Starałem się dowiedzieć, dlaczego partia prezesa Jarosława Kaczyńskiego ma tak duże poparcie kościoła, a duchowni z ambony przemawiają do wiernych, niczym z mównicy sejmowej, propagując politykę PiSowską. Może nie przeszkadzaloby to tak bardzo, gdyby nie fakt, że dochodzi do swoistej „fanaberii”, kiedy duchowni posuwają się do stwierdzeń, że ci wierni, którzy zagłosują na inną partię niż PiS, nie zasługują na miano katolików, czy Polaków. Nie bardzo jestem w stanie pojąć tę formę duchowego szantażu.
Ponieważ moje krótkie rozważania rozpocząłem od programu „Tomasz Lis Na Żywo”, dlatego też na nim zakończę. W miniony poniedziałek do programu prowadzący zaprosił dwóch polityków PiS, posłankę PO, a także doradcę do spraw historycznych prezydenta Rzeczypospolitej. Nazwiska nie są ważne, dlatego pozwoliłem je sobie ominąć.
Tematyka programu miała dotyczyć morderstwa do jakiego doszło w Łodzi. Zabójstwo polityka PiS i ranienie kolejnego, to tragedia przede wszystkim dla ich rodzin. Jest to także okazja do rozmowy na temat agresji w polskiej polityce. Taki też był temat telewizyjnego spotkania. Niestety, sposób i forma wypowiedzi, wprowadzane co chwilę tematy poboczne, świadczyły o tym, że cele gospodarza programu i jego gości były, delikatnie mówiąc, rozbieżne. Rozmowa maila dotyczyć spraw ważnych, tymczasem politycy PiS postanowili wykorzystać ją do innych celów. Wyjęli kartki i zaczęli wyliczać posłance PO, jak wiele obiecywała jej partia, a jak mało udało się zrobić. Miało być o agresji w debacie publicznej, było agresywnie w debacie telewizyjnej.
Piszę oczywiście o swoich wrażeniach, dosyć subiektywnych, dlatego chciałbym zapytać Was czytelnicy, czy tylko ja odnoszę takie wrażenie, że politycy PiS szukają „dziury w całym”?
GJ
Napisz komentarz
Komentarze