Kapitalizm jest jednym z systemów ekonomicznych, podobnie jak chociażby socjalizm, etatyzm czy korporacjonizm. Każdy z nich przewiduje określony sposób dystrybucji i konsumpcji dóbr, odnosi się też do metod produkcji, handlu, a biorąc wszystko w nawias, określa rolę jednostki w łańcuchu gospodarczym, definiując zakres jej swobód. Najogólniej system ekonomiczny sprowadza się do reguły podziału zasobów pieniężnych w społeczeństwie, w efekcie czego zysk jest nieuchronnym elementem wymiany gospodarczej, co też czyni go przedmiotem każdej teorii ekonomicznej. Siłą rzeczy, socjaliści czy etatyści odwołują się do zysków w takim samym stopniu jak wolnorynkowcy.
Zanim krzykniesz…
Stoczniowiec, który traci pracę, bo jego państwowa posada okazała się nierentowna, przeżywa taki sam dramat, jak właściciel małej, ale świetnie prosperującej piekarni, zamkniętej po kontroli sanitarnej. Obaj mają na utrzymaniu rodziny, obaj równie desperacko szukają źródła dochodu. Obaj odwołują się do swoich zysków. Czy postępują niemoralnie?
Stoczniowiec jedzie do Warszawy, wespół ze zwolnionymi kolegami protestować przeciwko redukcji etatów. Piekarz odwołuje się od decyzji Sanepidu do sądu administracyjnego. Który z nich ma większe szanse na zrealizowanie swoich celów?
Strajk nie przynosi skutków. Decyzja Sanepidu zostaje podtrzymana. Stoczniowiec przechodzi na zasiłek, nie widząc możliwości przekwalifikowania się. Piekarz wysupłuje ostatnie oszczędności, by otworzyć nową firmę. Którego z nich nazywa się człowiekiem pracy i piewcą społecznego solidaryzmu, a którego pazernym kapitalistą?
Masz prawo dążyć do własnego szczęścia
Ludzie mieniący się obrońcami tzw. solidaryzmu społecznego, jak ww. stoczniowiec, odwołują się do swoich zysków w takim samym stopniu, jak pracodawcy. I jak najbardziej mają do tego prawo. Nie postępują jednak uczciwie, dowartościowując pod względem moralnym swoje postulaty, umieszczając je w obrębie dobra powszechnego.
Przedsiębiorca ma prawo walczyć o swobodę handlu (o czym się dzisiaj zapomina), a student starać się o stypendium – żaden z nich nie jest jednak w tym momencie piewcą solidaryzmu. To samo tyczy się wszystkich zbiorowości, takich jak choćby związków zawodowych – ich członkowie wprawdzie działają wspólnie, jednak nie z solidarystycznych pobudek, ale z pragmatycznej kalkulacji – razem mają większe szanse na zrealizowanie swoich indywidualnych celów.
Rozbudowa praw pracowniczych, stały postulat środowisk związkowych, także nie jest przedmiotem społecznego solidaryzmu. Proces rozszerzania tych uprawnień odbywa się najczęściej kosztem pracodawcy (także w mikroskopijnych przedsiębiorstwach), który jest zmuszany do ponoszenia z tego tytułu finansowych nakładów, choć nie rzadziej ma na utrzymaniu rodzinę. Mało tego, zwiększanie kosztów pracy zahamowuje przyrost miejsc zatrudnienia, bo tworzenie nowych etatów przestaje być opłacalne. Gdzie tu zatem solidaryzm związkowców, walczących o lepsze warunki posiadanej już pracy, z bezrobotnymi?
Adam Karpiński
Artykuł ukazał się w miesięczniku Stowarzyszenia Konserwtaywno - Liberalnego KOLIBER
Napisz komentarz
Komentarze