazdowy mecz z Pabianicami, z którymi na jesieni Lechia dostała tęgie lanie. Niemniej jednak maksyma trenera Pawłowskiego głosi: „jesteście tak dobrzy jak Wasz ostatni mecz”, i tego się trzymajmy.
Napisz komentarz
Komentarze